Młodzież, głównie z warszawskich gimnazjów, wzięła udział w czwartkowym spotkaniu w Pałacu Prezydenckim zorganizowanym w rocznicę przedstawienia składu pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego. W uroczystości uczestniczył również sam były premier.
Były premier przyznał, że obejmując urząd czuł ogromny ciężar odpowiedzialności, ale miał głęboką wiarę, że to się uda. "To był trzeci wielki akt 1989 roku. Pierwszym był okrągły stół, drugim - wybory 4 czerwca stanowiące jego praktyczną weryfikację. To, że usiedliśmy do okrągłego stołu było wynikiem długotrwałych pertraktacji, których zasadniczym postulatem było przywrócenie Solidarności, na co władze długi czas nie chciały się zdecydować, pamiętając czym był ten liczący 10 mln związek w 1980 r. i obawiając się go. Ja do końca nie dowierzałem, powiem szczerze, że oni się zdecydują" - mówił Mazowiecki.
Jak opowiadał, rozmowy podczas obrad uległy poszerzeniu i dotyczyły "wejścia Solidarności we współodpowiedzialność polityczną". "My na początku sądziliśmy, że raczej będziemy opozycją, jednak wybory z 4 czerwca zweryfikowały te ustalenia. Moralne zwycięstwo Solidarności udowodniło, że tamta władza nie jest już w stanie stworzyć rządu, który by miał jakieś poszanowanie w społeczeństwie. Ja byłem za tym, by to wszystko szło stopniowo, jednak zobaczyłem, że sprawy idą szybko i wtedy powstał rząd" - powiedział były premier.
"To był trzeci wielki akt 1989 r. Pierwszym był okrągły stół, drugim - wybory 4 czerwca stanowiące jego praktyczną weryfikację. To, że usiedliśmy do okrągłego stołu było wynikiem długotrwałych pertraktacji, których zasadniczym postulatem było przywrócenie Solidarności, na co władze długi czas nie chciały się zdecydować, pamiętając czym był ten liczący 10 mln związek w 1980 r. i obawiając się go. Ja do końca nie dowierzałem, powiem szczerze, że oni się zdecydują" - mówił Tadeusz Mazowiecki.
Podkreślił, że rząd musiał być "pewną emanacją tamtego parlamentu" i uczestniczyły w nim wszystkie siły polityczne. "Kierunek nadawaliśmy my i zadanie było naprawdę trudne, zwłaszcza że Polska była pod tym względem jedyna jeszcze przez dwa miesiące i samotna w całym ówczesnym obozie. Sądzę, że wielu ludzi tamtej władzy myślało, że nas przeczekają, że się wywrócimy, ale się nam udało" - zaakcentował Mazowiecki.
Zaznaczył, że kierunek działania był dla jego ekipy jasny - chodziło o demokratyzację państwa i wprowadzenie instytucji demokratycznych, największy problem stanowiła jednak gospodarka. "Nie było to takie proste, ponieważ stanęliśmy przed wyborem czy kładziemy +plastry+ na chory system czy dokonujemy jego generalnej zmiany. I wybraliśmy to drugie. Trzecią sprawą było stopniowe zmienianie sytuacji geopolitycznej Polski, obranie kursu na Zachód. Kierunek przemian był jasny i nie musiałem nawet dawać ministrom wskazówek, bo było wiadomo, że właściwie muszą zmienić wszystko" - wspominał były premier.
Odpowiadał również na pytania uczestniczącej w spotkaniu młodzieży. Indagowany co sądzi obecnie o Solidarności przyznał, że "to już zupełnie inna Solidarność". "To związek zawodowy rewindykacyjny, podczas kiedy tamta Solidarność była związkiem zawodowym, ale była też wielkim ruchem zmiany całego kraju. Ja uważam, że nie można sobie wyobrazić państwa demokratycznego bez istnienia związków zawodowych, ale także trzeba oczekiwać, że będą one bardziej skłonne do rozmów niż do wymuszania sytuacji, zwłaszcza postulatów politycznych, tak jak dzisiaj to się dzieje" - stwierdził Mazowiecki.
Odnosząc się do oceny polityki tzw. grubej kreski podkreślił, że jego ekipa kierowała się zasadą: "nie odpowiadamy za przeszłość i zaczynamy nowy rozdział". "Było to też związane z pewną filozofią, że nie przychodzimy do władzy po to, by naszych przeciwników wieszać i że było w Polsce ponad 2,5 mln członków partii i oni też muszą mieć przyszłość w ustroju demokratycznym. Nie oznaczało to jednak, że nie należy rozliczać zbrodni. Potem jednak zaczęto z tego robić pewną broń polityczną przeciw mnie, mojemu rządowi, partii którą stworzyliśmy i to kompletnie wypaczono. Poza tym zwracam uwagę, że gdyby w Polsce, która przez pewien czas była osamotniona, przemiany nie potoczyłyby się w sposób pokojowy, to mogłoby to zahamować także zmiany w całym regionie. Nie byłoby tej jesieni ludów 1989 r. gdyby w Polsce się nie udało" - ocenił były premier.
"Ja zawsze uważałem, że sprawy publiczne są ważne i należy się w nie angażować. Także dzisiaj tak uważam i bardzo mnie niepokoi, gdy widzę to małe zainteresowanie ludzi młodych, zniechęcenie polityką i życiem publicznym. Dlatego uważam, że nie należy się od tego odwracać, ale to poprawiać" - podsumować Mazowiecki. (PAP)
akn/ ula/