„Normalizacja” i „stabilizacja” były stałymi zaklęciami rzucanymi przez komunistycznych propagandystów od początków solidarnościowej rewolucji. Z tego powodu wydawało się, że 22 lipca 1983 r. zostanie zapamiętany jako wydarzenie przełomowe. Jednak data ta z każdym kolejnym rokiem znaczyła coraz mniej.
„W związku z osiągnięciem celów, jakie przyświecały wprowadzeniu, a następnie zawieszeniu stanu wojennego, co wyraża się w uzyskaniu niezbędnej stabilizacji polityczno-społecznej oraz poprawy stanu bezpieczeństwa wewnętrznego i porządku publicznego w kraju […] znosi się z dniem 22 lipca 1983 r. stan wojenny”. Tak brzmiało prawne uzasadnienie zniesienia stanu wojennego. Faktycznym powodem jednak było zduszenie powszechnego oporu. Komuniści uznali, że wygrali.
Jeszcze w grudniu 1981 r. zlikwidowano ogniska strajkowe, w więzieniach zamknięto niemal pięć tysięcy ludzi. Przez cały kolejny rok liczba więźniów politycznych wahała się, nie przekraczając jednak kilku tysięcy uwięzionych. Dla porównania, obecny reżim na Białorusi stale przetrzymuje niemal półtora tysiąca opozycjonistów. Kiedy pod koniec stycznia 1982 r. na posiedzeniu sejmu PRL zaledwie jeden poseł przeciwstawił się decyzji o zbrojnym rozbiciu „Solidarności” było jasne, że reżim Jaruzelskiego kontroluje sytuację.
W kolejnych tygodniach i miesiącach znoszono kolejne ograniczenia. Z początkiem maja zniknęła godzina milicyjna, a podróże między miastami nie wymagały przepustek. Otwarto także granice. Najpierw do państw krajów socjalistycznych, czyli tzw. demoludów, później także do krajów kapitalistycznych. W tym przypadku jednak zaostrzono kryteria wydawania paszportów. Wpłynęło to na wzrost liczby ucieczek z kraju, a także porwań samolotów.
„W związku z osiągnięciem celów, jakie przyświecały wprowadzeniu, a następnie zawieszeniu stanu wojennego, co wyraża się w uzyskaniu niezbędnej stabilizacji polityczno-społecznej oraz poprawy stanu bezpieczeństwa wewnętrznego i porządku publicznego w kraju […] znosi się z dniem 22 lipca 1983 r. stan wojenny”. Tak brzmiało prawne uzasadnienie zniesienia stanu wojennego. Faktycznym powodem jednak było zduszenie powszechnego oporu. Komuniści uznali, że wygrali.
W propagandzie komunistycznej wyrazem „normalizacji” miała się stać czerwcowa pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny. Jednak po kilkunastu miesiącach stanu wojennego mieliśmy do czynienia z pozorną jedynie stabilizacją. Sytuacja wciąż była niepewna, a pozycja Jaruzelskiego mogła w każdej chwili ulec osłabieniu. „Generał ZOMOza”, jak po 13 grudnia 1981 r. przechrzczono Jaruzelskiego, osiągnął niewiele. Przezwisko nawiązywało do znanych z brutalności oddziałów milicji oraz do nikaraguańskiego dyktatora, Anastasio Somozy.
Polskiej juncie udało się co prawda zdusić dążącą do zwiększenia sfery swobód obywatelskich „Solidarność”, ale na miejsce masowego ruchu pojawiło się liczne i dobrze zorganizowane podziemie. Próby tworzenia kolaboranckiej neo-„Solidarności” zawiodły, a przyczyny tego procesu były złożone. Ekipa Jaruzelskiego nie była także w stanie zapobiec zjawisku, które leżało u genezy większości buntów w PRL, czyli tragicznej sytuacji ekonomicznej. Szef partii, kosztem wprowadzenia dyktatury wojskowej, wzmocnił co prawda własną pozycję wewnątrz PZPR, ale był to połowiczny sukces. Był bowiem w znacznym stopniu uzależniony od poparcia Moskwy, a ta w zależności od rozwoju sytuacji mogła życzliwiej popatrzeć nie tyle na opozycję, ile na któregoś z rywali w PZPR.
