Zbigniewem Herbertem Służba Bezpieczeństwa – zarówno ta działająca w kraju, jak i za granicą (wywiad) – interesowała się wielokrotnie. Pierwszy był – już w kwietniu 1960 r. – Wydział V Departamentu I MSW, którego zadaniem była walka ze środowiskami emigracyjnymi oraz „ośrodkami dywersji ideologicznej”.
Powodem zainteresowania pisarzem było zbieranie przez wywiad informacji o jego kontaktach z polskimi środowiskami emigracyjnymi (z grupą chadecką Karola Popiela oraz Klubem Studentów Polskich) w trakcie jego wyjazdu stypendialnego do Francji w latach 1958–1960. Planowano przeprowadzenie z nim rozmowy, a następnie jego werbunek do współpracy. Nic z tych planów nie wyszło, ale pisarz, któremu nadano pseudonim „Poeta”, zdawał sobie sprawę, że jest rozpracowywany. W jednej z kartek pocztowych pisał w swoim stylu: „przyjeżdżają tu jakieś nieludzkie kutasy i wygłaszają do mnie kazania o obowiązkach wobec Ojczyzny. Opierdalam, a wkrótce będę bił w mordę”.
Powodem zainteresowania pisarzem było zbieranie przez wywiad informacji o jego kontaktach z polskimi środowiskami emigracyjnymi (z grupą chadecką Karola Popiela oraz Klubem Studentów Polskich) w trakcie jego wyjazdu stypendialnego do Francji w latach 1958–1960.
Do rozmów esbeków z pisarzem doszło kilka lat później – we wrześniu 1967 r., a pierwsze z nich były prowadzone „pod przykryciem”, co oznaczało, że funkcjonariusze udawali „zwykłych dyplomatów”. W czerwcu 1968 r. Wydział VIII Departamentu I MSW –przeznaczony do walki z dywersją ideologiczną oraz środowiskiem emigracyjnym – rozpoczął jego formalne rozpracowanie, pod kryptonimem „Bem”. Tym razem analizowano jego szerokie kontakty zagraniczne, głównie z czołowymi przedstawicielami polskiej emigracji. Pomimo że kolejne rozmowy nie przynosiły zadawalających rezultatów, pisarza postanowiono zwerbować. Planowano wykorzystać go do „rozpracowania działalności Międzynarodowego Stowarzyszenia Wolności Kultury, ustalania źródeł i dróg przecieków informacji z kraju, prowadzenia określonych rozmów sondażowych z ważniejszymi publicystami +Kultury+, zbierania informacji o osobach z kraju i ich związkach z ośrodkami dywersji”.
Funkcjonariuszy wywiadu nie zniechęciło zainteresowanie Zbigniewem Herbertem ze strony zachodnich służb specjalnych (według danych SB bez powodzenia próbowali go zwerbować Francuzi, Niemcy – oczywiście z Zachodu – i prawdopodobnie Amerykanie), niechęć pisarza do politycznego wiązania się z różnymi instytucjami proponującymi mu wsparcie finansowe, jego poparcie dla praskiej wiosny, a nawet jego „sympatyzowanie z działaczami zaangażowanymi w ośrodkach dywersji politycznej na Zachodzie”.
Jego werbunek miał się odbyć w kraju, w trakcie rozmów w hotelu „Monopol”. Próba ta zakończyła się oczywiście niepowodzeniem. Jak pisał Zbigniew Herbert w liście do znajomych (Magdaleny i Zbigniewa Czajkowskich): „Sporą część mego krótkiego pobytu w Ludowej spędziłem na rozmowach z łapsami […] Spodziewałem się trochę tego, ale nie wiedziałem, że będzie to tak intensywne i zaciekłe. W rezultacie nikogo nie wydałem, sam się wykręciłem sianem, i kiedy się zapowiadało na serię seansów, odłączyłem się od nieprzyjaciela. Ale wróciłem z nadszarpniętymi nerwami i muszę się kurować”.
Wywiad, mimo że uznał, iż poeta „na agenta dla wykonywania zadań operacyjnych nie nadaje się”, nie rezygnował, uznając, że może „być pomocny do dokonywania ogólnego rozpoznania politycznego i prowadzenia rozmów inspiracyjnych z pozycji polskiej wobec intelektualistów na Zachodzie”. Rozmowy z nim kontynuowano podczas jego pobytu w Berlinie Zachodnim. Było ich kilka, ostatnie w kwietniu 1970 r. Z punktu widzenia Służby Bezpieczeństwa wszystkie zakończyły się fiaskiem.
