W "La Cocina" opowiadamy o tym, co dzieje się po przekroczeniu granicy USA. Rozmawiałem z imigrantami o ich marzeniach, a z nimi zawsze wiążą się koszty – powiedział Alonso Ruizpalacios. Jego obraz o Meksykanach pracujących w kuchni w nowojorskiej restauracji startuje w konkursie głównym 74. Berlinale.
Obok Alfonso Cuarona i Alejandro Gonzaleza Inarritu Alonso Ruizpalacios jest jednym z mocnych głosów współczesnego meksykańskiego kina. W 2014 r. jego debiut "Gueros" doceniono w Berlinie nagrodą specjalną. Cztery lata później odebrał Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz "Museo". W 2021 r. wystartował w konkursie głównym z "Filmem o policjantach". W obrazie, balansującym na granicy fikcji i dokumentu, opowiedział o dwóch aktorach, którzy rozpoczynają służbę w policji w Mexico City.
Tym razem twórca przywiózł na Berlinale historię osadzoną w nowojorskiej restauracji The Grill, która staje się pierwszym przystankiem dla meksykańskich imigrantów przybywających do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia. Warunki pracy są trudne, ale szef knajpy nie zadaje zbyt wielu pytań i obiecuje pomoc w załatwieniu dokumentów. Zatrudnia nawet młodziutką Estelę (Anna Diaz), która nie przekroczyła jeszcze wymaganego progu wiekowego. Dziewczyna jeszcze nie wie, że znalazła się w oku cyklonu. Księgowy (James Waterston) odkrył, że z kasy zginęło 800 dolarów. Głównym podejrzanym staje się kucharz Pedro (Raul Briones). Pracownicy restauracji wiedzą, że jego partnerka, amerykańska kelnerka Julia (Rooney Mara) spodziewa się dziecka, ale nie chce utrzymać ciąży. On zaś chciałby zostać ojcem i usiłuje przekonać Julię, żeby nie szła do kliniki aborcyjnej. Jednocześnie wręcza jej pieniądze na zabieg. Kradzież pieniędzy to niejedyny problem personelu. Porywczy, gniewny Pedro wdaje się w konflikt z amerykańskim kucharzem, którego zakładnikami stają się wszyscy pracownicy.
"La Cocina" jest hołdem Ruizpalaciosa dla pracowników nowojorskiej gastronomii, wśród których najliczniejszą grupę stanowią Meksykanie. Reżyser poznał tę branżę od podszewki, ponieważ w przeszłości pracował w jednej z tamtejszych kawiarni. "Oczywiście, moja sytuacja była inna. Studiowałem w Nowym Jorku, nie byłem imigrantem bez dokumentów. Natomiast miałem szczęście spotkać takich ludzi. Wielu moich znajomych było kucharzami i ich historie pokrywają się z tym, co widać na ekranie. Poznałem dziewczynę, której historia przypomina losy Esteli. Tak naprawdę większość kucharzy pracujących w nowojorskich knajpach ma meksykańskie korzenie. W Meksyku filmy o imigrantach stanowią już niemalże oddzielny gatunek, ale zwykle ich akcja nie toczy się po drugiej stronie. Ja natomiast zawsze chciałem opowiedzieć o tym, co dzieje się po przekroczeniu granicy. Rozmawiałem z meksykańskimi imigrantami o ich marzeniach. Z tymi marzeniami zawsze wiążą się koszty" – wspominał podczas konferencji prasowej towarzyszącej berlińskiej premierze.