Bilans ofiar
Jeszcze kilkanaście lat temu powszechnym wspomnieniem związanym z wprowadzeniem stanu wojennego był brak „Teleranka”. Dziś mało kto pamięta, że był to niezwykle popularny program telewizyjny adresowany do dzieci. Obecnie o tym wydarzeniu przypominają przede wszystkim zdjęcia transporterów opancerzonych, czołgów rozbijających fabryczne ogrodzenia i plutonów ZOMO pacyfikujących strajki. Badania socjologiczne pokazują, że chociaż pamiętamy go coraz słabiej, to stan wojenny jest oceniany niejednoznacznie. Tymczasem by utrzymać się u władzy Jaruzelski nie miał wyboru: zbrojny przewrót albo oddanie władzy. Czy można usprawiedliwić wyprowadzenie wojska przeciwko własnemu narodowi? W ten sposób można by usprawiedliwić każdego dyktatora zbrojnie utrzymujących się przy władzy. Nie sposób pogodzić się z etycznym wymiarem takiego czynu.
Pytanie o to, z iloma ofiarami liczył się Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny, pozostaje otwarte. Na skutek wprowadzenia stanu wojennego zginęło blisko sto ofiar. To, że nie było ich więcej pozostaje jednak zasługą społeczeństwa i samoistnie tworzącego się podziemnego ruchu oporu. Ruch ten zupełnie świadomie wybrał drogę pokojowej walki. Uznano, że eskalowanie przemocy i podjęcie walki zbrojnej będzie drogą donikąd. Dziś uważamy to za decyzję oczywistą. W realiach grudniowych dni nie było to tak jasne. Nawet w gronie kierującej podziemiem i uznawanej za dążącą do kompromisu Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej bywali zwolennicy punktowego używania przemocy. Wiemy, że komuniści liczyli się z koniecznością internowania nawet stu tysięcy ludzi. Czy zatem nie zdecydowaliby się na strzelanie do kolejnych setek lub tysięcy współobywateli, gdyby opór był większy?
Pytanie o to, z iloma ofiarami liczył się Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny, pozostaje otwarte. Na skutek wprowadzenia stanu wojennego zginęło blisko sto ofiar. To, że nie było ich więcej pozostaje jednak zasługą społeczeństwa i samoistnie tworzącego się podziemnego ruchu oporu. Ruch ten zupełnie świadomie wybrał drogę pokojowej walki.
Nawet po czterdziestu latach nie wszyscy Polacy dostrzegają, że stan wojenny był zamachem stanu, który miał utrzymać u władzy ekipę generała Jaruzelskiego. Szczęśliwie okazał się mniej krwawy niż podobne przewroty wojskowe z drugiej połowy XX w. Gdyby jednak „Solidarność” przerodziła się w podziemną organizację akceptującą przemoc, z dużym prawdopodobieństwem mówilibyśmy o znacząco wyższym bilansie ofiar śmiertelnych.
„Ktoś musi dbać o to, by świat się dowiedział, że gdzieś dzieje się potężne zło. I żeby ciągle o tym przypominał. Uważam, że mieliśmy pewien wpływ na stan świadomości związany ze stanem wojennym”, wspominał po latach jeden z członków Komitetu Helsińskiego, jednej z pierwszych organizacji dokumentujących zbrodnie stanu wojennego. Jednak cena stanu wojennego nie zawierała się tylko i wyłącznie w sumie ofiar śmiertelnych i rannych czy więźniów politycznych. Stan wojenny był końcem nadziei na reformę lub radykalną zmianę systemu komunistycznego. Nie stał się żadnym impulsem dla rządzących do wprowadzenia reform gospodarczych. Weryfikacje kadr, które miały wówczas miejsce np. w mediach czy na uczelniach, także nie naprawiły sytuacji.
Nieudana amnestia
Wraz ze zniesieniem stanu wojennego przyjęto, wzorem lat powojennych, ustawę amnestyjną. Był to stosowany nie tylko przez reżimy komunistyczne zabieg pokazujący rzekomą liberalizację systemu. Podobnie było w przypadku amnestii z 1983 r. Łącznie objęła blisko dwadzieścia tysięcy obywateli. Z więzień wypuszczono ponad pięciuset więźniów politycznych, kolejnym ponad stu obniżono wyroki.
Tysiącom darowano kary orzeczone przez kolegia do spraw wykroczeń. Wśród zwolnionych z więzień brakowało najważniejszych działaczy. W Barczewie i innych więzieniach wciąż przebywała tzw. jedenastka, tj. wybrani liderzy „Solidarności” oraz Komitetu Obrony Robotników. Za kratami trzymano także bohaterów najgłośniejszego procesu politycznego sprzed 13 grudnia 1981 r., czyli kierownictwo Konfederacji Polski Niepodległej. Partia ta domagając się publicznie przywrócenia polskiej niepodległości, była przez kilkanaście miesięcy solidarnościowej rewolucji dużym problemem dla kierownictwa PZPR.
Niewiele zmienił fakt, że z przyjętej w lipcu 1983 r. amnestii skorzystał ostatni przed wprowadzeniem stanu wojennego przewodniczący KPN. Jak się okazało po otwarciu archiwów, był w tym czasie rejestrowany jako tajny współpracownik SB. Poza nim ujawnili się m.in. działacze podziemnej Międzyregionalnej Komisji Obrony, struktury powołanej do życia przez Służbę Bezpieczeństwa.
Niewiele zmienił fakt, że z przyjętej w lipcu 1983 r. amnestii skorzystał ostatni przed wprowadzeniem stanu wojennego przewodniczący KPN. Jak się okazało po otwarciu archiwów, był w tym czasie rejestrowany jako tajny współpracownik SB. Poza nim ujawnili się m.in. działacze podziemnej Międzyregionalnej Komisji Obrony, struktury powołanej do życia przez Służbę Bezpieczeństwa. Miała ona przejąć kierownictwo nad podziemiem i kształtować je wedle pomysłów SB, jednak plan ten się nie powiódł. Amnestia nie osłabiła konspiracji i nie udało się jej przedstawić na zachodzie jako sukces. Podziemie wciąż trwało i dawało o sobie znać komunistom. Większym sukcesem okazały się amnestie z 1984 i 1986 r. Tym razem komuniści byli zmuszeni do znacznie szerszego otwarcia bram więzień.
Noblem w „normalizację”
Formalne zniesienie stanu wojennego, podobnie jak jego wcześniejsze zawieszenie w końcu 1982 r. pozostaje datą mało istotną dla politycznego kalendarza lat 80. XX w. Gdy w październiku 1983 r. Komitet Noblowski przyznał pokojową nagrodę Lechowi Wałęsie, sprawa „Solidarności” odżyła, a kwestia więźniów politycznych i represji stosowanych przez służby kierowane przez gen. Czesława Kiszczaka wróciła na agendę międzynarodową. Zarówno formalne zawieszenie, jak i nie mniej formalne zniesienie stanu wojennego nie miały znaczącego wpływu na rozwój wydarzeń. Wypuszczenie wszystkich internowanych przy pozostawieniu setek innych więźniów politycznych pod koniec 1982 r. czy połowiczna de facto amnestia były półśrodkami, których nikt nie zaakceptował.
Nie można było przecież mówić o faktycznym zniesieniu stanu wojennego, skoro za działalność związkową wciąż można było trafić za kraty, a zawieszone 13 grudnia 1981 r. stowarzyszenia i niezależne od władz organizacje wciąż nie mogły wznowić działalności. Tzw. relegalizacja „Solidarności” była jednym z głównych postulatów fal strajkowych z 1988 r., które były jedną z przyczyn podjęcia przez komunistów rozmów okrągłego stołu.
Gdy rozmawiamy o ofiarach stanu wojennego, w jednym zdaniu wymieniamy górników z kopalni „Wujek”, Grzegorza Przemyka i ks. Jerzego Popiełuszkę. A przecież pierwsi zginęli w trakcie formalnego obowiązywania stanu wojennego, drugi już po jego zawieszeniu, a ostatnią wymienioną ofiarę esbecy zamordowali miesiące po jego zniesieniu. To pokazuje, że 22 lipca 1983 r. niewiele zmienił w życiu politycznym PRL, ani w praktyce stosowania przemocy. Przedłużył jedynie trwanie reżimu.
Grzegorz Wołk
Źródło: MHP