W nocy z 14 na 15 marca 1943 r. w okolicy Książenic koło Grodziska Mazowieckiego wylądowali trzej „Cichociemni”. Wśród nich był mjr Jan Górski - pomysłodawca i współtwórca „Cichociemnych”. W specjalnych pasach mieli równowartość 7 mln dolarów na potrzeby AK i Podziemnego Państwa Polskiego.
"Major Jan Górski był człowiekiem, który wymyślił i zrealizował idee przerzutu przeszkolonych polskich żołnierzy drogą powietrzną, na spadochronach do kraju - twórcą elitarnej formacji +Cichociemnych+. Ukończył Oficerską Szkołę Inżynierii i studia na wydziale elektrycznym na Politechnice Warszawskiej. W czasie walk we wrześniu 1939 r. był referentem w sztabie Naczelnego Wodza. Gdy wkroczyli Sowieci, znalazł się w obozie internowania Rumunii. Wtedy po raz pierwszy pojawił się pomysł, by wrócić do Polski drogą lotniczą" - powiedział PAP historyk IPN Łukasz Płatek.
"Na pierwszym postoju (…) wprowadził przygnębionych kolegów w dobry humor, bo zapowiedział, że wróci do Polski jako spadochroniarz. Niektórzy domyślnie pukali się w czoło" - pisał Jan Erdman w "Drodze do Ostrej Bramy" (1984).
Wraz z kpt. Maciejem Kalenkiewiczem Górski - zwanym już "Chomikiem" (późniejszy pseudonim konspiracyjny) - opracował zarys systemu łączności lotniczej z okupowaną Polską "Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania" 30 grudnia 1939 r. zgłosił je dowódcy sił lotniczych gen. Józefowi Zającowi, lecz tekst został zignorowany. Górski i Kalenkiewicz zredagowali także "Uderzenie powierzchniowe jako nowa forma walki zaczepnej" zawierające wnioski z dotychczasowego przebiegu walk w Europie. Opisywał w nim m.in. założenia operacji desantowych. "Rzeczą pierwszorzędnego znaczenia jest zapewnienie, zarówno wojskom desantowym jak i powstańczym, stałego zaopatrywania drogą morską, powietrzną lub lądową" - podkreślali autorzy.
"Przed wrześniem 1939 r. skoki spadochronowe w Polsce były raczej sportem dla cywili. Na dwóch niepełnych kursach wyszkolono najwyżej 200-300 wojskowych spadochroniarzy. Pomysł stworzenia polskiego oddziału - brygady spadochronowej pojawił się już pod koniec 1939 r. we Francji, jednak Francuzi nie chcieli udostępnić samolotów ani sprzętu. Także znaczna część z polskiej kadry oficerskiej sceptycznie oceniała idee tworzenia wojsk powietrznodesantowych, więc pomysł upadł" - wyjaśnił historyk, dodając, że obydwaj oficerowie "nie dawali za wygraną i z uporem zasypywali sztabowców memoriałami o stworzenie takich jednostek i wsparciu lotniczym dla przyszłego powstania w kraju".
"We Francji Górski i Kalenkiewicz wybrali motto +Tobie Ojczyzno+. Mieli je wygrawerowane na bransoletkach. Później stało się ono hasłem wszystkich polskich +Cichociemnych+" - dodał Płatek.
W maju 1940 r. oficerowie przekonali Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego do koncepcji przerzutu żołnierzy drogą lotniczą do kraju. Miesiąc później Francja skapitulowała. Brytyjczycy zorganizowali Special Operations Executive - kierownictwo operacji specjalnych SOE. Kilka miesięcy później w tajnym ośrodku zlokalizowanym w zamku Invernochy Castle koło Inverness (Szkocja) rozpoczęło się szkolenie przyszłych dywersantów – ochotników z Polski. Szkolenie obejmowało skoki spadochronowe, posługiwanie się bronią oraz materiałami wybuchowymi. Szkolenia odbywały się także w m.in. Audley End, Briggens, Fort William i Largo House zaś przygotowanie spadochronowe - w Ringway. Kandydaci uczyli się przetrwania w każdych niemal warunkach, instynktownego strzelania oraz walki wręcz. Część z kandydatów przeszła specjalistyczne kursy radiotelegrafistów i radiomechaników. Niektórzy przeszli szkolenie w pilotażu nieprzyjacielskich samolotów, kursy motorowe lub kursy obsługi pojazdów pancernych i czołgów. Z ponad 2,4 tysiąca kandydatów jedynie 579 zakwalifikowano do wykonania misji i zrzutu w kraju.
Łącznie przerzucono 316 "Cichociemnych", dziewięciu zginęło w trakcie lotu do okupowanej ojczyzny lub na skutek nieudanego skoku.
W ramach operacji "Adolphus", w nocy z 14 na 15 lutego 1941 r. z samolotu Armstrong Whitworth Whitley wyskoczyli pierwsi "Cichociemni" - kpt. pil. Stanisław Krzymowski "Kostka", rtm. Józef Zabielski "Żbik" oraz kurier Delegatury Rządu Czesław Raczkowski "Orkan".
