Niemcy i Litwini rozstrzelali tam 80 tys. osób, głównie wileńskich Żydów – mówi prof. Monika Tomkiewicz z warszawskiego IPN, autorka monografii „Zbrodnia w Ponarach 1941–1944” oraz „Więzienie na Łukiszkach w Wilnie 1939–1953”.
Muzeum Historii Polski: Wiedza o zbrodni w Ponarach nie jest w Polsce powszechna.
Prof. Monika Tomkiewicz: To prawda. Na pewno jedną z przyczyn jest po prostu to, że Wilno nie leży już w granicach Polski. Druga sprawa to „poprawność polityczna” (przy dosłownym rozumieniu drugiego słowa tego określenia): niełatwo mówić o Ponarach w kontekście dobrosąsiedzkich stosunków polsko-litewskich. Choć muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o badania i międzynarodową współpracę przy nich, z Litwinami pracuje się dobrze, moja książka o zbrodni w Ponarach (pierwsze wydanie ukazało się w 2008 r.) została przyjęta na Litwie bardzo dobrze, płynęły pozytywne recenzje i opinie z litewskich środowisk akademickich, podobnie z Muzeum Żydowskiego w Wilnie – Muzeum Gaona.
Dlaczego Ponary raczej słabo przebijają się do świadomości Polaków w kraju? Myślę, że to jedno z miejsc, które tak naprawdę jeszcze do końca nie zostały zbadane, takich miejsc mamy więcej, chociażby Piaśnica, tutaj, na Pomorzu – jest na jej temat jedna monografia z lat 70., wymagająca uaktualnienia. Temat Ponar był opracowywany przez Helenę Pasierbską, która była założycielem i pierwszym prezesem stowarzyszenia Rodzina Ponarska – powszechna wiedza była oparta na tym, co udało jej się ustalić. Pani Pasierbska nie była jednak zawodowym historykiem, była polonistką. Bardzo doceniam jej pracę, jednak jest ona nacechowana wielkimi emocjami, bo autorka mieszkała w czasie wojny w Wilnie i wielu jej znajomych oraz przyjaciół zginęło w Ponarach. Właściwe, nowe badania naukowe zostały jednak rozpoczęte dopiero po podjęciu z zawieszenia śledztwa IPN w 2000 r. – wraz z prokurator Elżbietą Rojowską prowadzącą tę sprawę trafiliśmy do archiwów niemieckich, litewskich – to było przetarcie szlaków.
MHP: Przypomnijmy więc: Ponary to podwileńska miejscowość wypoczynkowa, która w czasie wojny stała się miejscem straszliwej masakry, zbrodni.
Prof. Monika Tomkiewicz: Początkowo było to osiedle wypoczynkowe Ogród Jagiellonów (Jagiellonowo) nazywane też Ponarami; śródleśna, ładnie położona miejscowość, w której w okresie międzywojennym zbudowano osiedle uzdrowiskowo-wypoczynkowe dla pracowników Polskich Kolei Państwowych. Ze względu na uroki krajobrazu zwane było wileńską Szwajcarią i pobudowano tam całkiem luksusowe wille, takie dacze. Po 1939 r., po wejściu na Kresy Armii Czerwonej, Rosjanie postanowili zbudować tam wielką bazę paliw płynnych. Niedaleko, w pobliskich Chazbijewiczach, było lotnisko polowe, które znajdowało się ok. 3 km od Ponar. Była tam linia kolejowa na trasie Wilno–Grodno–Kowno i droga. Więc przymusiwszy okoliczną ludność – głównie Polaków – Rosjanie zaczęli wykopywać wielkie doły na zbiorniki paliwowe; niektóre wykopy były ocembrowane kostką betonową, miały od kilku do kilkudziesięciu metrów średnicy.
W czerwcu 1941 r., kiedy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, Rosjanie uciekli, zostawiając te konstrukcje (teren nazywano „bazą”), a Niemcy uznali, że to doskonałe miejsce, by zorganizować ośrodek masowej eksterminacji. Wszystko zgodne z wytycznymi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie (RSHA): teren położony dość daleko od siedlisk (część mieszkańców okolicy została wysiedlona), teoretycznie miejsce osłonięte, jednocześnie dobrze skomunikowane (droga i kolej), 12 km od Wilna – kolumny piesze ofiar, Żydów mogły tam dojść pieszo. Doły wydały się Niemcom idealnymi masowymi grobami, nad którymi dokonywano egzekucji – rozstrzeliwano ludzi.
Pierwsza odnotowana egzekucja na terenie ponarskiej bazy odbyła się już 4 lipca 1941 r. Zastrzelono 54 osoby narodowości żydowskiej – żydowskich Polaków.
MHP: Strzelali Litwini dowodzeni przez Niemców – tzw. „strzelcy ponarscy”, szaulisi.
Prof. Monika Tomkiewicz: Tak. Pierwsza udokumentowana zbrodnia na ludności żydowskiej w Wilnie miała miejsce 24 czerwca 1941 r., kiedy w wirydarzu kościoła franciszkanów przy ul. Trockiej (Trakų) działacze litewscy rozstrzelali kilkudziesięciu sowieckich jeńców i Żydów. Ciała pomordowanych pozostawione zostały na widoku publicznym przez cały dzień i dopiero wieczorem wywieziono je za miasto. Pierwsza odnotowana egzekucja na terenie ponarskiej bazy odbyła się już 4 lipca 1941 r. Zastrzelono 54 osoby narodowości żydowskiej – żydowskich Polaków. Ten fakt podaje Kazimierz Sakowicz, czyli polski świadek, który obserwował egzekucje z poddasza swojego domu, notował je, ukrył bezcenne archiwum w butelkach zakopanych w ogrodzie. Zapłacił zresztą za to cenę życia – przed końcem wojny został zastrzelony w niewyjaśnionych do końca okolicznościach.
Dziennik odnalazła w 1952 r. anonimowa osoba, która poszukiwała w tym miejscu zakopanego złota. Dokumenty niemieckie również potwierdzają pierwsze dni lipca jako datę początku zbrodni. A potem następują egzekucje masowe – dziesiątki tysięcy wileńskich Żydów i kilka tysięcy Polaków zostaje zastrzelonych w Ponarach. Pluton egzekucyjny zasilali rzeczywiście głównie Litwini – ze związku strzeleckiego, szaulisi, Sonderkommando czy Ypatingasis Būrys, różnie byli nazywani. Przyglądałam się ich życiorysom – mieliśmy dostęp do wszystkich materiałów: i tych polskich, radzieckich, i litewskich – tych ludzi było ok. 150. W większości byli to mężczyźni o bardzo niskim wykształceniu, prości, współpracujący przy masakrze również ze względów materialnych – liczyło się zakwaterowanie, jedzenie, wynagrodzenie. Otrzymywali przykładowo w ramach żołdu kupony żywnościowe, którymi mogli płacić we wszystkich restauracjach i w kawiarniach w Wilnie tak jak gotówką.
MHP: A handel rzeczami ofiar? Kazimierz Sakowicz poświęca temu w swoich dziennikach sporo miejsca.
Prof. Monika Tomkiewicz: Tak, ten rynek istniał do pewnego momentu, ponieważ później Martin Weiss dowodzący plutonem egzekucyjnym zakazał handlu. Ale rzeczywiście są świadectwa, że szaulisi przychodzili do domów okolicznych mieszkańców, także do kolaborującego z Niemcami dróżnika kolejowego Jankowskiego, który mieszkał w pobliżu, myli się z krwi, przebierali się, i często chwalili się tym, co udało im się znaleźć przy rozstrzeliwanych, przy ofiarach, które czasami próbowały przekupić egzekutorów tym, co zdołały ukryć – kosztownościami, pieniędzmi, chcąc ocalić w ten sposób życie. Oczywiście nieskutecznie.
Nie zachowały się wszystkie materiały – zgodnie z rozkazem Himmlera dowody zbrodni na terenach wschodnich były niszczone. Od 1943 r. rozpoczyna się proces zacierania śladów i dowodów. W Ponarach pracowała grupa żydowskich więźniów, którzy wykopywali i palili zwłoki.
MHP: Czy jest możliwe precyzyjne ustalenie liczby ofiar zbrodni w Ponarach?
Prof. Monika Tomkiewicz: Dokładnie nie. Nie zachowały się wszystkie materiały – zgodnie z rozkazem Himmlera dowody zbrodni na terenach wschodnich były niszczone. Od 1943 r. rozpoczyna się proces zacierania śladów i dowodów. W Ponarach pracowała grupa żydowskich więźniów, którzy wykopywali i palili zwłoki. Części tych ludzi, kilku osobom – mieszkającym miesiącami w dołach – pod koniec akcji zacierania śladów udało się uciec dzięki podkopowi. Przygotowując drugie, uzupełnione wydanie książki „Zbrodnia w Ponarach 1941–1944” (ukaże się jesienią tego roku), pozostałam przy zdaniu, że w Ponarach zginęło ok. 80 tys. osób, w tym ok. 70 tys. narodowości żydowskiej; należy podkreślić – polskich obywateli narodowości żydowskiej, ok. 2 tys. Polaków (w ostatnim czasie udało mi się ustalić nazwiska kolejnych 52 Polaków zabitych w Ponarach; łącznie znamy nazwiska 405 osób narodowości polskiej). Pozostałe ofiary to Rosjanie, Litwini i Romowie. Łącznie 80 tys. ludzi. To była wielka masakra, wielka, przerażająca zbrodnia. W nowym wydaniu książki rozbudowałam część poświęconą odpowiedzialności karnej sprawców – po wojnie były prowadzone śledztwa i procesy – poprzez Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie udało nam się dotrzeć np. do dokumentacji austriackiej na ten temat. Dużo miejsca poświęciłam również ratowaniu ludności żydowskiej przez jej polskich sąsiadów.
Źródło: Muzeum Historii Polski