Chcąc jak najdokładniej odtworzyć atmosferę restauracyjnej kuchni, twórca odwiedzał nowojorskie lokale i starał się zapamiętać ich specyficzne rytmy. Na ekranie w długich, czarno-białych sekwencjach doskonale oddał pośpiech, chaos i napięcie towarzyszące tej pracy. Filmowy The Grill nie jest jedną z restauracji, w których posiłki są misternie układane na talerzach. "Miałem dość wszechobecnych obrazów typu +food porn+. Miejsce, w którym pracowałem, było od tego odległe. Zdecydowanie bardziej interesowało mnie doświadczenie bycia razem. Kucharze są niczym zespół braci, ale kiedy czas ich nagli, każdy skupia się na sobie. Wydaje mi się, że to – a nie +food porn+ - jest najbardziej powszechnym zjawiskiem w branży gastronomicznej. To metafora późnego kapitalizmu. Chodzi o szybkie załatwianie spraw. Tragedia polega na tym, że niektórzy z tych ludzi są naprawdę dobrymi kucharzami, a w ogóle nie mają czasu, by uczynić ze swojej pracy sztukę. Nie interesuje ich to i nie ma takiej potrzeby. Jeśli zaś chodzi o stylistkę, to od początku pracy nad scenariuszem wiedziałem, że to będzie czarno-biały film. Później, chcąc skłonić producentów do współpracy, wymyśliłem uzasadnienie - to opowieść o kontrastach, której akcja toczy się na górze i na dole, w przedniej i tylnej części budynku. Nie wiemy, czy oglądamy historię współczesną czy sprzed 20 lat. Dzięki czarno-białej stylistyce obraz przypomina baśń" – stwierdził twórca.
Scenariusz "La Cociny" Ruizpalacios stworzył na podstawie sztuki "Kuchnia" Arnolda Weskera z 1957 r. "Wtedy nie istniało coś takiego, jak toksyczna męskość. Była po prostu męskość. Jako osoba, która spędziła w kuchni trochę czasu, mogę zapewnić, że wiele z pojęć czyniących współczesny świat lepszym miejscem, nie ma zastosowania w takim miejscu. Kuchnia to bardzo rygorystyczny, zamknięty system, w którym nie można przekraczać pewnych granic. Tak już jest. Obraz kuchni, w której wszyscy mężczyźni są dla siebie wyrozumiali, byłby fałszywy. Pamiętajmy, że kultura latynoamerykańska jest bardzo maczystowska. Zresztą tak samo jak kultura amerykańska" – podkreślił reżyser.
U Meksykanina kuchnia staje się osobnym światem, w którym można zaobserwować cały przekrój ludzkich zachowań. "Znajdziemy tam zachowania toksyczne, najbardziej ekstremalne, jakie można sobie wyobrazić. Ale pojawia się także miłość i czułość. Trudno jest znaleźć takie momenty, jednak zdarzają się. W Meksyku bardzo często uważamy, że tylko Amerykanie są rasistami, a my nie. Tymczasem u nas także występuje rasizm. To zjawisko, które nie ma narodowości, nie jest zarezerwowane dla żadnego konkretnego kraju. Istnieje na całym świecie w różnych formach. Chciałem pokazać, że często jest skutkiem tragedii, lęku, braku wiedzy" – podsumował.
Grająca jedną z głównych ról Rooney Mara przyznała, że wybierając role, kluczowe znaczenie ma dla niej nazwisko reżysera. W końcu to on odpowiada za końcowy efekt artystyczny. Nie odstępuje od tej zasady od czasu swojej pierwszej współpracy z Davidem Fincherem. Wcześniej podjęła kilka złych decyzji. "Bardzo chciałam pracować z Alonso. Napisał do mnie piękny list. Przeczytałam scenariusz, obejrzałam jego poprzednie prace i już wiedziałam, że z nim mogłabym zrobić wszystko. Sposób, w jaki opowiadał o tym filmie, był pasjonujący. Chciałam tego doświadczyć tego na własnej skórze, pracować z wszystkimi występującymi tu aktorami" – powiedziała.
"La Cocina" jest jednym z 20 obrazów nominowanych do Złotego Niedźwiedzia. Jej konkurentami są m.in. "Dahomey" Mati Diop, "Foreign Tongue" Claire Burger i "Pepe" Nelsona Carlosa De Los Santosa Ariasa. W sobotę 24 lutego dowiemy się, do kogo trafi statuetka. Laureata wyłoni jury w składzie: kenijska aktorka Lupita Nyong'o (przewodnicząca), amerykański aktor, scenarzysta i reżyser Brady Corbet, reżyserka i scenarzystka z Hongkongu Ann Hui, niemiecki reżyser i scenarzysta Christian Petzold, hiszpański reżyser Albert Serra, włoska aktorka Jasmine Trinca oraz ukraińska pisarka i poetka Oksana Zabużko.
Z Berlina Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/