Reportaże Krzysztofa Kąkolewskiego o nieosądzonych niemieckich zbrodniarzach początkowo ukazywały się na łamach "Literatury". W lutym 1974 r. naczelny Czytelnika Michał Sprusiński zgodził się na wydanie ich w książce pod tytułem "Co u pana słychać?" - powiedziała PAP żona autora, pisarza i reportera Joanna Kąkolewska.
Na początku lat 70. w rozmowie z dyrektorem Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce prof. Czesławem Pilichowskim reporter Krzysztof Kąkolewski wyraził chęć rozmowy z odsiadującym w Barczewie karę dożywocia niemieckim zbrodniarzem wojennym, nadprezydentem Prus Wschodnich Erichem Kochem. "Koch? Mam dla pana coś ciekawszego!" - odpowiedział Pilichowski. Było to kilkaset teczek z aktami personalnymi wysokiej rangi przedstawicieli III Rzeszy, który nigdy nie ponieśli kary za swoje zbrodnie popełnione w okupowanej Polsce i kontynuowali karierę w RFN.
"Mąż wybrał akta kilku osób, którzy w czasie wojny byli stosunkowo młodzi, a piastowali ważne, decyzyjne stanowiska w III Rzeszy. Rozpoczęła się wielomiesięczna kwerenda i przygotowanie pytań"- powiedziała PAP żona autora "Co u pana słychać" Krzysztofa Kąkolewskiego (1930-2015) Joanna Kąkolewska.
Wybrani nie mogli zasłonić się np. niepamięcią ze względu na podeszły wiek. Każdy z nich popełnił zbrodnie, które były udokumentowane, ale żaden nie poniósł kary, choć po wojnie byli przesłuchiwani przez alianckich prokuratorów.
Niemal trzy dekady po zakończeniu wojny nadal odgrywali istotną rolę w RFN. Von Fircks był deputowanym do Bundestagu, Reinefahrt - szanowanym prawnikiem i byłym burmistrzem na wyspie Sylt, pozostali - naukowcami i wykładowcami na uczelniach. Wszyscy – szanowanymi obywatelami Bundesrepubliki.
Na liście znaleźli się badający czaszki więźniów obozów koncentracyjnych dr Hans Fleischaker, hitlerowski prokurator Hermann Stolting, który w czasie wojny skazywał na karę śmierci wielu polskich mieszkańców Bydgoszczy, Otto von Fircks, Aleksander Dolezalek i Konrad Meyer - realizatorzy planu przesiedleń polskiej ludności Generalplan Ost. Byli na niej pomysłodawca koncepcji chemicznej sterylizacji Słowian, Reinhard Hoehn, odpowiedzialny za śmierć tysięcy mieszkańców Warszawy w 1944 r. SS-Gruppenführer (generał broni) Heinz Reinefarth. W kręgu zainteresowania pisarza był także uczestnik akcji eksterminacyjnej wobec ludności okupowanych ziem polskich SS-Sturmbannführer (major) Heinz Rolf Höppner oraz dowódca SS i Policji w Kraju Warty i Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe.
Niemal trzy dekady po zakończeniu wojny nadal odgrywali istotną rolę w RFN. Von Fircks był deputowanym do Bundestagu, Reinefahrt - szanowanym prawnikiem i byłym burmistrzem na wyspie Sylt, pozostali - naukowcami i wykładowcami na uczelniach. Wszyscy – szanowanymi obywatelami Bundesrepubliki.
Gdy Kąkolewski przedstawił pomysł spotkania z żyjącymi w RFN nieosądzonymi zbrodniarzami podczas kolegium redakcyjnego warszawskiego tygodnika "Kultura", usłyszał od redaktora naczelnego, Janusza Wilhelmiego: "Jest pan politycznym idiotą! Zwalniam pana!".
"Za sprawą Gustawa Gottesmana mąż trafił do redakcji +Literatury+. Wtedy nie wiedzieliśmy, że od końca lat 60. ZSRS realizował korzystną dla RFN politykę współpracy gospodarczej w zamian za +wyciszenie+ odpowiedzialności za wojenne zbrodnie popełnione w okupowanej Polsce i innych krajach wschodniej Europy. Był to jeden z elementów polityki kanclerza Brandta. Ceną za kredyty w zachodnioniemieckich bankach i transfer nowych technologii dla bloku komunistycznego miało być przemilczenie wojennych zbrodni. Dlatego na początku lat 70. tematyka stała się nagle dla peerelowskich decydentów tematem tabu" - wyjaśniła Joanna Kąkolewska.
