80 lat temu, 15 stycznia 1944 r., powołano 27 Wołyńską Dywizję Piechoty Armii Krajowej - jedną z największych jednostek Polskiego Państwa Podziemnego działających w ramach akcji „Burza”. Na swoim szlaku bojowym walczyła z dwoma okupantami i broniła polską ludność przed siłami UPA.
Jesienią 1943 r., w obliczu słabnięcia niemieckiej machiny wojennej na wschodzie i postępów Armii Czerwonej dla polskich dowódców i polityków w okupowanym kraju i na emigracji stało się jasne, że niebawem siły sowieckie przekroczą przedwojenną granicę II RP. Celem działań Polskiego Państwa Podziemnego miało być wystąpienie wobec nich w roli gospodarzy terenów należących do Polski na mocy postanowień traktatu ryskiego. Oddziały Armii Krajowej miały współpracować z Armią Czerwoną w walce przeciwko Niemcom, a cywilne struktury ujawnić się i przejąć administrowanie na terenach, z których wyparto okupantów.
Już 20 listopada 1943 roku, dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wydał dowódcom okręgów rozkaz o rozpoczęciu akcji „Burza”, czyli zbrojnego powstania lub wzmożonej dywersji przeciwko okupantowi niemieckiemu. Jednym z pierwszych obszarów, na których miała rozpocząć się akcja „Burza” był Wołyń, gdzie od wielu miesięcy trwały masowe zbrodnie ludobójstwa dokonywane przez ukraińskich nacjonalistów. Istniejące tam oddziały Armii Krajowej wspólnie z lokalnymi formacjami samoobrony podejmowały próby obrony Polaków zagrożonych przez oddziały UPA. Zdarzało się, że sojusznikami polskich oddziałów w walce z banderowcami byli partyzanci sowieccy. Jednak już późną jesienią 1943 r. część dowódców sowieckiej partyzantki przystąpiło do zwalczania rosnących w siłę zgrupowań AK, które wkrótce miały stać się podstawą formowania dywizji wołyńskiej.
Jednym z największych zgrupowań na Wołyniu dowodził kpt. Władysław Kochański ps. „Bomba”, „Wujek”. Jego liczący 500 żołnierzy oddział bronił Polaków w okolicach Huty Stepańskiej. 16 listopada 1943 r. we współpracy z oddziałem sowieckim rozbił liczący około 1200 osób oddział UPA. Szybko okazało się, że „braterstwo broni” z sowietami jest tylko chwilowe. W grudniu Kochański i kilku jego najbliższych oficerów spotkało się w miejscowości Bronisławka z sowieckim generałem Naumowem. W Zawołczu zostali aresztowani. Żołnierze eskorty zostali rozstrzelani, a Kochańskiego, porucznika „Strzemię” i ks. Leona Śpiewaka przewieziono do Moskwy. Kochański został oskarżony o działalność szpiegowską i skazany na karę 25 lat więzienia. Niewolniczo pracował w kopalni miedzi na Kamczatce. Do Polski powrócił dopiero w 1956 r.
Los Kochańskiego i jego oficerów można uznać za symboliczny dla losów Armii Krajowej na Wołyniu i całych Kresach. Akcja „Burza” okazała się dla Polskiego Państwa Podziemnego jednoczesną walką z trzema wrogami, spośród których jeden był formalnym sojusznikiem Polski. Zachowane opinie dowódców sowieckich przesyłane do sztabów Armii Czerwonej jasno wskazują na ich rzeczywisty stosunek do Polaków na Wołyniu. „Politycznie to ludzie dosyć ciemni, chociaż dobrze przyuczeni do parlamentarnych i burżuazyjno-partyjnych wykrętasów (…). Temu narodowi ciągle jeszcze śni się Polska z balami i ułanami, Polska wytworna jak Francja” – pisał komendant sowieckiej 1. Ukraińskiej Dywizji Partyzanckiej.
