65 lat temu, 24 października 1956 r., u stóp stalinowskiego Pałacu Kultury i Nauki odbyła się jedna z największych manifestacji politycznych okresu PRL. Wiec poparcia dla Władysława Gomułki był szczytowym momentem nadziei jego kariery politycznej i początkiem rozczarowania jego rządami.
W systemach totalitarnych masowe defilady i wiece są jednym ze sposobów tworzenia iluzji poparcia dla władz. W powojennej Warszawie władze komunistyczne zyskały dwa miejsca, które mogły służyć do organizacji tak gigantycznych spektakli – plac Konstytucji i plac Defilad, wówczas największy plac miejski Europy. W momencie jego otwarcia nikt nie zakładał, że stanie się miejscem wiecu, którego uczestnicy będą marzyli o zakwestionowaniu dotychczasowego totalitarnego porządku społecznego i politycznego.
Długi powrót Gomułki
Gdy w lipcu 1955 r. oddawano do użytku plac Defilad oraz Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina, już od kilku miesięcy narastał ferment polityczny, który do historii miał przejść jako odwilż. Tymczasem na łamach tygodnika „Po prostu” w artykule „Pałace niespełnionych marzeń” w zakamuflowany sposób krytykowano socrealizm i jego tandetne nawiązania do architektury klasycznej. „Architektura jest chyba ostatnią ze sztuk, która nie wyzwoliła się w praktyce z pęt kanonu” – pisał Jerzy Ćwiertnia. Tęsknota za przedwojennym i tuż powojennym modernizmem była wyrazem dążeń do otwarcia się na kulturę zachodnią. Odwilż częściowo spełniła te pragnienia. W 1955 r. można już było legalnie słuchać jazzu, ale główni ideolodzy partii, tacy jak Jakub Berman, wciąż krytykowali „ześlizgiwanie się na obce pozycje”.
Im bardziej komuniści próbowali ograniczyć fascynację zachodnią kulturą, tym bardziej większe budziła zainteresowanie. Do podobnych zjawisk dochodziło w sferze polityki. Przeznaczony „tylko dla towarzyszy” tajny referat Nikity Chruszczowa bardzo szybko stał się przedmiotem coraz bardziej otwartych dyskusji. Na łamach prasy pojawiały się nazwiska, które do tej pory były niemal wymazane z przestrzeni publicznej. Kilkanaście dni po śmierci Bolesława Bieruta na łamach „Trybuny Ludu” ukazał się artykuł poświęcony krytyce „gomułkowszczyzny”, a więc tzw. polskiej drogi do socjalizmu. Mimo że Władysław Gomułka od niemal roku przebywał na wolności, to jego nazwisko nie pojawiało się w prasie. Wyprzedzająca krytyka jego poglądów była jasnym sygnałem, że wśród członków partii coraz częściej mówi się o jego rehabilitacji i powrocie do życia politycznego. Gomułka w liście do redakcji „Trybuny Ludu” określił ten tekst pełnym kłamstw i insynuacji. Mimo że polemika nie została opublikowana na łamach najważniejszej gazety reżimu, to była symbolicznym powrotem „towarzysza Wiesława” do życia politycznego.
Zaledwie trzy tygodnie później Gomułka na łamach „Trybuny Ludu” przeczytał, że I sekretarz KC PZPR Edward Ochab na naradzie aktywu partyjnego województwa warszawskiego poinformował o oczyszczeniu go ze wszystkich zarzutów i pełnej rehabilitacji. Jednocześnie ponownie ostro skrytykował jego poglądy. Reakcja Gomułki była natychmiastowa. W liście do Biura Politycznego stwierdził, że wysuwane wobec niego zarzuty są kłamliwe, i zażądał zwrotu wszystkich materiałów zabranych mu przez bezpiekę w momencie aresztowania. Partia zdecydowała, że tym razem nie zlekceważy listu Gomułki. Podjęto decyzję o wydelegowaniu do rozmów z nim członków Biura Politycznego – Franciszka Mazura i Zenona Nowaka. Na decyzję tę wpłynęły także coraz częściej pojawiające się pytania o Gomułkę. Stawiali je na wiecach partyjnych robotnicy, a podczas spotkań wewnątrzpartyjnych także niżsi rangą działacze PZPR. Głosy w obronie Gomułki były przejawem stopniowego „pękania” dotychczasowych ograniczeń w podejmowaniu zakazanych przez reżim spraw.