Wywiad, mimo że uznał, iż poeta „na agenta dla wykonywania zadań operacyjnych nie nadaje się”, nie rezygnował, uznając, że może „być pomocny do dokonywania ogólnego rozpoznania politycznego i prowadzenia rozmów inspiracyjnych z pozycji polskiej wobec intelektualistów na Zachodzie”.
Wywiad ponownie zainteresował się Herbertem w marcu 1977 r. Wtedy to ustalono, że Gunter Grass zaproponował Herbertowi zamieszczanie jego artykułów w piśmie współredagowanym przez Grassa. W celu obserwacji pisarza – któremu tym razem nadano pseudonim „Bert” – funkcjonariusze ponownie nawiązali z nimi kontakt, zapewne znowu udając dyplomatów. Trwał on do końca 1979 r. W zamyśle funkcjonariuszy miał tym razem służyć „kapturowemu uzyskiwaniu informacji o ośrodkach dywersji ideologicznej i elementach antysocjalistycznych w kraju”, pozwolić na „neutralizowanie figuranta połączone z kontrolowaniem jego działalności” oraz „uzyskanie atutów, które Służba Bezpieczeństwa mogłaby wykorzystać przeciwko niemu, gdyby po powrocie do kraju działalności swej nadawał formy agresywne, atakujące”.
Bardziej finezyjne działania wobec pisarza prowadził Departament III MSW, który rozpracowywał go od września 1972 r. do października 1989 r., w ramach sprawy pod kryptonimem „Herb”. Funkcjonariusze „trójki” zainteresowali się pisarzem ze względu na jego zaangażowanie opozycyjne. Tak je opisywali w marcu 1976 r.: „Utrzymuje szereg kontaktów z redaktorami czasopism zachodnich, wydawcami zagranicznymi z krajów kapitalistycznych oraz z ośrodkami dywersji ideologiczno-politycznej na Zachodzie. Znany jest z wielokrotnych inspiracji środowiska literackiego do wrogich wystąpień przeciwko polityce kulturalnej [...] aktualnie od kilku miesięcy przebywa w Austrii, podróżując również po innych krajach Europy Zachodniej m.in. RFN, Belgii, Włoszech. Wygłasza odczyty, w których atakuje założenia ustrojowe PRL oraz podstawy sojuszu i współpracy z ZSRR”.
Interesowano się nie tylko jego twórczością czy aktywnością opozycyjną, ale też jego życiem prywatnym, m.in. stanem zdrowia – oczywiście kompletnie nie przejmując się tajemnicą lekarską. Nie tylko w kraju zresztą. Przy pomocy wywiadu bacznie obserwowano jego poczynania poza granicami PRL. I tak np. we wrześniu 1975 r. odnotowano, że podczas seminarium na temat historii współczesnej organizowanego w Berlinie Zachodnim Zbigniew Herbert przebywający od kilku miesięcy za granicą miał wystąpić jako „oficjalny przedstawiciel Polski” z przemówieniem ocenionym – przez SB – jako „wybitnie antypolskie”. Takie jego zachowanie spowodowało przeprowadzenie z nim rozmowy przez pracownika Misji Wojskowej PRL w Berlinie Zachodnim. Nie przyniosła ona jednak oczekiwanych wyników, a w wypowiedziach poety przebijać miały akcenty antyradzieckie i antypartyjne.
Interesowano się nie tylko jego twórczością czy aktywnością opozycyjną, ale też jego życiem prywatnym, m.in. stanem zdrowia – oczywiście kompletnie nie przejmując się tajemnicą lekarską. Nie tylko w kraju zresztą. Przy pomocy wywiadu bacznie obserwowano jego poczynania poza granicami PRL.
