Konopielki, czyli wiosenne życzenia śpiewane w Wielkanoc, w tym roku, ze względu na pandemię, będzie można wykonać w gronie rodzinnym. Zabraknie chodzenia kolędników po wsiach od domu do domu.
Wielkanocny zwyczaj kolędowania, tzw. chodzenie z konopielką, to tradycja składania życzeń gospodarskich, związanych z rozpoczęciem nowego roku agrarnego. Tradycja ta znana jest tylko w północno-wschodniej Polsce i w regionie solecznickim i wileńskim (Litwa), a także w obwodzie grodzieńskim na Białorusi. Zwyczaj na ziemiach polskich zanikł w latach 60. ub. wieku. Od kilkunastu lat, dzięki staraniom ośrodka kultury w Knyszynie jest wskrzeszany w tych okolicach.
Od kilku lat wołoczebników, czyli kolędowników, w Wielkanoc można było spotkać we wsiach niedaleko Knyszyna. Kolędowano od domu do domu – powiedziała PAP Jadwiga Konopko, jedna z osób zaangażowanych we wskrzeszanie tej tradycji.
Jednak w tym roku, podobnie jak w poprzednim, ze względu na obostrzenia kolędowanie nie może się odbyć, a wołoczebnicy nie mogą zajrzeć do kolejnych domów – dodała Konopko. Zapewniła, że kolędnicy, których co roku można było spotkać, tym razem zaśpiewają w swoich domach albo pod oknami swoich rodzin.
"Będzie to okazja do składania sobie wiosennych życzeń w rodzinnym gronie" – powiedziała Konopko.
Swoją konopielkę, którą można odtworzyć w domu, przygotowało w tym roku Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej. W mediach społecznościowych instytucji jest dostępny teledysk "Podlaska konopielka".
Tydzień po Wielkanocy miały się odbyć prezentacje konopielek w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej. Jednak pandemia i przedłużone do 9 kwietnia obostrzenia nie pozwalają na zorganizowanie takiego wydarzenia. Konopko powiedziała, że przygotowywana jest konferencja naukowa o konopielkach.
Jak pisze w książce "Rok obrzędowy na Podlasiu" etnograf dr Artur Gaweł, konopielkami nazywano pieśni obrzędowe, które w Wielkanoc śpiewali kawalerowie, stąd też pochodzi nazwa zwyczaju – chodzenie z konopielką. Wiosenne kolędowanie miało też inne określenia, najczęściej nazywano je "włóczebne" lub "wołoczebne". Kolędników zebranych w grupę nazywano kompanią.
Kompanie zbierały się po południu w Wielkanoc, a kolędowanie trwało całą noc i – pisze Gaweł – kończyło się rankiem drugiego dnia świąt. Kompanie składały się z kilkunastu mężczyzn. W każdej z nich był tzw. zapiewajło, czyli – jak wyjaśnia etnograf – mężczyzna doskonale znający nie tylko teksty pieśni, ale również wszystkich mieszkańców wsi. Życzenia śpiewano przy akompaniamencie harmonii, skrzypiec lub harmonijki ustnej.
W pieśniach pannom i kawalerom życzono zmiany stanu cywilnego, a gospodarzom – urodzaju. Wołoczebnicy za swoje życzenia dostawali od gospodarzy zapłatę: kiełbasę, jajka czy kieliszek wódki. Jeśli odmówiono kawalerom poczęstunku, śpiewali złośliwe piosenki. Bano się takich przyśpiewek, bo wierzono, że wróżą nieszczęście, a córce gospodarzy – staropanieństwo.
Gaweł pisze, że kolędowanie kończyło się zabawą, która organizowana była w trzeci dzień świąt, czyli we wtorek. Poczęstunek składał się z darów, jakie zebrano podczas śpiewania. Na zabawę zapraszano dziewczęta. (PAP)
Autorka: Sylwia Wieczeryńska
swi/ joz/