30 października 1933 roku w Sopocie urodził się Tadeusz Chyła, piosenkarz, kompozytor, satyryk, artysta malarz. Nazywano go ostatnim cesarzem ballady; napisaną dlań przez Andrzeja Waligórskiego „Balladę o cysorzu” – który miał „klawe życie oraz wyżywienie klawe!” – nuciła cała Polska.
"W szarzyźnie PRL-u był postacią niezwykłą i wyjątkową – jednym z najbardziej rozpoznawalnych wykonawców śpiewających ballady, które wówczas nuciła cała Polska. Łączył w sobie krańcowo różne cechy – silnego mężczyzny i lirycznego artysty" - powiedział PAP krytyk Janusz R. Kowalczyk. "Nazywano go ostatnim cesarzem ballady" - dodał.
"Jak go nazwać? Cyganem? Wagabundą? Wprawdzie wiele lat później, w czasie piosenkowania w naszym Cyrku [Rodziny Afanasjeff], nieopatrzny drukarz z Wrocławia zamiast Chyła napisał Chychła, a zamiast pieśniarz, pięściarz, ale uważać to mogę tylko za złośliwy zbieg faktów" - napisał Jerzy Afanasjew w książce "Sezon kolorowych chmur" (Gdynia, 1968). Złośliwy "zbieg faktów" polegał na tym, że bokser Zygmunt Chychła urodzony w 1926 r. w Wolnym Mieście Gdańsku zdobył pierwszy po wojnie złoty medal olimpijski dla Polski na igrzyskach w Helsinkach w 1952 r. co przyniosło mu wielką popularność, wyciszoną dość skutecznie w kolejnych latach przez komunistyczne władze PRL.
Tadeusz Chyła "Cygan z plenerów malarskich, towarzysz śpiewający przedziwne ballady przy ogniskach, był głównym piosenkarzem Bim-Bomu" - przypomniał Afanasjew. "Pełen liryzmu najpierw podbijał swymi włoskimi piosenkami publiczność studencką, potem śpiewał już piosenki z naszymi słowami, a potem tworzył własne melodie. Jeden z niewielu ludzi obdarzonych darem tworzenia piosenki ulicznej, takiej piosenki, co to śpiewana przez wszystkich" - podkreślił.
Słowa Afanasjewa znalazły swoistą ilustrację w komedii "Małżeństwo z rozsądku" (1966) Stanisława Barei, w której uliczna kapela prowadzona przez Chyłę gra - może nie pierwsze, ale na pewno też i nie ostatnie - skrzypce.
O jego popularności świadczyły ówczesne obiegowe dowcipy. "Do sklepu z płytami wchodzi klient i pyta: – Czy są nagrania Chyły? – Nie ma – odpowiada sprzedawca. – A były? – Też nie ma" - przypomniał Janusz R. Kowalczyk.
Ukończywszy Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni Orłowie, w 1954 r. Tadeusz Chyła podjął studia na Wydziale Malarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych Gdańsku w pracowni Juliusza Studnickiego i Jacka Żuławskiego. 15 kwietnia tegoż roku Chyła zadebiutował w studenckim teatrze Bim-Bom, śpiewając swoje ballady. "Występował w większości przedstawień Bim-Bomu, ale nie wymienia się go wśród głównych twórców zespołu, bo – jak twierdzą jego znajomi – nie należał do ludzi, którzy pchają się na pierwszy plan" - napisał Kowalczyk na portalu "Culture.pl".
"W pelerynie, z gitarą, jakby zszedł z mansardy niegdysiejszej cyganerii, odśpiewał balladę o księżniczce i karocy. Była w tym nostalgia za czymś, co minęło" - napisał Jarosław Abramow-Newerly w książce "Lwy STS-u", (Warszawa 2005). "Uszczęśliwiony Chyła kłaniał się jak podwórkowy bard. Gdy ciepło zaciągnął z lwowska: – Ta całuji wam rączki, kochani, i z rozkoszu zabisuji na waszą cześć – dostał wielkie brawa" - dodał.
"Mówienie z akcentem wileńskim należało do rytuału szkoły. Mówili tym akcentem nie tylko wszyscy kresowiacy, ale i Tadeusz Chyła – rodowity sopocianin, dla którego najbardziej położonym na wschód miastem, które w życiu odwiedził, był Tczew" - napisał Jacek Fedorowicz w książce "Ja jako wykopalisko" (Warszawa 2011).
Bim-Bom powstał z inicjatywy studentów PWSSP, wśród których byli także Wowo Bielicki i Jacek Fedorowicz. Dołączyli do nich m.in. studenci Politechniki Gdańskiej – opiekę artystyczną sprawował nad nimi Zbigniew Cybulski, wówczas aktor Teatru Wybrzeże, oraz grupa z Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie – której przewodził Bogumił Kobiela.
"Prześmiewcza twórczość Chyły i jego przyjaciół idealnie oddawała nastrój politycznej odwilży, której pierwsze symptomy dało się odczuć po śmierci Stalina. Październik 1956 roku przyniósł dalsze zmiany poluźniające polityczny gorset. Studencki teatrzyk Bim-Bom koncertował w kraju i za granicą. A wraz z nimi Chyła, przemierzający wraz z zespołem Austrię, Belgię, Francję, Holandię i Niemiecką Republikę Demokratyczną" - napisał Janusz R. Kowalczyk.
Dyplom zrobił w 1961 r. Uprawiał malarstwo sztalugowe, ścienne i scenografię. Pejzaże i martwa natura były głównym tematem jego prac malarskich.
"Chyła był wszechstronnym artystą, a muzyka i słowo były dla niego dopełnieniem twórczości malarskiej" - ocenił Tomasz Bohun na portalu Mówią Wieki. "Swoje credo artystyczne obrazowo przedstawił w jednym z wywiadów prasowych: +Właściwie piosenka w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu zupełnie mnie nie interesuje. Przede wszystkim jestem malarzem i staram się szukać tekstów, które są uzupełnieniem mojego malarstwa. Czy to się z sobą wiąże? Moim zdaniem tak. Piosenka ma też swój obraz, kolor i atmosferę. Piosenka jest sprawą wyobraźni+. W innym wywiadzie powiedział wprost: +Piosenkarstwo zaś jest tylko pewnego rodzaju konikiem, który przejściowo stał się moim drugim zawodem i to obranym pod presją publiczności+" - napisał Bohun.
"Zawsze w czarnym swetrze, który stanowił jego uniform, z nieodłączną gitarą. Do tego ujmujący sposób bycia i nieśmiały uśmiech. Bardzo grzeczny! Nawet sam do siebie mówił pieszczotliwie: Tadzieńku!" - przypomniał publicysta muzyczny Zbigniew Adrjański w książce "Kalejdoskop estradowy 1944–1989".
"W latach 1959-61 projektował elewacje domów i mozaiki w Trójmieście. Do roku 1963 prowadził ognisko plastyczne dla dzieci w NSM Gdańsk. W roku 1961 i 1963 uczestniczył w wystawach okręgowych Gdańskiego BWA. Jego prace zostały zakupione przez Polskie Linie Oceaniczne. W 1962 r. odbyła się jego indywidualna wystawa w klubie studenckim ŻAK" - czytamy na stronie Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków.
W 1957 roku powstał w Gdańsku literacki kabaret To-Tu utworzony przez Wowo Bielickiego Jerzego Afanasjewa, Alicję Ronczewską, Jacka Fedorowicza i Tadeusza Chyłę. "Chyła był w To-Tu kompozytorem i wykonawcą ballad do przewrotnych tekstów Jerzego Afanasjewa, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Ludwika Jerzego Kerna, Tadeusza Kubiaka, Andrzeja Waligórskiego" - przypomniał Kowalczyk.
Wkrótce potem Chyła zdecydował się na występy estradowe. "W czasach przedtelewizyjnych były dość popularne. Wieńczyły wiele oficjalnych akademii jako tzw. część artystyczna, co dla większości ich uczestników było jedynym kontaktem z masową rozrywką. Ludzie Bim-Bomu występy estradowe postrzegali zrazu jako synonim upadku artystycznego, jednak coraz więcej dawnych twórców studenckich ulegało pokusie tej formy zarobku" - wyjaśnił.
"Z uwagi na zasługi Tadeusza Chyły dla polskiej estrady, towarzysząca mu ekipa zwykła mawiać, że w odróżnieniu od typowej chałtury, oni robią jej wyższą odmianę – +Chyłturę+" - dodał Kowalczyk.
"Kiedy więc Tadzio Chyła powiedział: +Stary. Ty będziesz moim konferansjerem+, odrzekłem, że nie będę, bo nie mam najmniejszego zamiaru kiedykolwiek w życiu występować na estradzie" - wspominał Jacek Fedorowicz, późniejszy autor "Porad estradowca dla kolegów dramatycznych" (1974). "Tadzio nie przyjął tego do wiadomości, tylko długo i cierpliwie tłumaczył mi, na czym polega występ estradowy i czym się różni od występu w teatrze. Różnice, jego zdaniem, były spore, więc słuchałem z coraz większym zaciekawieniem. Tadzio był już starym wygą estradowym, bo wziął urlop dziekański i pojechał w Polskę z zespołem [Jana] Ławrusiewicza +Gitary Hawajskie+ jako gitarzysta niehawajski, aby zarobić na dalsze studia. Zgodziłem się" - opisał w "Ja jako wykopalisko".
Kolejnym przejawem "Chyłtury" był powstały 1968 roku śpiewający kabaret "Silna Grupa pod Wezwaniem". "Siedziałem kiedyś w kawiarni z Tadziem Chyłą, dosiadło do nas takie wielkie, grube, łyse, czyli Jacek Nieżychowski i powiedział: dlaczego wy właściwie nie śpiewacie razem. Popatrzyliśmy sobie w oczy i tak powstała Silna Grupa. Zespół działał cztery lata, o trzy za długo" - opowiadał Kazimierz Grześkowiak reportażyście Waldemarowi Suliszowi ("Dziennik Wschodni", 1995).
W rzeczywistości "Silna Grupa pod Wezwaniem" grała dłużej - wystąpiła nawet na inauguracji piłkarskich Mistrzostw Świata w Monachium w 1974 r. Tadeusz Chyła rozstał się z nią jednak już w 1970 roku; występował z własnymi recitalami, akompaniując sobie na gitarze.
W 2008 roku płytę z własnymi wersjami piosenek Silnej Grupy pod Wezwaniem wydał Kazik Staszewski ("Silny Kazik pod Wezwaniem").
Na pierwszym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu Tadeusz Chyła otrzymał wyróżnienie za "Balladę o krowie"; rok później wyróżniono go razem z kabaretem To-Tu. W 1965 roku zdobył drugą nagrodę w kategorii piosenki kabaretowej za "Balladę o mumiach"; w 1966 r. - za "Balladę o Zenku Dreptaku". Autorem tekstów obu "Ballad" był Andrzej Waligórski.
Jego ballady - "O cysorzu", "Kniaziu Dreptaku","Mumiach", "O straszliwej rzezi"; piosenki - "Pochód świętych", "Pastuszek i gęsi", "Sen psa", "Polski rzemieślnik" - śpiewała cała Polska. "Prywatnie jednak nie wszystko grało. Druga żona Chyły, śliczna Rosjanka Gala, wyjechała do Paryża, gdzie popełniła samobójstwo. W jednej z warszawskich cerkwi odprawiono po jej śmierci mszę żałobną. Załamany Chyła przesadził z alkoholem i podczas nabożeństwa ledwo trzymał się na nogach. Anna, jego trzecia żona, opiekowała się mężem do końca" - napisał Janusz R. Kowalczyk.
"W towarzystwie siadał gdzieś z boku, brał gitarę, coś tam brzdąkał, śpiewał. Należał do ludzi uczuciowych, ale tę uczuciowość ukrywał pod kożuchem obojętności. Chyłeńka miał ogromne serce. Wszystko, co robił, robił z uczuciem. Tacy ludzie, jak Chyła, występują w jednym egzemplarzu. Nadal jest jeden Wojciech Młynarski. Równie pojedyncza była Agnieszka Osiecka, był też jeden Jacek Kaczmarski. I teraz dołączył do nich Chyłeńka" - powiedział aktor i reżyser Ryszard Ronczewski Dorocie Abramowicz we wspomnieniu "Ballada o Chyłeńce już skończona" ("Dziennik Bałtycki", 28 lutego 2014).
Tadeusz Chyła zmarł 23 lutego 2014 roku w Warszawie. Miał 80 lat.
W maju 2014 roku Galeria U w Domu Kultury Stokłosy na warszawskim Ursynowie przygotowała wystawę "Tadeusz Chyła – liryczny kolorysta" z okazji osiemdziesiątych urodzin artysty. Niestety Chyła nie doczekał jej otwarcia.
"Znaliśmy go wszyscy z obrazów. Tych utkanych nutami i ciepłym głosem. Każda ze skomponowanych i wykonanych przez niego ballad w wyobraźni słuchacza powoływała do życia kolorowy świat. Sceny odmalowane w +Cysorzu co ma klawe życie+, +Śnie psa+, +Mariolli+ i dziesiątkach innych, przenikał subtelny humor i liryczny nastrój" – napisała w katalogu do wystawy jej kuratorka Blanka Wyszyńska-Walczak. "W wywiadach Tadeusz Chyła wielokrotnie podkreślał, że w swojej pracy estradowej czuje się malarzem tworzącym obrazy dla słuchaczy. Nie było to ubieranie w piękne słowa działań artysty, lecz ich rzeczywiste sedno" - podkreśliła. "Przez całe swoje życie malował przede wszystkim z wewnętrznej potrzeby. Kiedyś zwierzył się swojej żonie, że traktuje to zajęcie jak modlitwę. To było jego osobiste widzenie piękna świata, kontakt z absolutem. W warstwie inspiracji i przekazu powstały czysto intymne dzieła, nie zabiegające o odbiorcę i popularność. Takie natężenie osobistego podejścia można odnaleźć wśród malarzy naiwnych, lecz w odróżnieniu od nich Tadeusz Chyła był całkowicie świadomym artystą, tworzącym w pełni dojrzałe dzieła sztuki. Jego obrazy przemawiają do nas językiem lirycznym i subtelnym, obdarzone wysmakowanym kolorytem nabierają lekko magicznego wyrazu. Odnajdziemy w nich świat i wrażliwość, jaką znamy z utworów Tadeusza Chyły barda" - oceniła Blanka Wyszyńska-Walczak.
"Chyła, śladem m.in. Jana Cybisa, Artura Nacht-Samborskiego, Józefa Czapskiego, Zygmunta Waliszewskiego czy Piotra Potworowskiego, bawiąc się kolorem, zniekształcając bryły i proporcje, poszukiwał sposobu badania i opisywania rzeczywistości" - napisał Tomasz Bohun. "W swojej twórczości malarskiej Tadeusz Chyła z powodzeniem kontynuował tradycję polskiej kolorystyki. Warto o tym pamiętać, słuchając jego ballad" - podsumował.
Paweł Tomczyk (PAP)
pat/ ok/