"Pierwszy zrzut nie był udany, bo na skutek błędu nawigatora spadochroniarze wylądowali na włączonym do Rzeszy Śląsku koło Skoczowa, 138 km od oczekującej na nich placówki. Podczas lądowania Zabielski uszkodził staw skokowy. Pomimo tego udało się im dotrzeć do Warszawy" - wyjaśnił Płatek, dodając, że zmianie uległa trasa: zamiast przelotu nad Holandią i Niemcami, piloci wybierali kurs na północ i przelatywali nad Danią i Pomorzem, a w późniejszym okresie wojny - nad neutralną Szwecją.
Na skoczków oczekiwały placówki odbiorcze ZWZ-AK - usytuowane z daleka od traktów komunikacyjnych łąki, polany lub pola uprawne w pobliżu rzek i zbiorników wodnych ułatwiających załogom samolotów nawigację bezpośrednio nad rejonem zrzutu. Gdy samolot zbliżał się, zapalano lampy sygnałowe lub ogniska. Od 1943 r. placówki były ochraniane przez zbrojne oddziały AK.
W nocy z 14 na 15 marca 1943 r. w ramach operacji SOE "Step" (krok) wykonał skok spadochronowy pomysłodawca przerzutów do kraju mjr dypl. saperów Jan Górski "Chomik". Wraz z nim w placówce "Bat" w Książenicach siedem kilometrów od Grodziska Mazowieckiego wylądowali ppor. art. rez. Olgierd Stołyhwo "Stewa" oraz ppor. art. rez. Janusz Jarosz "Szermierz".
"Podczas operacji +Step+ skoczkowie mieli przy sobie dwa pistolety Colt, 50 pocisków, cywilne ubrania i założone bezpośrednio na ciało pasy z pieniędzmi. Pasy uszyto z grubego, nieprzemakalnego brezentu o szerokości 18 cm i ukryto w nich dolary w banknotach lub złotych monetach. Zwykle skoczek przewoził kilka pasów. W każdym ukryto od kilku do 30 tys. dolarów. +Chomik+, +Szermierz+ i +Stewa+ mieli przy sobie łącznie 335 tys. dolarów przeznaczonych na potrzeby dowództwa AK i Polskiego Państwa Podziemnego. Pieniądze bezpiecznie dotarły do konspiracyjnych adresatów" - podkreślił historyk. Dziś 1 dolar z początku wojny jest wart 21 raz więcej: kwota przewieziona w pasach to równowartość 7 milionów 35 tysięcy dolarów z 2023 r.
"29 kwietnia 1943 r. Stołyhwo i Jarosz zostali aresztowani przez Niemców w mieszkaniu innego +Cichociemnego+ Jana Hörla +Froga+ przy ul. 6 Sierpnia w Warszawie. Wojnę jako więzień niemieckich obozów przeżył tylko Jarosz. Więcej szczęścia miał +Chomik+, którego przydzielono do struktur AK w Białymstoku, a później w Krakowie. Współpracował z gen. AK. Stanisławem Rostworowskim +Odrą+ i razem z nim został 11 sierpnia 1944 r. aresztowany przy ul. Św. Marka przez gestapo. Generał zachowywał się z wielką godnością, został zakatowany przez gestapowców w trakcie śledztwa. Górski nie został rozpoznany jako oficer AK i trafił jako cywil do obozu koncentracyjnego Flossenbürg we wschodniej Bawarii" - wyjaśnił historyk.
"Miał dużą szansę na przeżycie wojny, jednak był człowiekiem czynu i nieprzeciętnej odwagi. 17 kwietnia 1945 r., kilka dni przed wyzwoleniem obozu przez oddziały amerykańskiej armii wraz z grupą więźniów podjął próbę ucieczki podczas +marszu śmierci+. Według niepotwierdzonych informacji major umożliwił pozostałym ucieczkę, odwracając uwagę ścigających esesmanów i zginął zastrzelony. Nie wiemy, czy to prawda, ale znając życiorys i postawę oficera, jest to prawdopodobne" - ocenił Płatek.
31 lipca 2014 r. na terenie klasztoru Sióstr Dominikanek w Radoniach k. Grodziska Mazowieckiego poświęcono kamień węgielny pod kaplicę Matki Boskiej Ostrobramskiej - Patronki "Cichociemnych" w rejonie wsi Radonie – Osowiec koło Książenic. Łącznie wylądowało tam spadochroniarzy i kurierów Rządu Polskiego, m.in. mjr Górski i gen. Elżbieta Zawadzka "Zo" - jedyna kobieta wśród "Cichociemnych". W uroczystości brał udział dr Bohdan Górski - syn pomysłodawcy i współtwórcy elitarnej formacji. 7 września 2014 r. na budynku szkoły w Książenicach zawisła tablica upamiętniająca "Cichociemnych", który w latach 1943-44 lądowali na terenie placówki "Bat" - "Solnica".(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ pat/