79 lat temu wybuchło powstanie więźniów w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze (Lubelskie), w wyniku którego udało się uciec około 300 osobom, z czego 50 przeżyło wojnę. Według szacunków, w Sobiborze zamordowano 180 tys. Żydów. Na czwartek zaplanowano uroczystości upamiętniające rocznicę powstania.
Niemiecki obóz zagłady w Sobiborze (SS-Sonderkommando Sobibor) był drugim, po Bełżcu, obozem który został uruchomiony w ramach akcji „Reinhardt”. Pierwsze transporty Żydów przybyły do obozu z powiatu puławskiego na początku maja 1942 roku. Według szacunków, do października 1943 roku zamordowano tu ok. 180 tys. Żydów - kobiety, dzieci, mężczyzn.
„Do Sobiboru przywożono głównie Żydów z dystryktu lubelskiego, już od wiosny 1942 r. trafiali tu również Żydzi austriaccy, czescy, niemieccy i słowaccy. W kolejnym roku mordowano w obozie również Żydów deportowanych z dystryktu Galicja, z Holandii i Francji, a także Mińska, Lidy i Wilna. Tylko nieliczni wyselekcjonowani do pracy w obozie mieli szansę przetrwać dłużej, choć ich los był z góry przesądzony” – powiedział w rozmowie z PAP Jakub Chmielewski z Działu Historii Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie.
Odnosząc się do powstania więźniów w październiku 1943 roku podkreślił, że była to najbardziej radykalna forma oporu więźniów, którzy jedynie w ucieczce widzieli jedyną szansę na przeżycie. „Nie było żadnego innego wyjścia dla nich – albo ucieczka albo śmierć. Wybór nie był jednak prosty, jakby mogło się nam dzisiaj wydawać, bo za każdą ucieczkę Niemcy stosowali odpowiedzialność zbiorową, mordując część więźniów. Ten sam los czekał schwytanych uciekinierów” – przekazał pracownik PMM.
Jednocześnie przypomniał, że powstanie w obozie zagłady w Sobiborze było kolejnym zbrojnym buntem Żydów na ziemiach polskich, bo wcześniej doszło m.in. do powstań w getcie warszawskim, w obozie zagłady Treblinka II i w getcie białostockim.
Chmielewski zaznaczył, że powstanie, które wybuchło w Sobiborze 14 października 1943 roku należy wiązać z dwoma osobami. Pierwszą z nich był rosyjski Żyd Aleksander Peczerski, który pochodził z Rostowa nad Donem, a został przywieziony we wrześniu ’43 z Mińska, gdzie był przetrzymywany jako jeniec żydowski. Drugim przywódcą był polski Żyd, pochodzący z Żółkiewki na Lubelszczyźnie Lejba Felhendler, który przebywał w obozie od jesieni 1942 roku.
„Połącznie umiejętności tych dwóch osób pozwoliło przygotować, jak się wkrótce okazało, udany plan powstania w obozie zagłady. Istotną rolę odegrał tu Felhendler, który, będąc w obozie od niemal roku wiedział, jak on funkcjonuje, znał jego topografię, wiedział kim są SS-mani, jaki jest w nim rytm życia. I dzielił się tą wiedzą z Peczerskim. Z kolei Peczerski był doświadczonym żołnierzem Armii Czerwonej, wiedział więc, jak posługiwać się bronią” – wyjaśnił pracownik PMM.
Przypomniał, że już wcześniej dochodziło do prób oporu więźniów w Sobiborze, np. ucieczkę planowali więźniowie holenderscy pod wodzą oficera Josepha Jacobsa, jednak zostali wydani i wszystkich zamordowano. Sam Felhendler z grupą współpracowników planowali otrucie załogi SS czy wysadzenie obozowego kasyna, ale nigdy te plany nie zostały zrealizowane.
„Dopiero przybycie Peczerskiego spowodowało, że byli w stanie przygotować się do buntu. Ze względu na konspirację, tylko wąskie grono osób wiedziało o tym, że wybuchnie powstanie. Czynnik zaskoczenia miał zatem kluczowe znaczenie w powodzeniu całego przedsięwzięcia” – dodał Jakub Chmielewski.