Tworzona dywizja miała kontynuować tradycje międzywojennej 27 (kowelskiej) Dywizji Piechoty. Przyjęto także numery wchodzących w jej skład pułków. Niewielkie jednostki kawalerii przyjęły numerację dawnych pułków Wołyńskiej Brygady Kawalerii. W szeregach odrodzonych pułków stosowano jednak wciąż dotychczasowe kryptonimy zgrupowań i oddziałów wywodzące się najczęściej od pseudonimów ich dowódców. U progu mobilizacji dywizji w styczniu 1944 r. siły Armii Krajowej na Wołyniu liczyły około 8 tysięcy żołnierzy i około 130 oficerów. Uzbrojenie składało się głównie z broni niemieckiej i sowieckiej, zdobycznej oraz zakupionej od stacjonujących w okolicy Niemców i Węgrów. Największym problemem polskich oddziałów był brak amunicji. Niczym skarb żołnierze Dywizji Wołyńskiej traktowali nieliczne przechowane od września 1939 r. elementy polskiego umundurowania. Większość miała walczyć w ubraniach cywilnych uzupełnionych o części umundurowania zdobytego na Niemcach.
W pierwszych dniach stycznia do dowódcy Okręgu Wołyńskiego AK Kazimierza Bąbińskiego „Lubonia” dotarła informacja o przekroczeniu przez Armię Czerwona przedwojennej granicy Rzeczypospolitej. 15 stycznia 1944 r. Bąbiński ogłosił mobilizację inspektoratów okręgów łuckiego i kowelskiego. Miejscem koncentracji były okolice Lubomla. Stopniowo do żołnierzy z okolic Łucka i Kowla dołączyły mniejsze oddziały AK, członkowie lokalnych oddziałów samoobrony i kilkuset Polaków służących w 107 Batalionie Policji Porządkowej, którzy wzięli do niewoli niemieckich oficerów i dzięki agentom Armii Krajowej służącym w jej szeregach dołączyli do mobilizowanych oddziałów.
Przystąpienia do mobilizacji i koncentracji sił odmówiły oddziały Inspektoratu Armii Krajowej Dubno, których dowódcy uznali, że ich najważniejszym celem musi pozostać obrona polskiej ludności przed UPA. Walka z tą organizacją była swoistym chrztem bojowym dywizji. Jej pierwszym celem było zlikwidowanie wszystkich oddziałów nacjonalistów ukraińskich w rejonie koncentracji. Banderowcy nie byli traktowani jako żołnierze, lecz przestępcy, co sprawiało, że żołnierze dywizji nie brali jeńców i w miejscach starć wymierzali sprawiedliwość. Do końca lutego dywizja stoczyła z UPA niemal dwadzieścia potyczek i bitew, które doprowadziły do zażegnania zagrożenia ze strony nacjonalistów w obszarze pomiędzy Kowlem, Włodzimierzem Wołyńskim a Lubomlem.
Decyzja, że walka z UPA musi być pierwszym celem Dywizji Wołyńskiej, nie zawsze znajdowało zrozumienie w dowództwie AK. Przybywający na Wołyń oficerowie Komendy Głównej nie rozumieli skali dramatu, którym dla miejscowej ludności była rzeź dokonana przez UPA. Polacy z Wołynia domagali się przede wszystkim ochrony ich życia.
5 lutego do sztabu tworzącej się dywizji przybył z Warszawy mjr Jan Wojciech Kiwerski „Oliwa”. Tego samego dnia Armia Czerwona zajęła Łuck oraz Równe. Działania oddziałów dywizji dowodzonej przez Kiwerskiego skupiła się na działaniach wokół Włodzimierza Wołyńskiego. Zaskakującym wsparciem dla dywizji okazały się oddziały węgierskie, które nie tylko dążyły do unikania walki z Polakami, ale często z własnej inicjatywy przekazywały im uzbrojenie i amunicję.
Znajomość terenu sprzyjała Polakom. Kilkukrotnie udawało się okrążyć i bez walki zmusić oddziały niemieckie do złożenia broni. Pod Zasmykami oddział ppor. Henryka Nadratowskiego „Znicza” wziął do niewoli około 100 żołnierzy Wermachtu, zdobył działko przeciwpancerne i duże zapasy amunicji. Działania niemieckie próbowano sparaliżować także poprzez zdobywanie kluczowych węzłów kolejowych, między innymi linii Włodzimierz-Kowel. Niepowodzenia i zbliżanie się wojsk sowieckich skłaniało część niemieckich dowódców do negocjowania z Dywizją Wołyńską warunków unikania walki, między innymi w zamian za przekazanie dużych ilości uzbrojenia. Propozycje te pozostawały bez odpowiedzi ze strony polskich dowódców.
