31 rozmów z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej, politykami i historykami, które składają się na ostatnią książkę Teresy Torańskiej, to materiały, które autorka zbierała do szerszego reportażu historycznego - powiedział PAP Leszek Sankowski, mąż zmarłej w styczniu reporterki PAP: Jak powstała książka "Smoleńsk"?
Leszek Sankowski: Teresa zaczęła zbierać materiały do niej właściwie już w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, regularnie chodziła pod Pałac Prezydencki, obserwowała, robiła notatki. Już w dniu katastrofy miała intuicję, że to wydarzenie jest przełomowe, że stanie się zapalnikiem polskich sporów. Przeprowadziła kilkadziesiąt rozmów - z politykami, rodzinami ofiar. Ale tym razem, inaczej niż w wypadku "Onych", rozmowy miały być surowcem do szerszej całości, reportażu historycznego, w którym odsłoni źródła nastrojów i postaw społecznych. Przygotowywała się do tego, wiele czytała, także polskich romantyków. Chciała te książkę wydać w 2015 roku, na piątą rocznicę katastrofy. Zmarła 2 stycznia 2013 roku, nie zdążyła dokończyć tej pracy.
PAP: Dziewięć z zawartych w książce rozmów m.in. z Michałem Kamińskim, Bożeną Mikke, Ewą Kopacz zostało opublikowanych w różnych mediach przed ukazaniem się książki, za życia autorki, a więc można je uznać za skończone. W jakim stanie były pozostałe?
L.S.: W bardzo różnych stadiach pracy nad nimi - niektóre już spisane, częściowo zredagowane, inne - w formie nagrań, które trzeba było spisać. Niestety okazało się, że Teresa przypadkiem przestawiła datę w swoim dyktafonie na 2007 rok i nie dało się ustalić chronologii wszystkich rozmów. Zdecydowaliśmy się więc na ich publikację w tematycznych blokach. Większość rozmów przeprowadzona została w 2010 roku, niemal wszystkie - do połowy 2011 roku. Potem Teresa zaczęła chorować.
PAP: Dla Teresy Torańskiej ważne było w pracy dziennikarskiej, aby nie przyjmować z góry założonej tezy. Czy tym razem się to udało? Czy nie angażowała się po żadnej stronie smoleńskich sporów?
L.S. Ona od początku intuicyjnie wyczuła, że pod Pałacem Prezydenckim dzieje się coś bardzo ważnego. Uważała, że jesteśmy świadkami odradzania się czegoś, co wielu uważało już za historię: ideologii narodowej. Pod pałacem padały słowa o śmierci męczeńskiej, zaprzaństwie polskiego rządu, rosyjskim spisku - to ją deprymowało, denerwowało. Nie do końca rozumiała, dlaczego tak się dzieje. W jednym z wywiadów powiedziała zresztą, że dziennikarz powinien pisać nie tylko o tym, co rozumie, ale także, a może właśnie szczególnie o tym, czego zrozumieć nie potrafi. Teresa mówiła, że pisząc "Onych" używała oczu innych osób, cały jej wkład polegał na rzetelnym przygotowaniu się i zadawaniu pytań. Natomiast w przypadku "Smoleńska" świadomie ustawiła się raczej na pozycji zaangażowanego obserwatora. Tylko że ostatecznie zabrakło jej czasu na napisanie takiej książki, jaką zamierzyła. To, co ukazuje się w "Smoleńsku" ona sama nazywała "surowczykiem".
PAP: Co było dla niej zaskakującego w tych rozmowach?
L.S.: Łatwość rozmówców w ferowaniu wyroków i posądzeń. Określenia, że katastrofa smoleńska to efekt zdrady, spisku pojawiły się dosłownie chwilę po katastrofie, kiedy jeszcze nic nie było wiadomo. To ją zastanawiało. Teresę uderzało też, jak bardzo różni się to, co zapamiętują poszczególne osoby, jak zawodna, czy też wybiórcza jest ludzka pamięć. Teresa starała się to wychwytywać, wyjaśniać różne relacje z tych samych zdarzeń. Zdawała sobie sprawę, że tak to właśnie jest, taka jest ludzka pamięć - każdy zapamiętuje inaczej i należy to uszanować, zapisać. Teresa nie chciała osądzać, podkreślała, że nie jest prokuratorem ani sędzią tylko dziennikarzem. Trzeba pamiętać, że to z założenia nie miała być książka o przyczynach katastrofy, o tym, czy generał Błasik był w kokpicie, czy go tam nie było, ale o tym, jak Polska się zmieniła w sferze polityki, relacji, emocji.
PAP: Czy ktoś odmówił rozmowy?
L.S.: Teresie powiedziano, że ludzie z bezpośredniego kręgu wokół prezydenta Kaczyńskiego dali sobie słowo, że z Torańską nie będą rozmawiać. I takich rozmów nie przeprowadziła.
PAP: Z kim chciała jeszcze rozmawiać Teresa Torańska o katastrofie Smoleńskiej? Podobno z Donaldem Tuskiem?
L.S. Owszem, chciała rozmawiać z premierem, ale to nie znaczy, że zwracała się do niego z taką prośbą. Przygotowywała się do tej rozmowy, ale sądziła, że musi przed nią wyjaśnić jeszcze wiele spraw. To miała być taka finalna rozmowa, która pewnie doszłaby do skutku gdyby nie śmierć Teresy. Wiem, że chciała rozmawiać jeszcze z Michałem Bonim, z Władimirem Grininem, ambasadorem Rosji w Polsce w czasie, gdy wydarzyła się katastrofa. Marzyła też, że uda jej się porozmawiać z Władimirem Putinem.
PAP: Czy któryś z rozmówców ostatecznie zastrzegł publikację?
L.S. Tak, trzy osoby. Szczególnym przypadkiem jest Adam Bielan, którego zachowanie oceniam jako dość nieuczciwe. Właściwie nie żałuję, że rozmowa z nim, która zresztą funkcjonuje już własnym życiem, nie weszła do książki. Adam Bielan napisał do nas, że jeżeli ta rozmowa ukaże w książce, to skieruje sprawę do sądu. Warto przypomnieć, że chodzi o rozmowę, którą Adam Bielan autoryzował, przed publikacją na łamach "Newsweeka", a po dwu miesiącach wycofał swoją autoryzację argumentując, że mówił to wszystko na potrzeby książki, a nie prasy.
PAP: Podobno jedna z rozmów opublikowanych w "Smoleńsku" spowodowała rozstanie Teresy Torańskiej z "Gazetą Wyborczą+?
L.S. Tak było. Teresa opowiadała, że w pewnym momencie usłyszała w "Gazecie" to samo, co powiedziano jej w 1980 roku, kiedy do redakcji "Kultury" przyniosła pierwsze rozmowy z "Onymi". Wtedy redaktor Dominik Horodyński powiedział: "ja nawet nie chcę tego czytać". Jedna z prominentnych osób w "Gazecie" oświadczyła Teresie dokładnie to samo na widok wywiadu z Joachimem Brudzińskim. Teresa zrozumiała, że "Gazeta", z którą zawsze się identyfikowała, przestaje być miejscem dla niej. Ponieważ mogła przejść już wtedy na emeryturę, zrobiła to i rozpoczęła współpracę z "Newsweekiem".
PAP: Książka jest zbiorem rozmów, głosów bardzo różnych ludzi. Czy Teresa Torańska doszła do jakichś wniosków na temat przyczyn katastrofy?
L.S.: Uważała, że przyczyną były niedopatrzenie, bylejakość i niestaranność bardzo wielu osób, że to nie żadna brzoza, mgła, ruski spisek tylko efekt zaniedbań osób, które ten dzień przygotowywały.
Książka "Smoleńsk" Teresy Torańskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera. (PAP)
aszw/ ula/