90 lat temu, 13 sierpnia 1933 r., urodził się Rosław Szaybo. „Żaden inny polski grafik nie osiągnął takiego sukcesu na skalę światową. Eksperymentował z fotografią, typografią, stosował fotomontaż. Uprawiał +wizualną inżynierię+” – mówi PAP historyk i krytyk sztuki oraz kurator senior Muzeum Plakatu w Warszawie, Mariusz Knorowski.
"Rosław Szaybo był jednym z najwybitniejszych grafików ukształtowanych w okresie triumfu polskiej szkoły plakatu XX wieku i jednym z nielicznych polskich grafików, którzy odnieśli sukces na świecie. Jego dzieła zna niemal każdy, choć nie każdy wie, że to właśnie on był ich twórcą" - powiedział PAP Mariusz Knorowski.
Rosław Maria Szaybo urodził się 11 sierpnia 1933 r. w Poznaniu. Był synem Marii z Orłowskich oraz podchorążego Korpusu Obrony Pogranicza, Janusza Szaybo, zamordowanego przez Niemców w listopadzie 1944 r. w obozie koncentracyjnym Mauthausen.
"Już w dzieciństwie, które przypadło na czasy wojny, lubiłem rysować. Głównie były to karykatury Hitlera. [...] nie udało mi się zdać matury i wylądowałem w Ludowym Wojsku Polskim" - powiedział Szaybo w wywiadzie dla Magazynu Teraz Polska w 2015 r.
Trafił do jednostki w Olsztynie. Jego plastyczny talent dostrzegł jeden z oficerów.
"Wysłał moje prace na ogólnopolską wystawę artystów amatorów, gdzie zdobyłem pierwsze miejsce. […] major powiedział: +Dupa z ciebie, a nie żołnierz, ale może zostaniesz artystą. Rób maturę wieczorowo i zdawaj na ASP+. [...] wylądowałem na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych na egzaminie, który zdawałem w mundurze, będąc na przepustce" - wspominał Szaybo.
Podczas egzaminu z rysunku na dowolny temat własny zaskoczył wykładowców pomysłem. "Postanowiłem wykonać czarno-biały rysunek fechtujących szermierzy w formie zapisu ruchu szpad" - opowiadał.
Po egzaminie podszedł do niego jeden z najwybitniejszych polskich plakacistów XX wieku, Henryk Tomaszewski, i zaproponował mu przejście do jego pracowni po zaliczeniu trzeciego roku. Tam także Szaybo obronił pracę dyplomową. Był też uczniem Wojciecha Fangora. Mariusz Knorowski podkreślił także, że "autorytetem dla młodego grafika był Wojciech Zamecznik".
"Szaybo chętnie eksperymentował z fotografią, typografią, stosował fotomontaż. To był powrót do istoty plakatu jako przekazu wizualnego i alternatywa dla +malarskiej+ maniery twórców polskiej szkoły plakatu. Uprawiał +wizualną inżynierię+, szedł z duchem czasów" - wyjaśnił krytyk sztuki.
Twórca zdobył Nagrodę im. Tadeusza Trepkowskiego Wydawnictwa Artystyczno-Graficznego. W 1962 r. zaprojektował okładkę do płyty z piosenkami żołnierskimi i partyzanckim "Idzie żołnierz borem, lasem" (cz. II) wydanej przez Polskie Nagrania Muza. Przełomem okazała się znajomość z Krzysztofem Komedą Trzcińskim. Twórcy poznali się, gdy grafik kupił skuter Lambretta 125 D od Komedy. Jednoślad pojawił się na planie "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy. Szaybo był fanem jazzu i już na studiach stworzył plakaty promujące koncerty wykonawców tego gatunku ze słynnym plakatem "Jazz 60" na czele. Szaybo wkrótce zaczął projektować oprawy graficzne dla serii "Polski jazz". Najsłynniejszą pozostaje okładka wydanej przez Polskie Nagrania w 1966 r. płyty "Astigmatic" Komedy.
"Uwielbiałem jazz i przyjaźniłem się z muzykami, chciałem światu pokazać ich talent [...] Z napisu +Polish Jazz+ postanowiłem zrobić główny element graficzny, rozpoznawalny brand. Dlatego zastosowałem prostą, dobrze znaną na Zachodzie czcionkę Helvetica. Chciałem też uwiecznić nieśmiały uśmiech Komedy, więc użyłem zdjęcia profilu Krzysia, które przetworzyłem graficznie. Dodałem litery A i B, choć nie ma w ich ułożeniu żadnej głębszej filozofii ani jakiegoś przesłania. Po prostu chciałem, aby intrygowały i zwracały uwagę" - wspominał Szaybo w 2015 r.
Pewnego dnia grafik spotkał na Krakowskim Przedmieściu parę zrozpaczonych turystów z Wielkiej Brytanii. "Zostali okradzeni i są całkiem bez pieniędzy. Ponieważ akurat miałem przy sobie wygraną w konkursie na plakat, pożyczyłem im znaczną kwotę, a oni obiecali zwrócić dług po powrocie do Anglii. Jednak okazało się, że nie było łatwo przesłać pieniądze do kraju za żelazną kurtyną, więc Anglicy zaprosili mnie do siebie i zaproponowali gościnę" - opowiadał.
W 1966 r. Szaybo znalazł się w Londynie. Nad Tamizą wrzało: przemijała beatlemania, a miasto pulsowałem rhythm'n'bluesem Rolling Stones, Yardbirds, The Who i setek innych grup. W apartamencie przy 23 Brook Street będący u progu sławy gitarzysta Jimmy Hendrix bywał częściej niż w rodzinnym Seattle. Świat podbijała minispódniczka wymyślona przez Mary Quant przy londyńskiej Carnaby Street. Michelangelo Antonioni realizował zdjęcia do legendarnego thrillera "Blow Up" (Powiększenie).
Przez rok jak wielu emigrantów grafik pracował fizycznie jako malarz pokojowy.
Dzięki pomocy przyjaciół udało mu się zdobyć pracę zgodną z wykształceniem. Zaprojektował m.in. plakat do "You Only Live Twice" (pol. tytuł "Żyje się tylko dwa razy") - piątego filmu o przygodach Jamesa Bonda, jednak do obiegu trafił plakat innego artysty. Przez pięć lat Szaybo pracował jako dyrektor artystyczny w jednej z największych agencji reklamowych na świecie - Young & Rubicam. "Choć zarabiałem dobrze, frustrujące było dla mnie ciągłe udowadnianie, że jedna puszka zielonego groszku jest lepsza od drugiej" - oceniał po latach. Zdążył jeszcze zaprojektować słynne na całym świecie czarne opakowanie papierosów John Player Special ze splecionymi złotymi literami "JPS".
W 1972 r. jego kolega i emigrant z Polski, grafik Stanisław Zagórski polecił go zarządowi amerykańskiego koncernu fonograficznego CBS Records International. Poszukiwano wtedy dyrektora artystycznego w londyńskiej filii. Kandydat z Warszawy spełniał wszystkie wymagania i otrzymał angaż.
"Żaden inny polski grafik nie osiągnął takiego sukcesu na skalę światową. Praca dla CBS wymagała ogromnej kreatywności. Projektował okładki dla różnych wykonawców i kompozytorów od Beethovena do heavy metalu" - zaznaczył Knorowski.
Kanonem estetyki punk rocka stała się okładka debiutackiego albumu The Clash, wydanego 8 kwietnia 1977 r., właśnie przez CBS. Grafik wykorzystał wykonane przez Kate Simon zdjęcie zespołu pozującego przy sali prób przy Camden Market. Dla skontrastowania z czarno-białą fotografią użył zielonego tła, wykreował także logotyp "The Clash". Na odwrocie okładki widoczna jest grupa policjantów interweniujących w trakcie zamieszek podczas Notting Hill Carnival. Było to nawiązanie do zamieszczonego w albumie utworu "White Riot" - deklaracji buntu pokolenia "No future" - młodzieży z robotniczych blokowisk Londynu, Leeds czy Birmingham.
Gdy popularność punk rocka przeminęła, na topie brytyjskich rankingów muzycznych znalazły się grupy grające heavy metal, m.in. Iron Maiden i Saxon oraz Judas Priest. Wiosną 1980 r. Szaybo zaprojektował okładkę ich albumu "British Steel" oraz logotyp. Motyw trzymanej w dłoni żyletki z tytułowym napisem nie wzbudził euforii w zarządzie CBS Records UK, ale muzycy przekonali ich do pomysłu, który przez "chuligańskie" skojarzenia miał wzbudzać kontrowersje i napędzać machinę sprzedaży. Podobnie jak genialny projektant słynnego Austina Mini, Alec Issigonis, Szaybo naszkicował swój pomysł okładki oraz logotypu Judas Priest na serwetce w restauracji, w której jadł lunch. Sama idea narodziła się przypadkowo: jeszcze w PRL Szaybo zaopatrywał się w brytyjskie żyletki z napisem "British Steel" na stołecznym Bazarze Różyckiego, i w przeciwieństwie do krajowych Polsilverów nie rdzewiały one po pierwszym goleniu. Na potrzeby okładki ponadwymiarowy, dopasowany do wielkości ludzkiej dłoni model żyletki z wygrawerowanym napisem wykonał londyński ślusarz, a Szaybo go sfotografował i wkomponował w czarne tło.
W ciągu 16 lat artysta zaprojektował ponad 200 okładek dla czołowych wykonawców współpracujących z CBS: od muzyki klasycznej przez rocka symfonicznego aż po heavy metal, m.in dla Milesa Davisa, Eltona Johna, Duke'a Ellingtona, duetu Simon & Garfunkel, do pośmiertnej antologii Janis Joplin oraz do koncertowego albumu Leonarda Cohena. Tworzył również plakaty teatralne i muzyczne, jednak, jak często podkreślał, najbardziej lubił projektować okładki albumów.
Szaybo był nie tylko grafikiem, lecz także uznanym fotografikiem. W 1993 r. powrócił do Polski. Kierował pracownią fotografii kreacyjnej na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie, w 2002 r. został profesorem uczelni, na której pracował przez kolejnych 13 lat. W tym czasie w ASP nastąpiła rewolucja technologiczna: głównym narzędziem stały się komputer i programy graficzne.
"W latach dziewięćdziesiątych wierzono, że można pogodzić tradycję polskiej grafiki i dorobek polskiej szkoły plakatu ze współczesnym przemysłem reklamowym i wymogami rynku, jednak okazało się to nierealne. Szaybo udowodnił, że można zaprojektować plakat czy okładkę, która jednocześnie będzie dziełem sztuki" - zwrócił uwagę Knorowski.
"Mamy piękny kraj ze starodawną puszczą i żubrami, z krainą tysiąca jezior, pięknymi, piaszczystymi plażami. Dlatego Polska może być wspaniałą alternatywą dla turysty, który chce uciec od zatłoczonych plaż Hiszpanii. Musimy lepiej się promować, każda turystyczna gmina powinna wyprodukować pocztówki zaprojektowane przez dobrych grafików, powinna posiadać swój herb. Poniesione koszty szybko się zwrócą" - mówił Szaybo w 2015 r., dodając: "Jestem zadeklarowanym Europejczykiem, ale w Anglii na każdym kolejnym samochodzie z rejestracją brytyjską miałem nalepkę PL. Zawsze miałem polski paszport i bronię honoru Polski, gdy sytuacja tego wymaga".
"Był niezwykle pogodnym i serdecznym człowiekiem. Mimo swojej wysokiej pozycji zawsze był bardzo otwarty, wyróżniał się poczuciem humoru i spontanicznością w kontaktach z ludźmi" - podsumował w rozmowie z PAP Mariusz Knorowski.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/