Jan Paweł II rozwiązywał problemy jednoznacznie i działał adekwatnie do posiadanej wiedzy. Nigdy nie uchylał się od działania i w żaden sposób nie tuszował spraw pedofilskich - mówi b. premier i b. ambasador przy Stolicy Apostolskiej, członek Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich, prof. UAM Hanna Suchocka.
PAP: Stolica Apostolska opublikowała 10 listopada raport na temat oskarżanego o molestowanie nieletnich i dorosłych b. kardynała Theodore'a McCarricka z USA. Czy wynika z niego, że papież Jan Paweł II mógł wiedzieć o tej sprawie?
Hanna Suchocka: Od kilku dni jesteśmy świadkami bardzo burzliwej wymiany opinii wokół tego raportu. Jest to 449-stronicowy raport o zachowaniu McCarricka, jak mówi dobitnie G. Weigel o jego szczegółowo udokumentowanych "zbrodniach, grzechach, kłamstwach i manipulacjach". Można jednak odnieść wrażenie, że w niektórych środowiskach nastąpiło przekształcenie tego raportu w akt oskarżenia przeciwko Janowi Pawłowi II. Gruntowna, dokładna analiza raportu nie daje podstaw do wysuwania takich oskarżeń wobec JP II. Jako pierwszy w debacie wykazał to bardzo mocno o. Maciej Zięba, doskonały znawca biografii i nauczania Jana Pawła II, który w odróżnieniu od wielu krytyków papieża przeanalizował raport bardzo dokładnie.
PAP: O czym w takim razie ten raport mówi w stosunku do Jana Pawła II?
H.S.: O tym, że to Jan Paweł II podjął w ostateczności decyzję o mianowaniu McCarricka na arcybiskupa Waszyngtonu, a następnie kardynała. Temu zaprzeczyć nie można.
PAP: A o czym raport Watykanu nie mówi?
H.S.: O tym, że Jan Paweł II wiedział o poczynaniach McCarricka i mimo to mianował go. Takie stwierdzenie szeroko obecnie formułowane jest nieprawdziwe i nie wynika z raportu. Pozwala natomiast tworzyć negatywny obraz Jana Pawła II.
PAP: Jakie działania podjął Jan Paweł II w sprawie McCarricka?
H.S.: Przede wszystkim wobec pojawiających się negatywnych opinii wokół McCarricka Jan Paweł II rozpoczął śledztwo, zlecił dogłębne badanie i sprawdzenie go poprzez nuncjusza i biskupów amerykańskich, aby zweryfikować te doniesienia. Nie było żadnej powierzchowności w podjęciu decyzji przez Jana Pawła II. Raport wyraźnie nakreśla kalendarium działań. Jan Paweł II nie uzyskał zatem żadnego jednoznacznego dowodu dotyczącego popełnienia czynów zarzucanych McCarrickowi. Otrzymał natomiast jego osobisty list, w którym on wszelkim negatywnym informacjom zaprzeczał. Mając zatem informacje przekazywane przez nuncjusza i od biskupów amerykańskich oraz osobisty list kandydata podjął decyzję. Papież nie zakładał w ogóle, że biskup może go okłamywać, wręcz oszukiwać. Trzeba jeszcze brać pod uwagę doświadczenie Jana Pawła II z systemu komunistycznego, w którym prokurowano fałszywe oskarżenia i pomówienia względem księży, stąd z wielką rezerwą i ostrożnie podchodził do takich oskarżeń.
PAP: Czy można powiedzieć, że Jan Paweł II podjął błędną decyzję o nominacji McCarricka na biskupa Waszyngtonu?
H.S.: Z perspektywy czasu, mając więcej dowodów i dokumentów, można tak ją oceniać. Każdy człowiek, nawet święty ma prawo popełniać błędy. Wystarczy prześledzić życiorysy świętych. Dopiero znacznie później wyszła na jaw cecha McCarricka, mistrza oszustw, który według George’a Weigla, umiejętnie uzyskiwał zaufanie ludzi, polityków, prezydentów USA, biskupów, a następnie ich zdradzał i oszukiwał. Jan Paweł II jednak takiej wiedzy nie posiadał.
Papież podejmując decyzję opierał się na dostarczonych mu błędnych przesłankach, brak było jednoznacznych dowodów co do zachowań pedofilskich McCarricka. Nie ulega wątpliwości, że każdy, kto kierował, zarządzał jakąś instytucją, firmą wie, że nawet najlepszemu zarządzającemu, mogą zdarzyć się sytuacje kiedy w oparciu o mylne przesłanki, których nie udało się do końca zweryfikować, podejmuje niewłaściwą decyzję personalną.
PAP: Kto więc popełnił błąd ws. McCarricka? Kto jest winny temu zaniedbaniu?