Polacy odrzucili także złożoną pod koniec marca sowiecką propozycję przejścia za linię frontu, gdzie mieli zostać dozbrojeni i kontynuować walkę już jako oddział wchodzący w skład Armii Czerwonej. Kiwerski zdawał sobie sprawę, że oznaczałoby to aresztowanie polskich oficerów przez NKWD i wykorzystanie ich żołnierzy jako mięsa armatniego. Prowadzone przez wiele dni negocjacje dotyczące statusu Dywizji Wołyńskiej i jej współpracy z Armią Czerwoną były grą na czas, której celem było podtrzymanie działań polskich oddziałów na tyłach sił niemieckich. Z sowieckiego punktu widzenia nie ulegało również wątpliwości, że powojenny Wołyń stanie się częścią Związku Sowieckiego. „Naród ukraiński nie dopuści do tego, aby rdzennie ukraińskie ziemie, ponownie zjednoczone w jednym ukraińskim państwie sowieckim, zgodnie z wolą samej ludności zachodnich obwodów Ukrainy, zostały oderwane od Ukrainy Sowieckiej” – mówił przywódca partii komunistycznej na Ukrainie Nikita Chruszczow w marcu 1944 r.
Polscy dowódcy wiedzieli także, że sowiecki wywiad stale rozpracowuje ich oddziały. W ramach operacji „Sejm” NKWD i kontrwywiad Smiersz (Specjalne Metody Wykrywania Szpiegów) pod koniec marca przystąpiły do rozbijania struktur Polskiego Państwa Podziemnego i rozbrajania niektórych oddziałów Dywizji Wołyńskiej. Prawdopodobnie jedną z ofiar tych działań był sam dowódca Dywizji Wołyńskiej. 18 kwietnia 1944 r. niedaleko wsi Dobry Kraj koło Korytnicy Kiwerski miał spotkać się z dowódcami sowieckiej partyzantki. Chata, w której oczekiwał na ich przybycie, została ostrzelana. Podczas ucieczki dowódca dywizji został zastrzelony. Wraz z nim zginęło pięciu żołnierzy jego obstawy. Prawdopodobnie w ten sposób dokonano zamachu na polskiego dowódcę.
Wyjątkowym wydarzeniem w dziejach Dywizji Wołyńskiej był zrzut uzbrojenia i zaopatrzenia dokonany w nocy z 8 na 9 kwietnia przez polskich lotników ze 148. Dywizjonu do Zadań Specjalnych kilkanaście kilometrów od Lubomla. Tego rodzaju loty były zabronione przez dowództwo alianckie, które uznawało Kresy za obszar odpowiedzialności Związku Sowieckiego.
W czasie, gdy sowieci przystępowali do niszczenia Dywizji Wołyńskiej, wojska niemieckie rozpoczynały szeroko zakrojoną operację zmierzającą do oczyszczenia swojego zaplecza z sowieckich i polskich oddziałów partyzanckich. Pod koniec kwietnia wołyniacy, w obliczu wzięcia w kleszcze i okrążenia, postanowili przebijać się na zachód w kierunku Polesia wołyńskiego. W końcowej fazie walk na Wołyniu zginęło około 350 Polaków.
W czerwcu 1944 r. zakończyła się kresowa epopeja Dywizji Wołyńskiej. Po przekroczeniu Bugu przegrupowana dywizja przygotowywała się do „Burzy” na Lubelszczyźnie. W ostatnich dniach lipca żołnierze Dywizji Wołyńskiej zostali rozbrojeni przez Armię Czerwoną. Wielu trafiło do obozu filtracyjnego w Skrobowie, a stamtąd na Syberię. 48 żołnierzy uciekło z obozu w marcu 1945 r. i kontynuowało walkę z nowym okupantem w szeregach oddziału Mariana Bernaciaka „Orlika”.
Na ponad cztery dekady wokół Dywizji Wołyńskiej zapadła cisza. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych ukazały się pierwsze publikacje poświęcone tej jednej z największych jednostek Armii Krajowej. W 1993 r. na warszawskim Żoliborzu odsłonięto pomnik upamiętniający dywizję, który z czasem stał się zaczątkiem miejsca pamięci poświęconego Wołyniowi i ofiarom dokonanego tam na Polakach ludobójstwa.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/