Zdjęcie małej, poparzonej dziewczynki z 1972 r. – znane na całym świecie – to symbol okrucieństwa wojny w Wietnamie. Ale jednocześnie symbol wszystkich wojen, bo ich skutki zawsze dotykają niewinnych ludzi. Opowieść samej poszkodowanej, autorki książki, jest niezwykła nawet po latach, bo dorosła Wietnamka zamiast nienawiści pielęgnuje w sobie najwspanialsze ludzkie wartości. Nie straciła nadziei w ludzi i dobro, niesie również pomoc innym.
Wstrząsająca opowieść o losach dziewięciolatki, której dzieciństwo zniszczyły nagle płomienie z nieba, to bolesna historia. Dosłownie i w przenośni, gdyż napalmowe bomby spaliły jej skórę, a także świat, w jakim zamierzała dorastać.
„Kiedy wojna przyszła do mojej wioski, stało się tak, jakby ktoś nagle na zawsze wyłączył wielką latarkę. Zapanował mrok. To, co było jasne i piękne, zdziesiątkowane zmarniało” – pisze Kim.
Po ataku napalmem dziewczynkę zostawiono w kostnicy, sądząc, że nie przeżyje. Jednak organizm dziecka nie zamierzał się poddać. Podobnie jak psychika.
Kim znalazła wsparcie w rodzinie i lekarzach, a także w Bogu. Dlatego – mimo cierpień, kolejnych operacji, miała siłę, by brać udział w spotkaniach i rozmowach na całym świecie i nieść nadzieję innym.
Zanim jednak Kim udało się uciec do Kanady, założyć rodzinę i odnaleźć swoje miejsce w życiu, komunistyczne władze Wietnamu zrobiły z niej wizytówkę swej antyamerykańskiej propagandy. Mimo jej stanu zdrowia i oporu zawoziły ją na kolejne spotkania z mediami, wysłały też m.in. do Związku Sowieckiego i na studia na Kubę. Kim głodowała tam, mieszkała w akademiku, gdzie brakowało nawet wody, była śledzona przez komunistyczne służby, jednak przetrwała.
To na Kubie poznała miłość swego życia i zachęciła męża do ucieczki do Kanady. Tam – wielu początkowych trudności – zaczęła nowe życie.
Niestety, kiedy została chrześcijanką, na długo odwróciła się od niej także rodzina, która nie rozumiała takiej decyzji.
Choć nie było to ani łatwe, ani nie stało się szybko, ofiara wojny wybaczyła tym, którzy ją skrzywdzili, i skupiła się na pomocy potrzebującym. Założyła fundację, która działa do tej pory. Została też ambasadorką dobrej woli UNESCO.
Za taką wyjątkową postawę, wspieranie dzieci – ofiar wojen, lekarzy, a także rannych żołnierzy i ważne, pełne nadziei przesłanie dla innych dostała wiele nagród. Ma kilka doktoratów honoris causa, ale – co ważniejsze – nadal jest tam, gdzie ludzie jej potrzebują.
Nietrudno o dowód. Na przykład w lipcu br. 59-latka towarzyszyła uchodźcom ukraińskim podczas lotu z Ukrainy do Kanady. Eskortowała ofiary rosyjskiej agresji do ich nowej ojczyzny.
Fotografia Kim, zrobiona przez dziennikarza Associated Press, uczyniła ją „Napalm girl”. Jednak poparzona dziewczynka – choć opowiada o straconym dzieciństwie, o bólu i walce o przyszłość – nigdy się nie poddała.
Kim zdarzały się chwile zwątpienia, problemy i kryzysy, które dotykają każdego z nas. Jak wynika z jej wspomnień, była nawet o krok od popełnienia samobójstwa. Jednak cofnęła się przed tym krokiem. Mieszka na przedmieściach Toronto, ma dwóch dorosłych synów, wnuka, a straszliwe doświadczenia przekłuła w niesienie nadziei innym.
Jej historia przemawia do ludźmi w wielu krajach.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP