„Słowo +kryzys+ pochodzi z języka greckiego (krisis) i pierwotnie oznaczało moment przełomowy, punkt zwrotny, okres przełomu, ale też odsiew, wybór, rozstrzygnięcie” – zauważa prof. Wojciech Morawski, autor zarysu historii kryzysów gospodarczych, które wydarzyły się w ciągu minionych 500 lat.
Historia gospodarki jest uznawana za jeden z najbardziej skomplikowanych obszarów współczesnej historiografii. Rzadko ukazują się syntezy przybliżające szerokiemu gronu czytelników wydarzenia i procesy gospodarcze. Taki charakter ma książka prof. Wojciecha Morawskiego ze Szkoły Głównej Handlowej. Na niewiele ponad 300 stronach autor przybliża mechanizmy kryzysów gospodarczych, ale także wyjaśnia ich rolę w przemianach ekonomicznych i społecznych. Już na wstępie zauważa, że załamania koniunktury nie zawsze mają wyłącznie negatywny wpływ na tętno życia gospodarczego. W dłuższej perspektywie zmieniają świat. „Kryzysy mimo związanych z nimi niedogodności spełniają w gospodarce rolę porządkującą i oczyszczającą. Ujawniają rzeczywistą niezbędność lub zbędność wszelkich przedsięwzięć, przekłuwają rozmaite bąble spekulacyjne” – wyjaśnia autor. Dodaje, że pełne skutki kryzysów są dostrzegalne dopiero po wielu latach od ich zakończenia. Tak jest również z jednym z najnowszych. „Kształt gospodarki światowej, jaka wyłoniła się z kryzysu 2008 roku, nie jest jeszcze przesądzony” – podkreśla.
Załamania gospodarcze sprzyjały nie tylko przekłuwaniu baniek spekulacyjnych, ale także narodzinom nowych dynamicznych potęg gospodarczych. Hiszpania – pierwsze mocarstwo gospodarcze epoki nowożytnej – zaprzepaściło swoją potęgę gospodarczą przez kolejne bankructwa. Otworzyło to szerokie perspektywy przed Niderlandami. To w Amsterdamie narodził się nowoczesny rynek wymiany. „Giełda była otwarta między 12.00 a 14.00, a czas otwarcia był ściśle kontrolowany za pomocą wielkiego zegara. Przychodzący nie w porę byli karani grzywną” – opisuje prof. Morawski. Jak dodaje autor, nowe metody inwestowania sprzyjały i sprzyjają po pewnym czasie pojawianiu się nowych zagrożeń, a tym samym nowych kryzysów. Na rynku niderlandzkim sposobem lokowania kapitału okazały się cebulki tulipanów. Na fali „tulipanomanii” spekulowano kamienicami i działkami budowlanymi. Wystarczyła plotka o spadku zainteresowania zakupami, aby cały rynek załamał się w ciągu jednego dnia w lutym 1637 r. Mechanizm szaleństwa spekulacji i nagłego załamania powtarzał się na różne sposoby w kolejnych stuleciach.
Wiek XIX, który powszechnie kojarzy się z epoką bezprzykładnego w dziejach świata rozwoju, wypełniony był kryzysami. Po raz pierwszy niektóre z nich obejmowały niemal cały świat. W tym kontekście prof. Morawski przybliża psychologiczne aspekty zjawiska kryzysu gospodarczego. Zauważa, że tuż przed tąpnięciem wśród obserwatorów gospodarki dominuje nie tyle optymizm, ile euforia co do perspektyw dalszego dynamicznego rozwoju. Badacz przytacza znamienną wypowiedź króla Jerzego IV, który w lutym 1825 r. powiedział: „W historii tego kraju nigdy jeszcze nie zdarzył się taki okres, żeby wszystkie najważniejsze sprawy państwowe były w tak świetnym stanie i żeby tak powszechne było wśród wszystkich klas narodu brytyjskiego poczucie zadowolenia i satysfakcji”. Kilka miesięcy później brytyjski system bankowy zatrząsł się w posadach po upadku wielkich domów bankowych. Ponad sto lat później prezydent USA Herbert Hoover w mowie na Uniwersytecie Stanforda zwrócił uwagę: „Dziś w Ameryce jesteśmy bliżej ostatecznego triumfu nad ubóstwem niż kiedykolwiek i gdziekolwiek”. Rok później światowa gospodarka została uderzona bezprecedensowym kryzysem, który w dłuższej perspektywie doprowadził do wybuchu II wojny światowej. „Mówiąc brutalnie: dobre czasy ogłupiają, źle służą refleksji” – podsumowuje prof. Morawski.
Paradoksalnie to najtrudniejsze momenty w dziejach gospodarki służą najgłębszym przemyśleniom. Załamania pierwszej połowy XIX wieku oraz konsekwencje leseferystycznego podejścia do gospodarki zaowocowały krytyką tak funkcjonującego porządku gospodarczego. Formułowane recepty, niezależnie od barw politycznych, opierały się na założeniu, że przyszły rozwój musi być bardziej zrównoważony, aby unikać niebezpieczeństwa gwałtownych załamań. Wcześni socjaliści, spółdzielcy, związkowcy i chrześcijańscy demokraci nie zakładali jednak tak głębokiej ingerencji państwa w gospodarkę, która była efektem „wielkich destabilizacji” kolejnego stulecia. Jak zauważa prof. Morawski, przesiąknięcie gospodarki ideologią sprowadziło wiele krajów na manowce rozwoju. W latach osiemdziesiątych minionego stulecia kryzys socjalizmu był już tak głęboki, że nawet jego teoretycy dostrzegali klęskę utopii. „Z przekąsem zaczęto też mówić, że największą zasługą komunizmu była poprawa życia mas pracujących, z tym że nie w krajach socjalistycznych, tylko kapitalistycznych. Rzeczywiście kapitalizm ze strachu przed komunizmem wzniósł się na taki poziom wrażliwości społecznej, którego nie osiągnąłby zapewne w innych okolicznościach” – pisze historyk.
Często marzenia o lepszym świecie i zamożniejszym społeczeństwie doprowadzały do ogromnych kryzysów gospodarczych wpędzających miliony ludzi w nędzę. Tak było m.in. z kryzysem roku 2008, którego korzenie tkwią w dążeniu do zapewnienia każdemu Amerykaninowi własnego domu. Wbrew elementarnej logice udzielano kredytów hipotecznych osobom, które nie były w stanie ich spłacić. Wydawać by się mogło, że osiągnięcia historyków gospodarki analizującej szaleństwa, takie jak tulipanomania, powinny stanowić wystarczające ostrzeżenie. „Wszelkie próby przewidywania przyszłości są skazane na porażkę. Doświadczenia historyczne pozwalają lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące procesami społecznymi i ekonomicznymi. Nie da się jednak z nich wysnuć prostych teorii, przydatnych do przewidywania przyszłości” – konkluduje prof. Morawski.
Michał Szukała