H.S.: Znając sposób myślenia Jana Pawła II jest oczywiste, że nie mógłby on "awansować" McCarricka, gdyby posiadał jednoznaczną wiedzę o jego zachowaniu w stosunku do nieletnich. Otrzymywał różne, sprzeczne sygnały. Można zgodzić się z wszystkimi, którzy mówią, że Jan Paweł II został oszukany. Nic natomiast nie uzasadnia stwierdzenia, że Jan Paweł II tuszował pedofilię. W świetle raportu postawa Jana Pawła jest jednoznaczna. Wiemy, że także papież Franciszek miał zaufanie do McCarricka i z nim współpracował. Jednoznaczne dowody w jego sprawie wyszły dopiero w 2017 r. Jan Paweł II dowodami nie dysponował. Zwrócił się o nie, ale ich nie uzyskał.
PAP: W Polsce po publikacji raportu ws. McCarricka zdewastowano wiele pomników św. Jana Pawła II. Czy jest możliwy upadek autorytetu papieża?
H.S.: Publikacja raportu nastąpiła w bardzo napiętym w Polsce okresie. Kwestia rozliczeń z pedofilią w kościele polskim od kilku lat jest jednym z najważniejszych tematów w debacie publicznej i uzasadnionej krytyki pod adresem kościoła o bezczynność. Publikacja raportu, a zwłaszcza komentarze wokół niego, w wielu przypadkach wygłaszane bez dokładnej analizy raportu, zaogniły i tak już bardzo napiętą atmosferę. W takiej sytuacji trudno o pogłębioną refleksję i stąd już tylko krok do agresywnych zachowań, spersonalizowanych pod adresem Jana Pawła II, jakich jesteśmy świadkami. W takiej sytuacji trudno się przebić z argumentami pokazującymi działania Jana Pawła II na rzecz walki z pedofilią. Nie zwalnia to jednak z obowiązku przypominania, że Jan Paweł II był w istocie pierwszym papieżem, który zaczął się mierzyć z tą mroczną rzeczywistością, najpierw w kościele amerykańskim.
Po wizycie "ad limina" amerykańskich biskupów w 1993 r. papież napisał list, w którym jednoznacznie powiedział, że krzywdzenie dzieci jest zgorszeniem i że należy z tym walczyć. Tam pojawiła się słynna zasada zero tolerancji. W 2001 r. Jan Paweł II wydaje list apostolski "Sacramentorum sanctitatis tutela", w którym określa wyraźne zasady, które miały obowiązywać w sprawach o przestępstwo przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnione przez duchownego wobec osoby młodej, poniżej osiemnastego roku życia. Czyny te zostały uznane za najcięższe przestępstwa, jakich może dopuścić się kapłan. Wydłużono termin przedawnienia się przestępstw, a w niektórych sprawach dano Kongregacji Nauki Wiary prawo do zawieszenia przedawnienia. Dokument ten nakazywał zgłaszanie do Watykanu wszystkich oskarżeń wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży, uprawdopodobnionych przez dochodzenie wstępne. Wprowadzono zatem mechanizm kontroli ze strony Kongregacji Nauki Wiary, która została upoważniona do działania w tych przypadkach "jako trybunał apostolski".
PAP: A jak postrzega pani działania papieża z perspektywy ambasadora Polski w Watykanie?
H.S.: Jan Paweł II rozwiązywał problemy jednoznacznie i działał adekwatnie do posiadanej wiedzy. Nigdy nie uchylał się od działania i w żaden sposób nie tuszował spraw. Podczas pełnienia misji ambasadora przy Stolicy Apostolskiej wybuchł wtedy bardzo ostro skandal pedofilski w Stanach Zjednoczonych. Był to rok 2002. Pojawiały się kolejne zatrważające fakty. Papież natychmiast zwołał specjalne spotkanie z kardynałami amerykańskimi w Watykanie. Wykorzystanie seksualne nieletnich zaliczył do ciężkich grzechów Kościoła. Uznał, że Kościół nie pomoże społeczeństwu, jeśli tego grzechu w sobie nie przełamie środkami właściwymi dla Kościoła. Papież podkreślił również fakt braku adekwatnej reakcji Kościoła na te zjawiska do tej pory. Jego zdaniem był on spowodowany ogólnym brakiem wiedzy o naturze problemu.
Bezpośrednim efektem spotkania było zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską w grudniu 2002 r. dokumentu amerykańskich biskupów, w którym zawarte zostały zasadnicze zasady dotyczące postępowania w tych sprawach, zwłaszcza konieczność współpracy biskupów z rodzicami, władzami cywilnymi, nauczycielami i różnymi organizacjami na rzecz stworzenia i obrony najbezpieczniejszego otoczenia dla nieletnich. Jeśli choćby pojedynczy akt seksualnego wykorzystania przez księdza lub diakona zostanie przez niego potwierdzony lub udowodniony w czasie procesu zgodnego z prawem kanonicznym, osoba ta zostanie na stałe zwolniona z posługi kościelnej, nie wyłączając wykluczenia ze stanu duchownego, jeśli będzie to uzasadnione konkretnym przypadkiem.