Ponownie w partii
Spotkanie Mazura i Nowaka z Gomułką nie przyniosło większych rezultatów. „Wiesław” stwierdził, że nie wycofa się ze swoich poglądów, które wciąż oficjalnie nazywano odchyleniem „prawicowo-nacjonalistycznym”. W wystosowanym w maju liście do Biura Politycznego Gomułka zażądał zwrotu legitymacji partyjnej i prawa do wystąpienia na posiedzeniu plenum Komitetu Centralnego. To żądanie wydawało się wówczas niemożliwe do spełnienia. Jednak dramat Poznańskiego Czerwca przyspieszył bieg wypadków.
Początkowo partia zgodnie ze słynnym przemówieniem premiera Józefa Cyrankiewicza tłumaczyła wystąpienie poznańskich robotników „prowokacją polityczną zorganizowaną przez wrogi ośrodek”. Jednak w raporcie przygotowanym przez I sekretarza katowickiego komitetu wojewódzkiego PZPR Edwarda Gierka znalazły się również inne, bliższe prawdzie sformułowania. Dostrzegano „długotrwałą głuchotę administracji gospodarczej na słuszne postulaty i pretensje załóg”. W trakcie narady sekretarzy wojewódzkich partii, na której omawiano raport Gierka za czarny czwartek, winiono również prasę. Niektóre wypowiedzi Edwarda Ochaba podczas tych obrad wydają się sugerować, że I sekretarz tracił kontakt z rzeczywistością. Stwierdził m.in., że większość prasy, włącznie z „Trybuną Ludu”, „stanęła na poziomie Wolnej Europy”. Kolejny artykuł w „Trybunie Ludu”, który już wprost mówił, że przyczynami strajku były „wypaczenia”, pogłębił jego wściekłość i przyspieszył głęboki podział partii, który ujawnił się na obradach VII plenum KC PZPR w drugiej połowie lipca 1956 r. Partia podzieliła się na zwolenników ograniczonych, kontrolowanych reform systemu („puławian”) i dogmatycznych stalinowców („natolińczyków”).
Pod nadzorem wysłanników Kremla – wicepremiera ZSRS Nikołaja Bułganina i marszałka Gieorgija Żukowa – prowadzono gorący spór, którego jedną z osi była sprawa powrotu Władysława Gomułki do życia politycznego. Członkom KC rozdano kopię najnowszego listu towarzysza „Wiesława” i poinformowano o toczonych z nim rozmowach. Natolińczycy wciąż krytykowali jego „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”, ale dopuszczali jego powrót do partii, jeśli zaakceptuje jej politykę. Puławianie wzywali do natychmiastowego zwrócenia Gomułce legitymacji partyjnej i zaproszenia na toczące się obrady. Gomułka nie utożsamiał się z żadną z frakcji, liczył na zrównoważenie ich wpływów i zdobycie kontroli nad partią. 4 sierpnia prasa ogłosiła, że zwrócono mu legitymację partyjną.
Do starych metod powracać nie możemy
Było już jasne, że niemożliwe jest kierowanie partią bez głosu Gomułki. Podczas pobytu w uzdrowisku w Ciechocinku był odwiedzany przez przedstawicieli obu frakcji. We wrześniu wiele rezolucji wieców robotniczych i studenckich żądało natychmiastowego powrotu Gomułki. „Zwracamy się do tow. Gomułki, który dzięki swej niezłomnej postawie zdobył sobie zaufanie narodu, aby przedstawił partii i klasie robotniczej swoje poglądy na podstawowe problemy naszego życia i drogi budowy socjalizmu w Polsce” – pisano w odezwie Związku Literatów Polskich. Upatrywano w nim męża opatrznościowego, który przekreśli cały fatalny dorobek minionego dziesięciolecia. Wreszcie, 12 października 1956 r., Gomułka po raz pierwszy wziął udział w posiedzeniu Biura Politycznego. Sednem jego przemówienia była krytyka związana z brakiem wiarygodności partii: „Tyle lat nasze posunięcia rozchodziły się między czynem a słowem, że ludzie przestali nam wierzyć. […] Do starych metod powracać nie możemy”. Członkowie Biura Politycznego zdecydowali o zwołaniu posiedzenia KC, na którym jego skład zostanie poszerzony m.in. o Gomułkę.
18 października był ostatnim dniem, w którym Gomułka nie mógł być pewny wyboru na I sekretarza KC PZPR. Ambasador ZSRS Pantielejmon Ponomarienko przekazał Ochabowi informację, że następnego dnia do Warszawy przybędzie delegacja sowiecka, która będzie nadzorowała przebieg VIII plenum. Następnego dnia o 7:00 na warszawskim Boernerowie wylądował sowiecki samolot. „Na lotnisku Chruszczow ledwo wysiadł, zaczął mi wywijać pięścią przed nosem” – wspominał Gomułka. O 10:00 rozpoczęło się posiedzenie plenum, ale natychmiast ogłoszono przerwę. Negocjacje Gomułki z Chruszczowem trwały w Belwederze kilkanaście godzin. Głównym środkiem nacisku sowietów były czołgi jadące z kilku stron na Warszawę. Chruszczow dał się przekonać do ich wstrzymania. W końcu uwierzył, że Gomułka nie dąży do zerwania głównych więzi podległości wobec ZSRS, a jego celem jest otrzymanie większej autonomii w działaniach i tym samym zdobycie zaufania społecznego pozwalającego rządzić PRL bez pomocy sowieckich bagnetów. „Oświadczyliśmy, że ocena sytuacji w kraju należy tylko do nas i dlatego tylko do nas, że my lepiej możemy wyczuć i ocenić nastroje niż ktoś inny z zewnątrz. Uważaliśmy, że każde inne rozwiązanie nabrzmiałych i narosłych problemów, każde inne niż to, które my proponujemy, może być tylko szkodliwe – szkodliwe i dla nas, i dla całości obozu socjalistycznego. Dlatego powiedzieliśmy: odpowiedzialność za sytuację my bierzemy” – relacjonował Gomułka swoim towarzyszom. O poranku 20 października Chruszczow i jego towarzysze byli już w drodze do Moskwy.
Wybór Gomułki na stanowisko I sekretarza KC PZPR był już tylko formalnością. 21 października był jedynym wygranym. Przegrali zarówno natolińczycy, jak i puławianie. Gomułka nie był człowiekiem żadnego z tych obozów. Nie spełniło się hasło, które tego dnia pojawiło się na wiecu robotników FSO: „Kwiat wolności wówczas kwitnie, gdy się wszystkie chwasty wytnie”. Już kilka miesięcy później Gomułka wspierał „dawnych” natolińczyków.
Zwieńczenie odwilży, a tym samym triumf Gomułki nastąpił 24 października. Zanim na plac Defilad ruszyły setki tysięcy mieszkańców Warszawy i przybyłych z innych miast, w „Trybunie Ludu” ukazał się artykuł „Czysty nurt i brudna piana”. Jego autor ostrzegał przed uleganiem „demagogom”, którzy chcą „wypłynąć na fali odżywczego ruchu wielkiej naprawy”. Słowa te były jasnym wskazaniem, że odwilż osiąga już swoje granice. Kilka godzin później potwierdziły to słowa Gomułki.
Dość wiecowania
O 15:00 na placu Defilad było 300–400 tys. osób. Po przybyciu Gomułki odśpiewano „100 lat” i skandowano jego pseudonim konspiracyjne Wiesław. Nowy I sekretarz zwracając się do „ludu pracującego Warszawy”, rozpoczął od zapewnienia, że pozbawi stanowisk tych, którzy „skompromitowali się poważnymi błędami”. Podziękował za poparcie i przestrzegł przed „prowokatorami i krzykaczami”. Zapewnił, że nie będzie tolerował „jakichkolwiek działań przeciw ustrojowi”. Przemówienie było kilkukrotnie przerywane owacjami, ale głucha cisza zapadła, gdy Gomułka oświadczył, że wojska sowieckie pozostaną w PRL, tak długo jak wojska NATO będą w Niemczech Zachodnich.
Na koniec powiedział, że kończy się okres rewolucyjnego entuzjazmu: „Czym dzisiaj możecie pomóc kierownictwu partii i rządowi? Przede wszystkim tym, że każdy stanie przy swym warsztacie na swoim posterunku i wzmożoną pracą czy nauką wykaże swą wierność i oddanie naszej sprawie”. Przemówienie zakończył wezwaniem: „Dość wiecowania i manifestacji!”. Już kilka dni później na nastroje społeczne wpływały również coraz bardziej dramatyczne doniesienia z Węgier. Polacy skupili się na okazaniu solidarności i pomocy Węgrom, których niepodległościowe ambicje zgniotły sowieckie czołgi. Wydarzenia roku 1957 były dopełnieniem wypowiedzi Gomułki o końcu wiecowania. Wezwanie do głosowania w wyborach do Sejmu „bez skreśleń”, zamknięcie tygodnika „Po prostu” i rozpędzenie studenckich protestów w jego obronie to najważniejsze symbole ostatniego etapu odwilży. Rozpoczynała się era „małej stabilizacji”, która zakończy się dramatycznymi wydarzeniami marca 1968 i grudnia 1970 r. oraz odejściem Gomułki, który całkowicie roztrwonił zaufanie, jakim cieszył się 24 października na placu Defilad. (PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp /