Odwaga i intuicja Napoleona Bonapartego zasługują na podziw. Ale z drugiej strony, patrząc na liczbę osób, które poległy w walkach w ciągu jego kariery, trzeba też mieć na to inne określenie. Z pewnością cesarz Francuzów jest zagadką w historii Europy - podkreślił Ridley Scott. Film „Napoleon” z Joaquinem Phoenixem w roli tytułowej w piątek wchodzi do kin.
Film - na podstawie scenariusza Davida Scarpy - otwiera sekwencja publicznej egzekucji Marii Antoniny, do której doszło w październiku 1793 r. na paryskim placu Rewolucji. Wśród rozemocjonowanego tłumu stoi Napoleon Bonaparte (w tej roli Joaquin Phoenix), który apatycznie, z półprzymkniętymi powiekami obserwuje opadającą gilotynę. Taka postawa będzie towarzyszyć mężczyźnie jeszcze wielokrotnie w tej historii; ma ona akcentować jego korsykańskie pochodzenie, poczucie odosobnienia i to, że nigdy nie pozbył się obcego akcentu. Jednak Ridley Scott opowiada nie tylko o drodze Bonapartego do cesarskiego tronu, śledzi także rozwój jego strategicznego geniuszu i życie uczuciowe, w którym szczególne miejsce zajmuje Josephine (Vanessa Kirby). Napoleon poznaje ją w 1795 r. jako wdowę po Aleksandrze de Beauharnais, a później biorą ślub. Ich relacja jest pełna wzlotów i upadków, romansów i kłótni wywołanych przez to, że Josephine nie może zajść w ciążę. Porywczy, dziecinny w relacjach z kobietami Bonaparte stawia jej ultimatum: potomek albo rozwód. Łącząc pełną paradoksów osobowość wodza, kameralne, malarskie ujęcia z długimi, epickimi scenami batalistycznymi, Scott tworzy wielowymiarowy portret cesarza Francuzów, który ma na swoim koncie wiele pozytywnych reform, ale dla Francji i władzy gotów jest poświęcić wszystko. Najdobitniej obrazują to przypisy do filmu wskazujące liczbę ofiar, które poległy w walkach napoleońskich.
Realizacja epickiego filmu o Napoleonie była marzeniem Stanleya Kubricka, ale pozostała wyłącznie w sferze planów. Twórca "Lśnienia" i "Mechanicznej pomarańczy" zgromadził pokaźny materiał o cesarzu, jednak koszty produkcji okazały się zbyt wysokie i obraz nie doczekał się realizacji. Jak podkreśla Scott, jego dzieło nie ma nic wspólnego z tamtym pomysłem. "Zawsze podziwiałem francuski styl życia. Pamiętam, jak po raz pierwszy przyjechałem do Francji rozklekotanym samochodem, gdy miałem osiemnaście lat. Towarzyszyło mi trzech kumpli. Znaleźliśmy miasteczko z domkami rybackimi, które nosiło nazwę St. Tropez. Leżałem na słońcu, delektując się najlepszym francuskim jedzeniem, na jakie było mnie stać, i podejrzanym winem [...]. Gdy byłem już odnoszącym sukcesy reżyserem, pokochałem Paryż do tego stopnia, że urządziłem tam sobie biuro. Coraz bardziej zagłębiałem się w historię Francji i narodową świadomość jej obywateli" - wspomniał w wywiadzie dla Deadline.
Zdaniem reżysera pewne cechy Napoleona - takie jak odwaga i intuicja - zasługują na podziw. "Ale z drugiej strony, patrząc na liczbę osób, które poległy w walkach w ciągu jego kariery, trzeba też mieć na to inne określenie. Z pewnością cesarz Francuzów jest zagadką w historii Europy [...]. Sam jestem wojennym dzieckiem i pamiętam, jak siedziałem skulony pod schodami. Londyn był łatwym celem ataków, więc bombardowania zdarzały się praktycznie każdej nocy. Kiedy rano wstawaliśmy, obserwowaliśmy, że na naszej ulicy brakuje kilku domów. Ale taka szalona agresja... z jakiego powodu? Wciąż nie do końca rozumiemy. Poza tym, że na coś takiego stać tylko szaleńca, prawda?" - zwrócił uwagę w rozmowie z Movie Maker.
Obraz, którego dystrybutorem jest United International Pictures, w piątek trafi do kin. W ub. tygodniu można go było zobaczyć przedpremierowo podczas 31. festiwalu Energa Camerimage w Toruniu. Po seansie autor zdjęć Dariusz Wolski opowiadał publiczności o kulisach powstania produkcji. Polski operator, który ma na swoim koncie nominacje do Oscara i BAFTA za "Nowiny ze świata" w reż. Paula Greengrassa, jest wieloletnim współpracownikiem Scotta. "Napoleon" to ich dziewiąta współpraca po m.in. "Prometeuszu", "Marsjaninie" i "Domu Gucci". "Potrafimy porozumiewać się już praktycznie bez słów. Wypracowaliśmy ten sposób komunikacji na przestrzeni lat. Pierwsza produkcja, którą wspólnie zrealizowaliśmy - +Prometeusz+ - zajęła nam więcej czasu, ale później było coraz lepiej. Ja rozumiem coraz lepiej jego styl działania, a on mój. Poza tym Ridley Scott ma niesamowite doświadczenie w realizacji filmów i dokładnie wie, jaki efekt chciałby uzyskać. A zatem nie marnuje czasu, podejmuje zwykle bardzo trafne decyzje. Potrafi szybko ustawić sceny z aktorami, biorąc pod uwagę przestrzeń, w jakiej pracują i sposób, w jaki ta przestrzeń musi być oświetlona. Ma świetne oko. Ustawiając scenę, obaj lubimy czerpać inspirację z naturalnego światła, np. wpadającego przez okno. Chodzi o to, żeby nie bać się cienia, światła" – powiedział Wolski.
Dodał, że Scott prowadził rozmowy z historykami, aby obraz był jak najbardziej zbliżony do prawdy. "Wszystkie te elementy, które widzieliście na ekranie - np. ustawianie się w kwadraty - były jak najbardziej autentyczne w kontekście tego, co rzeczywiście się wydarzyło. Ridley słuchał ekspertów, przetwarzał sobie ich słowa i podejmował bardzo trafne decyzje. +Napoleon+ to bardzo nietypowe, trudne do zrealizowania kino akcji m.in. dlatego, że główny bohater jest w samym centrum bitwy tylko na początku i pod koniec filmu. Natomiast przez całą opowieść pozostaje strategiem, który przygląda się temu, co się dzieje, podejmuje decyzje. Cała sekwencja poświęcona strategicznemu zwycięstwu w bitwie poprzez to, by żołnierze wroga utopili się, wpadając pod lód, była podyktowana obserwacjami, które prowadził" – wyjaśnił operator.
Ridley Scott w wywiadzie dla "Total Film Magazine" zapowiedział, że za kilka tygodni trafi do streamingu także wersja reżyserska filmu, która będzie trwała cztery godziny i dziesięć minut (wersja kinowa trwa 2 godz. 38 min). (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/