Dwadzieścia sześć sylwetek żołnierzy antykomunistycznego niepodległościowego podziemia składa się na książkę „Ostatni komendanci, ostatni żołnierze 1951-1963”.
Sfałszowane przez komunistów wybory, które odbyły się w lutym 1947 roku spowodowały załamanie się nadziei społeczeństwa. Sejm powstały w wyniku tych „wyborów” ogłosił amnestię dla członków antykomunistycznego podziemia. W rezultacie walki zaprzestała większość z nich. W latach 1948-1949 zostały rozbite ponadpowiatowe struktury podziemia. W latach 50. już tylko nieliczni zostali w konspiracji, z bronią w ręku.
Praca zbiorowa „Ostatni komendanci, ostatni żołnierze” to biografie dwudziestu sześciu niezłomnych ludzi, walczących do końca, ukrywających się, ginących w walce, aresztowanych i skazanych, w tym straconych z wyroku sądów wojskowych. Ostatnim z ostatnich był Józef Franczak „Laluś”, który zginął w 1963 roku. Książka zawiera życiorysy najsłynniejszych dowódców: Jana Tabortowskiego „Bruzdy”, Kazimierza Kamieńskiego „Huzara”, Mieczysława Dziemiszkiewicza „Roja”, Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, a także przypomina tych mniej dotąd znanych.
Dla bohaterów książki wojna nie zakończyła się w 1945 r. Do rangi symbolu urasta opanowanie Grajewa i rozbicie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przez oddział mjr Tabortowskiego w nocy z 8 na 9 maja 1945 roku. Zaczęła się walka zarówno z obecnymi w Polsce oddziałami Armii Czerwonej i NKWD, jak i polskimi władzami komunistycznymi oraz ich aparatem terroru.
Próby powrotu do normalnego życia nie udawały się. Ludzie podziemia korzystali z amnestii, ujawniali się, podejmowali pracę. Jednak na skutek inwigilacji i zagrożenia aresztowaniem byli zmuszeni znów przejść do konspiracji. Jest to m.in. przypadek Stanisława Cieślewskiego, który więziony był przez NKWD do 1946 roku. W 1947 r. po powrocie do Polski skorzystał z amnestii. Był dyrektorem w fabryce sklejki płyt w Piszu. Władze bezpieczeństwa próbowały go zwerbować. W tej sytuacji postanowił ukrywać się. W 1952 r. zginął w obławie UB i KBW.
Tomasz Łabuszewski podkreśla we wstępie, że wbrew komunistycznej propagandzie żołnierze niepodległościowego antykomunistycznego podziemia nie reprezentowali jednej opcji politycznej. Byli wśród nich narodowcy, piłsudczycy, socjaliści, ludowcy a także „apolityczni bojownicy wierni idei propaństwowej, dla których podstawowym i często jedynym imperatywem działania była gotowość walki o wolną Polskę”. Wśród żołnierzy podziemia antykomunistycznego znajdowali się ludzie ze wszystkich warstw społeczeństwa, ze znaczącym udziałem chłopów. Wywodzili się z szeregów AK, BCh, NOW i NSZ.
Dla bohaterów książki wojna nie zakończyła się w 1945 r. Do rangi symbolu urasta opanowanie Grajewa i rozbicie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przez oddział mjr Tabortowskiego w nocy z 8 na 9 maja 1945 roku. Zaczęła się walka zarówno z obecnymi w Polsce oddziałami Armii Czerwonej i NKWD, jak i polskimi władzami komunistycznymi oraz ich aparatem terroru.
Większość z nich odebrała jeszcze przed wojną wychowanie w duchu patriotycznym, w szacunku dla tradycji insurekcyjnej. A działalność podziemia antykomunistycznego miała w pierwszych powojennych latach niewątpliwie charakter powstańczy: partyzanci walczyli bowiem z regularnymi, komunistycznymi formacjami, zarówno sowieckimi jak i krajowymi. Likwidowali też funkcjonariuszy UB, konfidentów, działaczy PPR, aktywistów przeprowadzających kolektywizację wsi.
„Za co lub w imię czego ginęli komuniści i ludzie pozostający w ich służbie? Niezależnie od złożonych, indywidualnych motywacji – odpowiedź musi brzmieć – za dyktaturę PZPR!” - piszą Kazimierz Krajewski i Tomasz Łabuszewski, autorzy życiorysu Mieczysława Dziemiszkiewicza „Roja”.
Na ważny a chyba zupełnie nieznany i niedoceniany aspekt działalności niepodległościowego podziemia zwraca uwagę Grzegorz Makus w tekście poświęconym Edwardowi Taraszkiewiczowi „Żelaznemu”, bratu Leona ps. Jastrząb, dowódcy oddziału. „Oddział zajmował się również likwidacją pospolitego bandytyzmu. Była to prawdziwa plaga i gdyby nie oddziały niepodległościowego podziemia, polska wieś zostałaby ograbiona doszczętnie, spływając przy tym obficie krwią. Tam gdzie działały silne oddziały polskiego podziemia, bandytyzmu po prostu nie było”.
Dla bohaterów książki - ostatnich żołnierzy podziemia antykomunistycznego, nie było powrotu do legalnego życia. Czekać ich mogło tylko więzienie albo wyrok śmierci. Leon Majchrzak „Dzięcioł” był skazany na karę śmierci jeszcze w 1945 roku za przynależność do AK. Zamieniono ją na 10 lat pozbawienia wolności. Udało mu się zbiec z więzienia. „Nieustannie poszukiwany przez aparat bezpieczeństwa, nie mógł powrócić do normalnego życia. Jego wybór dalszej walki był w tym kontekście tylko wyborem rodzaju śmierci – nie w więzieniu z rąk ubeckich oprawców, lecz z bronią w ręku” - pisze o Majchrzaku Daniel Piekaruś.
Kilkuosobowe, kilkunastoosobowe oddziałki działające w latach 50. były grupami przetrwania, liczącymi na III wojnę (a nadzieje takie mógł nieść konflikt zbrojny w Korei). Taką grupą był oddziałek Kazimierza Krasowskiego „Głuszca”, przez który w latach 1950-1953 przewinęło się siedmiu partyzantów.
Część akcji prowadzonych w latach 50. była związania z zaopatrzeniem się w pieniądze, żywność i podstawowe artykuły potrzebne do przeżycia. Jedynie sporadycznie likwidowano konfidentów, funkcjonariuszy bezpieki, aktywistów partyjnych. Walkę z MO, UB i KBW podejmowana była tylko w samoobronie. Jedną z ostatnich walk stoczył 5 lipca 1953 r. oddział Wacława Grabowskiego „Puszczyka” w Niedziałkach. Okrążeni żołnierze nie posłuchali wezwania do poddania się, podjęli próbę obrony i przebicia się. Zginęło siedmiu partyzantów wraz z dowódcą.
Oddział „Puszczyka” został wskazany przez denuncjatora. Ostatni żołnierze podziemia niepodległościowego, korzystający z pomocy i opieki wielu ludzi, bez których nie mogliby przetrwać w konspiracji, ginęli i wpadali w ręce bezpieki najczęściej na skutek działalności agentury, werbowanej niejednokrotnie przy pomocy szantażu.
Spośród 26 bohaterów książki 21 zginęło z bronią w ręku, poległo podczas obław, wybrało samobójstwo zamiast dostania się w ręce bezpieki, zostało skazanych na karę śmierci i straconych. Pozostali otrzymali wyroki od 6 do 12 lat więzienia. Jak pisze Tomasz Łabuszewski, ludzie ci dali świadectwo oporu i braku zgody na zniewolenie Polski przez Sowietów i ich komunistycznych popleczników.
Osobny rozdział poświęcony został antykomunistycznym polskim oddziałom i ich dowódcom na północno-wschodnich kresach Rzeczpospolitej anektowanych przez Związek Sowiecki. Przez kilka powojennych lat działały trzy poakowskie ośrodki polskiego oporu: Samoobrona Ziemi Grodzieńskiej, Samoobrona Wołkowyska i Obwód AK Szczuczyn-Lida. Poza wyjątkowymi sytuacjami nie miały one dość sił, by prowadzić aktywne działania przeciw wojskom NKWD. Likwidowano natomiast funkcjonariuszy i współpracowników NKWD, lokalnych działaczy komunistycznych. Ostatni partyzanci z oddziałów zorganizowanych na Grodzieńszczyźnie przez Mieczysława Niedzińskiego „Mena”, polegli w 1952 roku.
Okręgiem AK Szczuczyn-Lida dowodził Anatol Radziwonik „Olech”, pochodzący z polskiej prawosławnej rodziny. Jego partyzanci – byli to zarówno katolicy jak i prawosławni - bronili miejscowej ludności przed terrorem NKWD i bezprawiem sowieckich urzędników. W 1948 roku kilkanaście tworzących się kołchozów. Jak piszą Kazimierz Krajewski i Tomasz Łabuszewski „Olech” i jego żołnierze cieszyli się autentycznym poparciem ludności. „Olech” zginął w maju 1949 roku.
Książka zawiera kalendarium wydarzeń od 1951 do 1963 r., związanych z ostatnimi żołnierzami antykomunistycznego podziemia a także wykaz partyzantów z tamtych lat.
„Ostatnich komendantów, ostatnich żołnierzy 1951-1963” wydała Kancelaria Prezydenta RP. Pomysłodawcą książki był szef Kancelarii, minister Władysław Stasiak, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Tomasz Stańczyk (PAP)