W czasie II wojny na terenie Generalnego Gubernatorstwa Niemcy przeprowadzili co najmniej 200 egzekucji ludności Romów i Sinti. Masakra dokonana 80 lat temu, 2 lutego 1943 r., w Imbramowicach koło Krakowa była jedną z takich zbrodni – mówi PAP historyczka z Biura Edukacji IPN Magdalena Zapolska-Downar.
Polska Agencja Prasowa: Co oznacza słowo "porajmos", używane w kontekście eksterminacji Romów i Sinti podczas II wojny światowej?
Magdalena Zapolska-Downar: Słowo "porajmos" jest wyrażeniem pochodzącym z jednego z romskich dialektów. Oznacza dosłownie "pożarcie" lub "pochłonięcie" i przez część historyków oraz działaczy romskich jest używane dla określenia zagłady ludności romskiej w czasie II wojny. Trzeba jednak zastrzec, że nie wszystkie grupy romskie akceptują słowo "porajmos" jako synonim zagłady. Na wystawie zorganizowanej przez IPN unikamy tego sformułowania, mając na względzie wrażliwość tych potomków ofiar, którzy nich chcą używać tego słowa, ponieważ w niektórych dialektach romskich ma ono konotację erotyczną. Nie mamy dokładnych danych dotyczących liczby zamordowanych Romów i Sinti, jednak szacuje się, że z milionowej społeczności w Europie blisko połowa nie przeżyła wojny - zostali zamordowani lub zmarli na skutek głodu, chorób i eksperymentów pseudomedycznych przeprowadzanych w niemieckich obozach. W latach 30. w Polsce prowadzono spis ludności romskiej, ale nie objął on wszystkich województw. Można przyjąć, że w dniu wybuchu wojny mieszkało ich na terenie II RP ok. 30 tys.
PAP: Jaka była geneza masowej eksterminacji Romów i Sinti w trakcie wojny? Jaką politykę wobec nich prowadziła III Rzesza?
M. Zapolska-Downar: Według nazistów Romowie i Sinti stanowili odrębną rasę. Ich wygląd badali niemieccy antropologowie i naukowcy innych dyscyplin. Już od czasów Cesarstwa Niemieckiego, ale także w III Rzeszy uważano, że Romowie mają inklinację do przestępstw. Ten negatywny stereotyp był głęboko zakorzeniony w niemieckim społeczeństwie co najmniej od XIV wieku. Istniało społeczne przyzwolenie na tego typu wykluczenie. Republika Weimarska, a od 1933 r. także III Rzesza uznawały całe społeczeństwo Romów i Sinti za potencjalnych przestępców. Jeszcze przed 1939 r. niemiecka policja kryminalna kripo wykonywała im zdjęcia i wypełniała ankiety personalne na podobieństwo policyjnej kartoteki przestępców. Zawierały one nie tylko dane osobowe, lecz i fotografie sygnalityczne i odciski palców. Pewne przestrzenie publiczne, np. niektóre parki, łaźnie i inne obiekty, były niedostępne dla wędrownych grup Romów i ich taborów. W przeciwieństwie do ludności żydowskiej, wobec której ustawy rasowe mówiły, że Żydzi są prześladowani, dlatego że są Żydami, Romów i Sinti oficjalnie prześladowano z powodów społecznych, a nie stricte rasowych. Zaliczano ich do grupy "uchylających się notorycznie od pracy" i uznawano za "jednostki aspołeczne". Pojawiały się np. sformułowania "nałogowy przestępca". W III Rzeszy Romowie i Sinti trafiali do obozów koncentracyjnych oraz obozów pracy. W przypadku tych społeczności nawet ludność państw okupowanych nie miała świadomości, że są oni prześladowani, bo ich prześladowania tłumaczono ich rzekomą "asocjalnością", a nie pochodzeniem etnicznym, jak w przypadku ludności żydowskiej.
PAP: 2 lutego przypada 80. rocznica dokonanego przez Niemców mordu na Romach w Imbramowicach koło Krakowa. Jak doszło do tej zbrodni?
M. Zapolska-Downar: Romskie tabory wędrowały latem, a zimą zatrzymywały się w okolicach wsi i osad. Wynajmowano pomieszczenia od miejscowych gospodarzy. 2 lutego 1943 r. nad ranem do Imbramowic wjechał specjalny oddział niemieckiej policji, tzw. Jagdkommando ("Jagd" - w języku niemieckim oznacza "łowy") - ta grupa pościgowa zwykle była używana do walki z partyzantami oraz do pacyfikacji wsi. Jednym z ich zadań było także poszukiwanie i likwidacja Żydów zbiegłych z gett i właśnie Romów. Tego dnia w sadzie należącym do jednego z miejscowych gospodarzy żandarmi rozstrzelali 43 Romów - kobiet, mężczyzn i dzieci. Siedem osób zbiegło, jednak wkrótce zostali schwytani i przewiezieni na posterunek niemieckiej policji w Wolbromiu, a następnie rozstrzelani. Akcją w Imbramowicach dowodził oficer granatowej policji z Miechowa, Kazimierz Nowak. Tu warto dodać, że brał on udział również w niemieckich akcjach przeciwko Polakom i Żydom. 24 czerwca 1943 r. żołnierze AK wykonali na nim wyrok śmierci.
