„Szlachetne trunki, o których mówiono i pisano, że płyną złocistą czy bursztynową strugą, towarzyszą ludzkości od zamierzchłych czasów, kiedy w pomroce dziejów wykluwały się cywilizacje” – przypomina autorka najnowszej książki poświęconej dziejom jednego z najważniejszych napojów w historii ludzkości.
Historyk kultury dr Maria Falińska od kilku miesięcy na łamach „Mówią wieki” publikuje kolejne artykuły poświęcone historii piwa. W rozszerzonej, książkowej wersji przedstawia je w formie „odysei” – historii bez końca, trwającej od tysiącleci i nierozerwalnie związanej z rozwojem cywilizacji. Zdaniem dr Falińskiej produkcja, sposoby konsumpcji piwa i jego obecność w sferze sacrum są odbiciem porządków i hierarchii społecznych. „W nieoczekiwanych momentach z mozaiki faktów i ciekawostek wyłania się piwo występujące w roli zwykłego napoju i zarazem jako danina, ofiara, część modlitwy lub hymnu na cześć władcy. Już w owym czasie trunek ten zaznacza swą kulturową moc i zdolność przenikania różnych sfer życia ludzkiego. Tak jest i w innych, późniejszych epokach – pójdźmy więc tym tropem” – podkreśla, pisząc o najstarszych śladach obecności piwa w społeczeństwach starożytności Bliskiego Wschodu. Jak zauważa autorka, opowieści o złotym trunku powstałe w kręgu cywilizacji Bliskiego Wschodu przenikały w zaskakującej formie do odległych krain i mieszały się z lokalnymi zwyczajami, w ten sposób trwając całe tysiąclecia. Do dziś ich dalekie echa są obecne w folklorze wielu zakątków Europy.
Niezależnie od wielu różnic kulturowych piwo zawsze było postrzegane jako ważny symbol udanej pracy na roli, nawiązywania więzów sąsiedztwa i rodzinnych świąt. Piwo było również napojem na ciężkie czasy i pocieszeniem dla społeczeństw w najciemniejszych okresach historii. Tak było m.in. po upadku Cesarstwa Rzymskiego. „Porwane nici powiązań transportowych Italii i całego południa z jej północną częścią w znacznym stopniu zredukowały dalekosiężną wymianę handlową, ale stymulowało to handel lokalny, produkty, gusty. Była to wielka szansa dla piwa, którą wykorzystało ono znakomicie. Europa kształtowała się na nowo, a powiązania gospodarcze zaczęły się odradzać” – zauważa dr Maria Falińska. Piwo pili przedstawiciele wszystkich warstw społecznych i, co równie istotne, jego produkcja koncentrowała się w klasztorach – miejscach przechowywania dzieł kultury, wiedzy naukowej, ale co też istotne, będących ważnymi ośrodkami gospodarczymi. Nieprzypadkowo za najlepsze piwo świata uchodzi trunek warzony w jednym z belgijskich klasztorów. Trunek ten towarzyszył także ówczesnym mieszczanom, szczególnie rzemieślnikom: „Piwo spajało zbiorowość zawodową nie tylko w formule biesiady organizowanej z jakiejś okazji. Przykładowo w bractwie rymarzy i siodlarzy wracających z zebrania cechowego na przedmieściu zimową porą dostawali od cechu dzban piwa na drogę, co miało znaczenie praktyczne i symboliczne zarazem”.
W epoce renesansu piwu sprzyjała „ars bene vivendi” – sztuka dobrego życia. Napój często pojawiał się w sielankowych obrazach życia w dworze szlacheckim. „Bo nie maszci zboża inszego pożyteczniejszego, jedno żyto, pszenica, jęczmyk miły a owies. Bo ty drobne rzeczy ani wzwiesz [ani się spostrzeżesz], jakoć się rozlecą. Ale z tych drugich zbóż już masz chleb, już masz piwo, już masz konia, już masz wołu, już masz połeć, już masz owieczkę. A z tego wszytkiego i pieniążki, i hojna potrzeba domowa urośnie. A z ostatkiem też kto nie ma portu [chodziło o spławianie zboża Wisłą do Gdańska], więc do targu albo słodmi wyszynkować [tj. resztę sprzedać albo wykorzystać do wyrobu piwa]” – pisał pierwszy pisarz tworzący w języku polskim. Niestety, jak zauważa autorka, na obrazie Rzeczypospolitej rysą jest pijaństwo szlachty i ich „politycznego upijania” przez magnaterię. Upijanie się stało się elementem życia społecznego barwnej epoki schyłku Rzeczypospolitej. „Gdy się spotkało kilku szlachciców, nawet niezamożnych, to wedle Kitowicza beczka piwa wsadzona w komin bywała wysuszona do dna, do ostatnich drożdży. Panowie bracia wypić mogli 50-garncową beczkę, czyli przynajmniej 200 l” – przypomina dr Falińska.
W XIX wieku narodziły się nie tylko nowe klasy społeczne, ale również sposoby spędzania czasu. Dla nowoczesnej klasy średniej i robotników piwo stawało się elementem wręcz elementem ich tożsamości. Robotnicy spotykali się przy złocistym napoju, odpoczywając po ciężkiej, fizycznej pracy. W swoim przyzwyczajeniu niemal nie różnili się od burżuazji wymieniającej przy piwie „wieści z miasta”, tak jak czynił to Ignacy Rzecki na pierwszych stronach „Lalki” Bolesława Prusa. „Mężczyźni korzystali z uroków wolnego czasu, popijając piwo +przy sobocie, po robocie+, we własnym gronie. Świat zataczał koło od obowiązku i porządku do odpoczynku i wesołości. Piwo bywało stałym, figlarnym bohaterem tych zawirowań” – zauważa autorka.
Jednocześnie piwo powoli traciło swoją „niewinność”. Lekarze i społecznicy zaczynali dostrzegać zjawisko alkoholizmu. Nie była to już tylko zwyczajowa krytyka pijaństwa i związanego z nim lenistwa, ale dostrzeżenie wielkiego problemu społecznego. Pisał o nim już jeden z najlepszych portrecistów społeczeństwa XIX wieku, Charles Dickens, w „Klubie Pickwicka”. Tam wzorem staje się postawa krawca Walkera, który postanawia pić jedynie wodę.
Sto lat później polska bohema artystyczna lekceważyła surowe zalecenia z powieści wielkiego Brytyjczyka. Jednym z największych miłośników piwa był znawca wielu używek Stanisław Ignacy Witkiewicz. „Ach piwo – to cudowna rzecz. Czemu nie jestem Niemcem, żeby to ciągle +muc+ chlać?” – pisał w liście do żony podczas pobytu w Zakopanem. Z pewnością Witkacy byłby zadowolony, wiedząc, że jak przypomina autorka, Polacy w ostatnich latach niemal dorównali zachodnim sąsiadom w ilości spożywanego piwa i coraz częściej piją piwa małych rzemieślniczych browarów, nawiązujących do długiej i bogatej kulturowej historii tego najstarszego na świecie alkoholu.
Patronem publikacji jest portal Dzieje.pl
skp /