Nie ma po co strajkować. Są pieniądze na stole, chcemy je przekazać nauczycielom i dzięki temu zwiększyć atrakcyjność i podnieść etos tego najważniejszego z zawodów - powiedział w rozmowie z poniedziałkowym „DGP” szef MEiN Przemysław Czarnek.
Przemysław Czarnek w "Dzienniku Gazecie Prawnej" był pytany m.in. o to czy po sobotniej manifestacji w Warszawie nie obawia się, że powtórzy się strajk generalny, jak w kwietniu 2019 roku. "Polscy rodzice na szczęście ten strajk pamiętają. Przede wszystkim jednak nasze propozycje dla nauczycieli są niezwykle korzystne: 1412 zł brutto podwyżki dla stażysty, a dla dyplomowanego 1380 zł brutto. Tego nie można nazwać niczym. To +nic+ oznacza już w przyszłym roku – od września 2022 r. – zwiększenie subwencji oświatowej o prawie 4 mld zł, a w 2023 r. o około 8 mld zł." - poinformował.
Jak dodał, nie wie, czy w takiej sytuacji strajki polegające na zablokowaniu szkół byłyby zrozumiałe nie tylko dla większości nauczycieli, ale także dla społeczeństwa. "Podwyżki, które zaproponowaliśmy związkowcom i samorządowcom, to nie są propozycje Czarnka, Piontkowskiego czy Machałek, tylko propozycje, które trafiły do nas od dyrektorów szkół i samych nauczycieli. Nie ma po co strajkować. Są pieniądze na stole, chcemy je przekazać nauczycielom i dzięki temu zwiększyć atrakcyjność i podnieść etos tego najważniejszego z zawodów" - powiedział.
Czarnek odniósł się też do ewentualnego przejścia szkół i przedszkoli na naukę zdalną. "Decyzje w tej sprawie będą uzależnione od możliwości ochrony zdrowia i liczby zajętych łóżek w szpitalach. Jak na razie nie zakładamy z ministrem Adamem Niedzielskim takiego systemowego przejścia na naukę zdalną. Raczej punktowe reakcje i przechodzenie na tryb zdalny lub mieszany. Tak się już teraz dzieje w niektórych miejscach – po wykryciu zakażenia dyrektor w porozumieniu z sanepidem podejmuje decyzję w tym zakresie" - odpowiedział.
Minister był również pytany o akcję szczepień w szkołach i to, że nie spotkała się z dużym zainteresowaniem. "Nie uważam, żeby ta akcja kiepsko wypadła. Nie chodziło o bicie rekordów, ale o rzetelną informację. Od końca maja informowaliśmy, że dzieci od 12. roku życia mogą szczepić się w punktach ogólnodostępnych. W efekcie ponad 35 proc. młodzieży zaszczepiło się w takich właśnie miejscach. Z kolei liczba zaszczepionych w przedziale wiekowym 16–18 lat sięga 50 proc. Przy takim poziomie zaszczepienia w całej populacji trudno oczekiwać, że będziemy mieć kolejne 35 proc. zapisanych do szczepienia w szkołach" - wyjaśnił.
Dopytywany, czy będą kolejne akcje namawiania uczniów do szczepień, odpowiedział, że cały czas będą spotkania kuratorów z rodzicami. "Będą akcje informacyjne na godzinach wychowawczych, przy różnych okazjach w szkołach. Będziemy mówić o faktach, że ponad 90 proc. osób, które przebywają teraz w polskich szpitalach i są chore na COVID-19, to osoby niezaszczepione. I o tym musimy ciągle przypominać" - wskazał. (PAP)
nmk/ agz/