W związku z kontynuowaniem przez niego działalności opozycyjnej, wobec Herberta podejmowano działania represyjne. I tak np. w styczniu 1976 r. – miesiąc po złożeniu przez niego podpisu pod tzw. listem 59 w proteście przeciwko planowanym zmianom w konstytucji PRL – postanowiono wstrzymać ewentualne publikacje utworów poety oraz nie dopuszczać do popularyzowania ich w środkach masowego przekazu (jego nazwisko trafiło na cenzorską listę proskrypcyjną). Miano też nie dopuszczać do spotkań autorskich pisarza z czytelnikami, a nawet – „wykorzystując dostępne środki pracy operacyjnej” – podejmować działania „zmierzające do izolacji [Zbigniewa Herberta – G.M.] w środowisku i wytwarzania atmosfery potępienia”.
Niekiedy funkcjonariusze wykazywali się sporą przebiegłością. Przykładowo w kwietniu 1976 r. wystąpili o anulowanie zastrzeżenia wyjazdów dla pisarza oraz wydanie mu paszportu prywatnego do Holandii. Herbert wybierał się na Międzynarodowy Festiwal Poezji w Rotterdamie, który – co pisarz próbował ukryć – był poświęcony wolności kultury na Wschodzie i Zachodzie, a jednym z jego tematów było „gnębienie pisarzy”. Dla Służby Bezpieczeństwa ważniejsze było jednak pokrzyżowanie planów ekranizacji dwóch jego nowel przez Zespół Realizatorów Filmowych „TOR”. A według podpisanej w kwietniu 1976 r. umowy Zbigniew Herbert miał być obecny podczas zdjęć na planie oraz „stawić się w Zespole na każde wezwanie”. Celem SB było w tym przypadku „uderzenie po kieszeni” niepokornego pisarza – za ekranizację miał otrzymać 50 lub 100 tys. zł, w zależności od tego, do jakiej grupy zostanie zaliczony scenariusz. W celu uniemożliwienia produkcji filmu „poczyniono kroki w naczelnym Zarządzie Kinematografii i Przedsiębiorstwie Realizacji Filmów +Zespoły Filmowe+, zmierzające do ponownego rozpatrzenia celowości opracowania filmu w oparciu o nowele Zb[igniewa] Herberta”.
W działania przeciwko niemu wciągano również inne organy, np. Milicję Obywatelską. I tak w maju 1978 r. przeprowadzono rozmowę z funkcjonariuszem z XX Komisariatu MO Warszawa-Mokotów, informując go o zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa poetą oraz wyznaczono zadania dla tego milicjanta (dzielnicowego) „w zakresie zewnętrznej kontroli figuranta i jego rodziny”. Było to ułatwione z tego powodu, że wraz z żoną pisarza działał on społecznie w samorządzie mieszkańców i to w dodatku w tej samej komisji.
Funkcjonariuszowi temu zlecono też kontrolowanie osób przebywających w mieszkaniu Herbertów pod nieobecność gospodarzy. Ponadto zwrócono mu uwagę „na skłonności Z[bigniewa] Herberta do nadużywania alkoholu, na możliwość prowadzenia przez niego samochodu w stanie nietrzeźwym”. Przyłapanie pisarza w stanie nietrzeźwym za kierownicą samochodu mogłaby oczywiście później wykorzystać w swoich działaniach Służba Bezpieczeństwa.
W kolejnych latach zastosowano przeciwko niemu całą gamę dostępnych środków (inwigilacja, podsłuchy, cenzura korespondencji, rozmowy profilaktyczne czy „polityka paszportowa”). Nie przyniosło to jednak spodziewanych rezultatów: Zbigniew Herbert nie zaprzestał „antysocjalistycznej działalności”.
W kolejnych latach zastosowano przeciwko niemu całą gamę dostępnych środków (inwigilacja, podsłuchy, cenzura korespondencji, rozmowy profilaktyczne czy „polityka paszportowa”). Nie przyniosło to jednak spodziewanych rezultatów: Zbigniew Herbert nie zaprzestał „antysocjalistycznej działalności”. Czasami jednak SB odnosiła pewne – mniejsze lub większe – sukcesy. Tak było np. podczas XIX Zjazdu Związku Literatów Polskich w Poznaniu w lutym 1975 r., kiedy to – jak chwalili się funkcjonariusze – udało im się nie dopuścić do przejęcia przez pisarzy związanych z opozycją kontroli nad tym związkiem. Przyczyniło się do tego m.in. nagłe zasłabnięcie Herberta. Do końca swego życia uważał on, że była to próba otrucia przez bezpiekę. Czy przesadzał? Cóż, samo podtrucie go wydaje się co najmniej prawdopodobne.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP