O nadaniu skwerowi pod zabytkową wieżą Radiostacji Gliwice imienia Ślązaka Franza Honioka – śmiertelnej ofiary prowokacji gliwickiej 31 sierpnia 1939 roku – zdecydowali w czwartek miejscy radni.
31 sierpnia 1939 r. około godz. 20. rozpoczęła się tzw. prowokacja gliwicka - najgłośniejsze działanie niemieckich oddziałów dywersyjnych przy ówczesnej granicy z Polską. W zamyśle Niemców miała w oczach opinii międzynarodowej obarczyć Polskę odpowiedzialnością za wybuch wojny, stanowiąc alibi dla Hitlera, a także dać sojusznikom Polski pretekst do zaniechania wypełnienia ich zobowiązań.
Zgodnie z uchwałą przyjętą jednogłośnie podczas czwartkowej popołudniowej sesji gliwickiej rady miasta, skwer wokół radiostacji przy ul. Tarnogórskiej zyskał nazwę "Skwer im. Franza Honioka". Postać Honioka upamiętnia już stała wystawa w gliwickim muzeum, którego oddziałem jest dziś Radiostacja. To muzealnicy w 2019 r. - 80 lat po śmierci Honioka - zaproponowali nadanie skwerowi jego imienia.
Jego osoba jest jednym z najbardziej wyrazistych symboli II wojny, podczas której mordowano ludzi za to, kim byli: za tożsamość, wyznanie, świadomość narodową, pochodzenie – wskazuje dyrektor Muzeum w Gliwicach.
Przed czwartkową sesją rady miasta Muzeum w Gliwicach rozesłało informację prasową nt. tej inicjatywy. Cytowany w niej szef placówki Grzegorz Krawczyk ocenił, że nadanie skwerowi imienia Honioka przyczyni się do tego, „aby Człowiek, któremu Niemcy odebrali nie tylko życie, ale również święte prawo do pochówku, odzyskał swoją godność w tym samym miejscu, w którym mu ją odebrano”.
„Jego osoba jest jednym z najbardziej wyrazistych symboli II wojny światowej, podczas której mordowano ludzi za to, kim byli: za tożsamość, wyznanie, świadomość narodową, pochodzenie. Nadanie jego imienia skwerowi wokół radiostacji pozwoli podkreślić, że ofiary nigdy nie są bezimienne, a także przypomnieć o tragicznych losach mieszkańców górnośląskiego pogranicza” – wyjaśnił Krawczyk.
Jak zaznaczył, Franciszek Honiok działał na rzecz polskości Śląska i dlatego poniósł najwyższą ofiarę. „O tym skromnym człowieku, po którym nie zostały prawie żadne pamiątki – nie tylko chcemy, ale mamy obowiązek pamiętać każdego roku 31 sierpnia. Bo nie może być tak, że znamy nazwiska katów, a ofiary pozostają bezimienne” – podkreślił.
Gliwicki samorząd przypomina, że Franz Honiok urodził się 28 marca 1899 r. w ubogiej śląskiej rodzinie we wsi Łubie na północ od Gliwic. Wychowywany w duchu katolickim i patriotycznym wziął udział w III Powstaniu Śląskim i opowiadał się za przyłączeniem Górnego Śląska do Rzeczypospolitej Polskiej. Chcąc uniknąć późniejszych represji przeniósł się do Tarnowskich Gór, po polskiej stronie granicy.
Z powodu warunków technicznych panujących w radiostacji, nieumiejętnego podłączenia mikrofonu lub interwencji jednego z pracowników rozgłośni, odezwa wygłoszona przez napastników była słyszalna jedynie w niewielkiej odległości od radiostacji.
Gdy powrócił do rodzinnej wsi, władze niemieckie próbowały wydalić go z kraju. Honiok złożył jednak skargę do Trybunału Rozjemczego ds. Obywateli działającego przy Lidze Narodów w Genewie, który orzekł, że opuścił on kraj tymczasowo i pod przymusem, ma zatem prawo zachować niemieckie obywatelstwo. Po tych wydarzeniach pracował jako sprzedawca maszyn rolnych, kontynuował propolską działalność, kolportował polską prasę, był też aktywnym członkiem Związku Polaków w Niemczech.
Było to najgłośniejsze spośród działań podjętych przez niemieckie oddziały dywersyjne przy ówczesnej granicy z Polską tuż przed wybuchem II wojny światowej - napastnicy w cywilnych ubraniach wtargnęli do sali nadajnika, gdzie znajdował się wzmacniacz sygnału i przekaźnik radiowy. W budynku radiostacji znajdowało się wówczas trzech pracowników obsługi technicznej.
Dzisiaj historycy przyjmują, że z powodu warunków technicznych panujących w radiostacji, nieumiejętnego podłączenia mikrofonu lub interwencji jednego z pracowników rozgłośni, odezwa wygłoszona przez napastników była słyszalna jedynie w niewielkiej odległości od radiostacji, a w eter poszły tylko pierwsze jej słowa: „Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach”.
Z technicznego punktu widzenia operacja zakończyła się kompromitacją organizatorów. Hitlerowcy byli jednak na to przygotowani - napad na radiostację gliwicką stanowił fragment szerzej zakrojonej akcji. Dwie godziny po zajściach w radiostacji, berlińskie radio nadało wcześniej przygotowaną audycję w języku niemieckim o „polskich prowokacjach” na granicy. Równocześnie informowano o kolejnych atakach na placówki niemieckie.
By akcji w Gliwicach przydać więcej pozorów prawdopodobieństwa, na miejscu zastrzelono aresztowanego dzień wcześniej przez gestapo Honioka. Według propagandowego przekazu, jako jeden z napastników zginął on z ręki niemieckiej ochrony radiostacji.
By akcji w Gliwicach przydać więcej pozorów prawdopodobieństwa, na miejscu zastrzelono aresztowanego dzień wcześniej przez gestapo Honioka. Według propagandowego przekazu, jako jeden z napastników zginął on z ręki niemieckiej ochrony radiostacji.
W efekcie śledztwa dziennikarskiego - przeprowadzonego w latach 60. ub. wieku na podstawie zeznań oficera SS, który dowodził akcją, złożonych w procesie norymberskim w 1946 roku - wiadomo, że nieprzytomnego Honioka przewieziono w pobliże radiostacji, wniesiono do budynku nadajnika i zabito strzałem w głowę. Do dziś nie wiadomo, co stało się z jego ciałem.
Gliwicki samorząd uznaje kompleks radiostacji za wyjątkowe i ważne miejsce na mapie miasta. W poprzednich latach otaczający wieżę skwer odnowiono, by służył rekreacji mieszkańców i turystów, sam zaś drewniany maszt ma zostać do przyszłego roku zakonserwowany. W 2017 r. prezydent Andrzej Duda wpisał Radiostację Gliwice na listę Pomników Historii.(PAP)
autor: Mateusz Babak
mtb/ pat/