Znalazło się też postanowienie, aby żaden ksiądz czy duchowny, który popełnił takie czyny nie mógł być przeniesionym do innej diecezji czy prowincji zakonnej.
PAP: Co powinien zrobić Kościół, aby ukarać tych, którzy dokonywali nadużyć seksualnych i ukrywali takie fakty?
H.S.: Przede wszystkim konieczna jest jednoznaczna postawa kościołów lokalnych i jasne przekonanie, że dążenie do rozprawienia się z pedofilią i wytykanie tych spraw nie jest atakiem na Kościół, a jest istotne dla oczyszczenia się kościoła. Na początku, kiedy zaczęto masowo ujawniać sprawy pedofilii w Stanach Zjednoczonych, w Irlandii panowało takie przekonanie, że zjawisko to dotyka tylko tamte kościoły, a nie nas. Tak jednak nie było i wiadomo już, że zjawisko pedofilii dotyczy wszystkich kościołów na świecie, nie wyłączając kościoła polskiego. Mimo to próbowano stale "trzymać trupa w szafie". Kluczowa jest zmiana myślenia i zmiana działania. Kościół nie pomoże społeczeństwu, jeśli tego grzechu w sobie nie przełamie środkami właściwymi dla Kościoła. Konieczna jest transparentność i jednoznaczność. Odpowiednie instrumenty prawne są w rękach kościoła jak i państwa. Są one jednak jakby zablokowane, postawą przeczekania.
PAP: Jaką rolę w wyjaśnianiu przypadków nadużyć seksualnych w Kościele pełni Papieska Komisji ds. Ochrony Nieletnich?
H.S.: Podjęte musza być działania zarówno w kościołach lokalnych jak i na poziomie Stolicy Apostolskiej. Stolica Apostolska także sukcesywnie uzyskiwała wiedzę o skali zjawiska pedofilii w kościele. Papież Benedykt powiedział, że wiedzieliśmy, że to zjawisko w kościele istnieje, ale nie mieliśmy świadomości jego rozmiaru. Ta fala z wielką siłą uderzyła w 2010 r. To wszystko, a zwłaszcza dogłębniejsza wiedza o skali zjawiska, między innymi zadecydowało o decyzji papieża Franciszka powołania Komisji ds. Ochrony Nieletnich. Celem tej komisji nie jest badanie poszczególnych przypadków spraw.
To nie jest Komisja o charakterze sądu czy prokuratora, która ma zastępować odpowiednie instancje w kościele lokalnym czy na poziomie watykańskim. Jest to ciało, składające się w zdecydowanej większości z osób świeckich, które ma doradzać papieżowi i przygotować propozycje dyrektyw i rozwiązań pozwalających usuwać blokady w prowadzeniu postępowań związanych z pedofilią.
W 2016 r. Franciszek wydał motu proprio "Come una madre amorevole", w którym zapisał m.in., że biskupa można usunąć z urzędu, "jeśli wskutek zaniedbania dokonał lub zaniechał czynów, które wyrządziły poważne krzywdy innym, czy to osobom fizycznym, czy całej wspólnocie". Zaznaczył, że w "przypadku nadużyć wobec nieletnich lub bezbronnych dorosłych wystarczy, że był to poważny brak sumienności". W kolejnym instrumencie prawnym papież doprecyzował tę ogólna zasadę. Na mocy bardzo ważnego dokumentu motu proprio z 2019 r. "Vos estis lux mundi" także wierni świeccy mogą, a duchowni są zobowiązani składać doniesienia o rażących zaniedbaniach przełożonych kościelnych, diecezjalnych i zakonnych za pośrednictwem nuncjuszy lub metropolitów. I wiele takich doniesień złożono. Ale drogę do tego w 2001 r. otworzył Jan Paweł II swoim listem "Sacramentorum sanctitatis tutela". Franciszek bogatszy w negatywne niestety doświadczenia ostatnich lat idzie konsekwentnie jego drogą i uzupełnia ją o kolejne niezbędne elementy.
Transparentność w postępowaniu jest dzisiaj wartością na tyle ważną, że jej brak odbiera Kościołowi wiarygodność. W grudniu 2019 r. papież podjął decyzję o zniesieniu tajemnicy papieskiej w tych sprawach. To rozwiązanie, o co konsekwentnie występowała Komisja, uznawane jest za przełomowe. Pozwala uniknąć konfliktów pomiędzy władzami kościelnymi a państwowymi w zakresie dostarczania informacji i przekazywania dokumentów i w istotny sposób stanowi gwarancje praw pokrzywdzonego.(PAP)
Rozmawiała: Iwona Pałczyńska
ipa/ mhr/