Opracowany plan podzielony był na dwie części. Pierwsza polegała na zwabieniu SS-manów i ich potajemnym mordowaniu, tak żeby nie wszczęli alarmu. Ta faza trwała od godz. 15.30. do 17, kiedy rutynowo w obozie przeprowadzano apel. W tym czasie zabito dziewięciu SS-manów, w tym zastępującego komendanta Johanna Niemanna, a później jeszcze dwóch wachmanów. Więźniowie użyli do tego noży, siekier, tasaków, które stanowiły wyposażenie warsztatów funkcjonujących w obozie.
„Przychodzi godz. 17 i zaczyna się apel. Peczerski wskakując na stół wykrzykuje +Towarzysze, do bramy+, co jest sygnałem do rozpoczęcia powstania w Sobiborze. Większość osób jest zdezorientowana, bo nie wie, co się dzieje. Zdezorientowani ludzie rozbiegają się, część sparaliżowana strachem pozostaje. Początkowo więźniowie starają się sforsować główną bramę wejściową do obozu, ale wachmani, którzy pełnili wartę między drutami i na wieżach, zaczynają strzelać, więc więźniowie muszą szukać innej drogi ucieczki” – opisał Chmielewski.
Wielu szukało ratunku próbując przedostać się przez druty kolczaste ogradzające obóz od zachodniej strony, jednak za nim znajdowało się pole minowe, które miało ochraniać obóz przed ewentualnym atakiem ze strony partyzantów. „W związku z czym wiele osób zginęło od kul albo na minach. Niektórzy więźniowie strzelali też do Niemców i wachmanów z broni odebranej wcześniej zabitym lub pochodzącej z obrabowanego składu broni” – powiedział pracownik PMM.
Chmielewski przekazał, że z 600-700 osób, które więziono wtedy w Sobiborze, udało się uciec około 300. „Z tej grupy wojnę przeżyło około 50. Do tej liczby trzeba doliczyć jeszcze kilkunastu więźniów, którzy uciekli jeszcze przed powstaniem i zdołali przetrwać okupację” – uzupełnił.
Wracając do reakcji Niemców na powstanie w obozie, podkreślił, że bardzo szybko wszczęli oni pościg za uciekinierami, dlatego wielu Żydów spośród tych 300 zostało schwytanych i zamordowanych. „Być może część tych przypadków była efektem donosów okolicznej ludności, inni z kolei uciekinierzy natrafili na niemieckie jednostki prowadzące obławę” – wyjaśnił Chmielewski.
Przypomniał również, że wszyscy Żydzi, którzy zostali na terenie obozu - według szacunków mogło to być ok. 300-400 osób – zostali rozstrzelani na rozkaz ówczesnego dowódcy SS i policji w dystrykcie lubelskim Jakoba Sporrenberga, który następnego dnia, czyli 15 października przyjechał do Sobiboru.
Po ucieczce Peczerski wraz z grupa jeńców Armii Czerwonej przedostał się na wschód i dołączył początkowo do sowieckiego oddziału partyzanckiego, a następnie dalej walczył w szeregach Armii Czerwonej. Przeżył wojnę i zmarł w 1990 roku w rodzinnej miejscowości w Rostowie nad Donem. Felhendler też ocalał, ale jeszcze przed zakończeniem wojny, w kwietniu 1945 roku, został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach w Lublinie.
Jak powiedział pracownik PMM, kilka lat temu zmarły ostatnie osoby, którym udało się uciec z Sobiboru podczas powstania, m.in. Filip Białowicz i Tomasz Blatt, dwaj Żydzi z Izbicy, którzy jako swoją życiową misję traktowali przekazywanie historii o własnych tragicznych przeżyciach w kontekście Holokaustu.
Ceremonia upamiętniająca 79. rocznicę wybuchu powstania więźniów w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze odbędzie się w czwartek o godz. 12 w Muzeum i Miejscu Pamięci w Sobiborze, oddziale Państwowego Muzeum na Majdanku.(PAP)
Autorka: Gabriela Bogaczyk
gab/ aszw/