Był aktorem na wagę złota. Miał pełną świadomość wszystkich środków, których używał. Mobilizował maksymalnie innych aktorów, wyciągał z nich rzeczy, o których nawet nie wiedzieli, że je mają - mówi reżyser Janusz Majewski, wspominając zmarłego Wojciecha Pszoniaka.
Reżyser Janusz Majewski podkreślił, że odejście Wojciecha Pszoniaka to dla niego "w pierwszym rzędzie śmierć przyjaciela, bliskiego człowieka". "Poznaliśmy się bardzo dawno temu. Robiłem film +Zazdrość i medycyna+ i zaproponowałem mu rolę. Mieliśmy próby, właściwie już byłem na niego zdecydowany, ale pojawiła się inna szansa, a mianowicie znakomity - nie tyle aktor, co postać - Włodzimierz Boruński. Myślałem, że jest chory i nie może zagrać, ale okazało się, że może. Wojtek zgodził się ze mną, że on będzie lepszy, bo będzie prawdziwy, a Wojtek musiałby grać i to byłaby zupełnie inna rola. Wtedy zawiązała się między nami przyjaźń" - powiedział.
Artyści przez lata utrzymywali stosunki przyjacielskie. Na planie spotkali się w 2010 r. "Znalazłem dla niego rolę w +Małej maturze 1947+, a on ją przyjął. Później zagrał u mnie w +Excentrykach, czyli po słonecznej stronie ulicy+ rolę, która zabłysnęła mistrzostwem, była zauważona i nagrodzona. Równocześnie nasza przyjaźń stawała się coraz bliższa. Bywaliśmy u Pszoniaków, a kiedy mieszkaliśmy na wsi - oni przyjeżdżali do nas kilkakrotnie. Później, gdy żony już nie było na świecie, przychodziłem do nich na kolacje, które Wojtek przyrządzał, bo był świetnym kucharzem. To była jego pasja. Mieliśmy zresztą sporo innych wspólnych zainteresowań – sztuka, obrazy, piękne meble, przedmioty" - wspomniał reżyser.
Majewski zwrócił uwagę, że Wojciech Pszoniak był "jednym z nielicznych aktorów, którzy nie tylko mają wrodzony i rozwinięty umiejętnie talent", ale też "bardzo silną kontrolę swojej inteligencji". "On miał pełną świadomość wszystkich środków, których używał. Poza tym mobilizował maksymalnie innych aktorów. Swoją obecnością wyciągał z nich rzeczy, o których oni nawet nie wiedzieli, że je mają. Tacy aktorzy są na wagę złota" - zaznaczył.
Dodał, że prywatnie Wojciech Pszoniak był człowiekiem "szalenie towarzyskim". "Zawsze był duszą towarzystwa. Wspaniale opowiadał różne anegdoty, które się zapamiętywało i stosowało. A równocześnie był bardzo surowy w sądach. Wobec siebie też był bardzo wymagający. Nie zadowalał się byle czym, pierwszym efektem. My mogliśmy wszyscy być zachwyceni, a on mówił: +nie, to jeszcze nie tak, jeszcze trzeba to czy owo wydobyć+" - podsumował Majewski. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/