Obecnie wiemy, że w czasie wojny na terenie Generalnego Gubernatorstwa Niemcy przeprowadzili co najmniej 200 egzekucji ludności romskiej. Możliwe, że tych akcji było więcej, jednak tyle udało się ustalić Jerzemu Ficowskiemu. Miał on nieoceniony wkład w badanie kultury Romów, ale i ustalenie ich tragicznych losów. Tuż po wojnie zbierał relacje świadków i w swoich książkach je cytował. Także Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce (1945-1990) prowadziła śledztwo i ustalała okoliczności oraz miejsce wielu mordów. Początkowo Niemcy transportowali Romów na tereny gett żydowskich. Polscy Romowie dobrze znali topografię okolicy i uciekali z transportów. Niemcy zaniechali przewożenia ich do odległych gett czy obozów pracy i dokonywali masowych zbrodni na miejscu, w którym w danym momencie przebywał tabor. Masakra dokonana 80 lat temu w Imbramowicach jest jedną z tego typu zbrodni.
PAP: Czy pamięć o zagładzie Romów i Sinti przetrwała? Czy i w jaki sposób IPN ją upamiętnia?
M. Zapolska-Downar: Zwrócę tu uwagę na bardzo wymowny fakt, że w trakcie procesu niemieckich zbrodniarzy przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze w akcie oskarżenia w ogóle nie pojawił się jakikolwiek punkt dotyczący zagłady Romów i Sinti w okupowanej Europie. W Polsce pamięć o nich podtrzymywał wspomniany już Jerzy Ficowski, który dokumentował wydarzenia z lat wojny. Proces "odzyskiwania pamięci" rozpoczął się w latach 70. Powstały pierwsze stowarzyszenia, Romowie zaczęli interesować się własną przeszłością. Zbierano relacje świadków, był na to ostatni moment, minęło 30 lat od zakończenia wojny. W kwietniu 1980 r. kilkunastu przedstawicieli Sinti rozpoczęło strajk głodowy na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Dachau. Domagali się, aby rząd RFN oficjalnie uznał Romów i Sinti za ofiary ludobójstw popełnianych w III Rzeszy. Nastąpiło to dwa lata później. Także w Polsce jest kilku historyków, kulturoznawców i antropologów, który zajmują się najtragiczniejszym okresem w dziejach polskich Romów.
IPN finansuje budowę pomników w miejscach zagłady polskich Romów. Przykładem są tu właśnie Imbramowice. Prowadzimy też działania edukacyjne. Od 2022 r. na stronie IPN można obejrzeć wystawę on-line na ten temat wraz z ćwiczeniami dla uczniów. Prowadziliśmy również cykl szkoleń dla nauczycieli historii. Wiele dobrego dla podtrzymania pamięci robią romskie stowarzyszenia działające w Polsce. Są w nich aktywni młodzi, pełni energii ludzie. 2 sierpnia każdego roku można ich zobaczyć podczas marszu pamięci na terenie byłego niemieckiego obozu w Birkenau (Brzezince), gdy oddają hołd pomordowanym polskim Romom i Sinti, ofiarom tzw. obozu rodzinnego w sektorze BII e.
PAP: Birkenau to osobny rozdział w historii eksterminacji Romów i Sinti.
M. Zapolska-Downar: Tak, wielu z nich zginęło właśnie tam. W przeciwieństwie do więźniów innych narodowości kobiety, mężczyźni i dzieci romskie nie były rozdzielani i mieszkali w tych samych barakach. Warto pamiętać, że Romowie i Sinti byli ofiarami niemieckich eksperymentów. Symbolem tej tragedii jest doktor SS-Hauptsturmführer (kapitan) Josef Mengele. Historycy szacują, że w Auschwitz-Birkenau zginęło łącznie ok. 21 tys. Romów i Sinti. Wiemy jednak, że transport liczący 1700 Romów chorych na tyfus został wymordowany w krematorium bez wpisywania do obozowej ewidencji. Zresztą niewiadomych jest więcej. Nadal nie znamy skali eksterminacji dokonanej po czerwcu 1941 r. na terenie Kresów Wschodnich, gdy III Rzesza uderzyła na ZSRS. Dochodziło tam do wielu masowych egzekucji Romów, ale brak źródeł nie pozwala na oszacowanie liczby ofiar. (PAP)
Rozmawiał Maciej Replewicz
mr/ skp/