„Ideę stworzenia języka prostej komunikacji całej ludzkości można by uznać za metodę porządkowania świata – zaprowadzania w nim wyższego ładu. Raczej teoretycznie, skoro w poprzednim stuleciu, stosując zwykły język, człowiek doszedł do skrajnej destrukcji” – zauważa Zbigniew Gluza, prezes Ośrodka KARTA. Esperanto, najpopularniejszy sztuczny język, to temat najnowszego numeru kwartalnika „Karta”.
„Mój ojciec i dziadek byli nauczycielami języków. Język był zawsze najdroższym przedmiotem moich zainteresowań” – pisał Ludwik Zamenhof, twórca esperanto. Sztucznie stworzony język został ogłoszony w 1887 r., a podręcznik do jego nauki – pierwotnie wydany w języku rosyjskim i niemal natychmiast przetłumaczony na polski, francuski, angielski i niemiecki – zdobył popularność zarówno na ziemiach Imperium Rosyjskiego, jak i na zachodzie Europy. Źródeł sukcesu esperanto można upatrywać w nabierającej tempa modernizacji, popularności masowych ruchów politycznych i wielkich idei, obok których rozwijał się ruch esperantystów, osadzony na własnych ideach braterstwa i równości.
„Choć sam projekt był apolityczny, jego praktyczne i ideowe wymiary sprawiły, że po I wojnie światowej do jego zwolenników licznie dołączyli lewicowi robotnicy, widząc w esperancie sposobność krzewienia proletariackiego internacjonalizmu” – czytamy. Corocznie odbywają się Światowe Kongresy Esperanto. Pierwszy z nich, w 1905 r., zgromadził niemal 700 uczestników, kolejny zaś już 1200. Współczesne kongresy potrafią skupić nawet 2 tys. esperantystów z całego świata. W 1987 r. do Warszawy przybyło ich niemal 6 tys., by świętować stulecie języka. „Huczne obchody jego stulecia wewnątrz Peerelu – w wyjątkowo ponurym 1987 r. – można uznać za akt przewrotnej groteski. Podniosłe słowa wywyższające sztuczny język w warunkach absurdalnego systemu, paraliżującego wszelką aktywność zbiorową – akcentowały nie uniwersalną otwartość, lecz sztuczność zamkniętego przedsięwzięcia. Esperantyści łatwiej mogli z bloku sowieckiego wyjeżdżać za granicę, więc naturalnie skrzykiwali się w swoiste biuro podróży, tak naruszając podział Europy” – zauważa Zbigniew Gluza.
Z kolei zbiór „Dorastanie do Cata” stanowią fragmenty młodzieńczego dziennika Stanisława Mackiewicza (1896–1966) – konserwatywnego polityka, pisarza i publicysty. Cat urodził się w Petersburgu, w zubożałej rodzinie ziemiańskiej. W latach 1922–1939 był redaktorem naczelnym wileńskiego „Słowa”, posłem na sejm z listy BBWR (1928–1930), a w 1939 r. został osadzony na krótko w Berezie Kartuskiej. Po wybuchu II wojny udał się na emigrację. W latach 1954-1955 był premierem rządu RP na uchodźstwie. Po powrocie do Polski m.in. znalazł się wśród sygnatariuszy Listu 34, był także oskarżony o współpracę z „Kulturą” paryską.
„Wrzenie wsi” jest natomiast opowieścią o najpotężniejszym proteście w II RP. Po śmierci Józefa Piłsudskiego sanacja zrezygnowała z pozorów demokracji. Polityka gospodarcza i społeczna piłsudczyków najmocniej uderzyła w wieś. Wobec tego opozycyjne Stronnictwo Ludowe latem 1937 r. zdecydowało się na próbę przewrotu. Mimo zapowiedzi inicjatorów protest nie przyniósł jednak sanacji egzystencjalnego zagrożenia. Co więcej, determinacja ruchu ludowego nie uruchomiła środowisk robotniczych, a także nie zyskała wsparcia lewicowej ani prawicowej opozycji. „Miasta zdawały się przyjmować bunt wsi mimo jego zdefiniowanych politycznych celów, jako partykularną sprawę chłopów; nawet jeśli zasadną, to nie własną. Zabrakło prodemokratycznego wsparcia, co pozwoliło sanacji zastosować jej zwykły reżim” – czytamy. O bezwzględności i mściwości sanacyjnej dyktatury świadczy nie tylko brutalność pacyfikacji strajku (ponad 40 ofiar śmiertelnych, liczni ranni, kilka tysięcy aresztowanych), lecz także uporczywe nękanie chłopów sądownie (przez dwa pełne lata zdołano skazać kilkuset działaczy ludowych na więzienie nawet do 3,5 roku).
W najnowszym numerze „Karty” znalazła się również pierwsza odsłona nowego cyklu „Małe ojczyzny”. „Hrubieszów 1939–44” to obraz życia w wieloetnicznym mieście oczami uczniów. W tym polsko-żydowskim mieście w jednej klasie uczą się co prawda wspólnie, ale obok, dzieci obu narodowości. Jednak pierwszego września 1939 r., zamiast dzwonka, w szkołach słychać komunikat o wojnie. „Zebrane nauczycielstwo w mojej kancelarii po pobory w dniu 1 września wysłuchało orędzia prezydenta Ignacego Mościckiego o rozpoczęciu wojny z Niemcami. Słuchaliśmy tej smutnej informacji stojąc – i nie wiedzieliśmy, kiedy i jak mamy przystąpić do swoich czynności. Była wtedy godzina 12.10. Z zawrotem głowy wszyscy wracali do swoich domów, nie wiedząc, co dalej czynić. Kierownictwa otrzymały polecenie nie rozpoczynać zajęć szkolnych. Gmach szkolny został zajęty przez zmobilizowanych kolejarzy” – zanotował w kronice Szkoły nr 3 Edward Szczech.
„Rodzina wrogów” opowiada z kolei historię deportowanej w głąb ZSRS polskiej rodziny ziemiańskiej widzianej z perspektywy Marii Wierzchowskiej, będącej wówczas młodą dziewczyną. Natomiast w materiale „Sąsiedzi z Terki” czytelnicy przeczytają o zbrodni w tej ukraińsko-polskiej wsi. Latem 1946 r. we wsi u podnóża Bieszczadów polsko-ukraińska nienawiść doprowadziła do skrajnych aktów przemocy, a wieś Terka stała się symbolem sąsiedzkiej zbrodni.
W numerze znalazła się też opowieść o pierwszym polskim konwoju z pomocą humanitarną do oblężonego miasta. „Wjazd do Sarajewa” to wspomnienia Janiny Ochojskiej i teksty reporterów, którzy wzięli udział w tym wydarzeniu. Natomiast „Podniesienie głów” Tomasza Sulimy to notowane na gorąco zapiski polskiego Białorusina z sierpnia i września 2020 r., pokazujące protesty wolnościowe na Białorusi.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /