Władysław Dobrowolski, Stanisław Skarżyński, Tadeusz i Wacław Gebethnerowie, Henryk Niezabitowski, Mariusz Zaruski, Stefan Kostrzewski, Stefan Loth, Zdzisław Dziadulski, Karol Rómmel, Józef Lange… Bohaterami książki są odnoszący sukcesy sportowcy, ale łączy ich coś jeszcze – patriotyzm.
Lekkoatleta, szermierz, twórca gimnastyki radiowej – Władysław Dobrowolski. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej służył w 6. Pułku Piechoty Legionów w Wilnie. Jednostka ta brała udział w ofensywie na Kijów, a następnie – po poniesieniu wielkich strat w czasie odwrotu, co wymusiło reorganizację i uzupełnienie – uczestniczyła w słynnej kontrofensywie znad Wieprza.
Z kolei Stanisław Skarżyński, pierwszy Polak, który przeleciał Atlantyk (jednocześnie ustanawiając światowy rekord odległości lotu), walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 29. Pułku Strzelców Kaniowskich. Został postrzelony, jednak po wyleczeniu powrócił na front. 16 sierpnia 1920 r. odniósł poważną ranę nogi w bitwie pod Radzyminem. „Od tej pory utykał, więc jedyną szansą na pozostanie w wojsku było dla niego lotnictwo. Wkrótce wyspecjalizował się w lotach sportowych” – czytamy.
Autorki przybliżyły również losy braci Gebethnerów – Tadeusza i Wacława. „Latem 1920 r. Polskę pokrywała łuna pożarów. Sytuacja na froncie była dramatyczna. 14 lipca Armia Czerwona zajęła Wilno, kilka dni później – Grodno. Mimo trwającej wojny polscy biegacze, skoczkowie i miotacze +na wyraźne żądanie dowódcy okręgu generalnego lwowskiego+ mieli rywalizować o tytuł mistrza kraju. Najlepsi mogli być pewni wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Antwerpii – pierwsze w historii niepodległej Polski. Wacław Gebethner należał do faworytów i nie zawiódł nadziei. W biegu 4 × 100 m wspólnie z kolegami z Polonii zdobył złoto. Do Antwerpii jednak nie pojechał, bo wówczas – jak pisano w odniesieniu do zawodników Polonii – +[wszystko,] co żyło, stanęło w szeregach walczących+” – czytamy. Wacław został zatem przydzielony do 214. Pułku Ułanów, który walczył na Zamojszczyźnie, Wołyniu i środkowej Litwie. Z kolei Tadeusz w trakcie wojny polsko-bolszewickiej służył w 5. Pułku Ułanów Zasławskich, z którym przeszedł cały szlak bojowy – aż do października 1920 r.
W obronie Polski uczestniczył również Stefan Kostrzewski, jeden z najlepszych polskich lekkoatletów międzywojnia. „Mięśnie naprężone do granic możliwości, stopy unoszą się wysoko nad ziemią, wysportowane ciało wygina się podczas skoku. Na twarzy widać wysiłek i skupienie. Tło wokół jakby niewyraźne, rozmazane, liczy się wyłącznie biegacz w biało-czerwonym stroju, właśnie pokonujący przeszkodę” – piszą Magdalena Stokłosa i Aleksandra Wójcik.
Bohaterem książki jest również Karol Rómmel, podpułkownik kawalerii Wojska Polskiego, jeździec i trzykrotny olimpijczyk (Sztokholm 1912, Paryż 1924, Amsterdam 1928). Interesował się również malarstwem, a także wystąpił w kilku filmach (m.in. w „Lotnej” w reżyserii Andrzeja Wajdy). „Zamiłowanie do jazdy konnej ppłk. Rómmel zdradzał od najwcześniejszej młodości. Jeździć zaczął, mając zaledwie lat 6, dosiadając na oklep spokojniejszych koni obozu ćwiczebnego artylerji w Graniach pod Wilnem, gdzie ojciec jego był komendantem” – pisał w 20. rocznicę występu Karola Rómmla na igrzyskach olimpijskich w Szwecji tygodnik „Jeździec i Hodowca”.
Ale sportowców służących Niepodległej było więcej, chociażby Henryk Niezabitowski, Stefan Loth czy Józef Lange. Był też i Mariusz Zaruski. „Opowieść o gen. Mariuszu Zaruskim byłaby zdecydowanie krótsza, gdyby wyliczyć, kim nie był. No bo był i zapalonym taternikiem, zdobywcą górskich szczytów, i grotołazem. Założycielem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Wielbicielem morza, krzewicielem idei budowania Polski jako morskiej potęgi. Twórcą polskiego jachtingu. Wilkiem morskim co się zowie, przeżywającym fascynujące przygody. Idolem młodzieży. Instruktorem harcerskim. Artystą malarzem. Poetą. Pisarzem. Żołnierzem, legionistą, ułanem. Patriotą, który za swą ojczyznę nie wahał się oddać życia” – piszą autorki.
Magdalena Stokłosa i Aleksandra Wójcik przybliżają również postać Zdzisława Dziadulskiego. „O takich ludziach jak Zdzisław Dziadulski bez wielkiej przesady można powiedzieć, że urodzili się w siodle. Jego sposób prowadzenia konia, sylwetka i styl jazdy były bardzo widowiskowe, szeroko komentowane i głośno oklaskiwane na całym świecie. Ten znakomity jeździec reprezentował narodowe barwy na wszystkich ważniejszych międzynarodowych konkursach. I to w czasach, kiedy hippika była nie tylko dyscypliną sportową. Była czymś znacznie więcej – emanacją niezłomnego polskiego ducha i świadomości narodowej w odrodzonym państwie” – czytamy.
Książka „Sportowcy dla Niepodległej. Opowieść na stulecie Bitwy Warszawskiej” Magdaleny Stokłosy i Aleksandry Wójcik ukazała się nakładem Instytutu Łukasiewicza.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/