Wiosną 1973 r. Kąkolewski udał się do Frankfurtu nad Menem. Z pomocą lewicowego studenta i tłumacza Adalberta W. dotarł do rozmówców, którzy pracowali i mieszkali różnych miastach RFN. Każde spotkanie rozpoczynał zwyczajowym pytaniem "Wie geht es Ihnen? (Co u pana słychać?).
W obozie Auschwitz Fleischhacker wybrał 115 więźniów, których zamordowano, aby by ich czaszki stały się eksponatami w muzeum rasy w Strasburgu. Podczas spotkania z Kąkolewskim przekonywał: "Sąd przekonał się, że nic nie wiedziałem. Opieram się na wyroku sądu. Byłoby nielojalnością wobec sądu jeszcze raz udowadniać przed kimkolwiek swoją niewinność (...) To były normalne badania".
Adwokat Stolting, który w okupowanej Bydgoszczy skazywał wielu Polaków na śmierć nawet za drobne przewinienia, podkreślał:
"To było zgodne z niemieckimi prawami". Swojej asystentce nakazał protokołowanie. Jednocześnie, jak inni rozmówcy reportera, umniejszał swój udział w ludobójstwie. Opowiedział m.in. anegdotę, że po wojnie amerykańscy żołnierze oferowali mu duże ilości papierosów Camel za oryginał nominacji prokuratorskiej podpisany przez Hitlera.
SS-Obersturmführer (porucznik) Alexander Dolezalek pełnił funkcję szefa planowania sztabu Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS (niem. Rasse- und Siedlungshauptamt RuSHA) i był współautorem Generalplan Ost. W lutym 1941 r. proponował wysiedlenie tysięcy "gorszych rasowo" Polaków i zastąpienie ich niemieckimi kolonistami. Gdy w 1973 r. dotarł do niego Kąkolewski, dawny specjalista do masowych deportacji był wykładowcą w Ośrodku Studiów Ogólnoeuropejskich (Gesamteuropäisches Studienwerk)Instytutu Wschód-Zachód we Vlotho. Zbrodniczą koncepcję wysiedleń nazywał "planem pokoju" i porównywał ją do... idei "wspólnoty europejskiej".
W przypadku Höppnera - jednego z pomysłodawców masowej zagłady za pomocą Cyklonu B, nie doszło do spotkania, jednak Kąkolewski odbył z nim rozmowę telefoniczną.
Z von Fircksem reporter spotkał się w siedzibie Bundestagu w Bonn. "Nikomu nie pomagamy, gdy wypominamy te straszne czyny, które narody europejskie popełniły wobec siebie" - powiedział deputowany, który w czasie wojny tworzył i realizował plan masowych wysiedleń. Na spotkanie były esesman stawił się z własnym tłumaczem, nie ufając Adalbertowi W. Zadawanie pytań utrudniał także immunitet barona.
W 1941 r. Reinhard Hoehn był obecny przy wręczeniu szefowi SS i policji Himmlerowi projektu austriackiego lekarza doktora Adolfa Pokornego. Hitlerowiec opisał w nim plan eksterminacji tysięcy mieszkańców podbitych przez III Rzeszę terenów oraz sowieckich jeńców za pomocą wyciągu z trującej soku z rośliny Caladium seguinum. 32 lata później Kąkolewski opisał Hoehna jako założyciela i dyrektora Akademie der Führungskräfte der Wirtschaft (akademia liderów gospodarki) w Bad Harzburg. Także i on bagatelizował swój udział w tworzeniu zbrodnicznych planów. "To wariat" - mówił o Pokornym.
Podczas rozmowy "Kat Warszawy" , a po wojnie - burmistrz Westerland na wyspie Sylt, Reinefarth twierdził, że tłumienie Powstania Warszawskiego i mordy dokonywane na tysiącach cywilnych mieszkańców były tylko "działaniami frontowymi" i mieściły się w granicach "działań bojowych" jednostek SS i policji, którymi dowodził. Jak tysiące innych zbrodniarzy "tylko wykonywał rozkazy".
Kąkolewski przygotował listę 49 pytań do byłego dowódcy SS i policji w GG, jednak nie zadał ich podczas kolejnego wyjazdu do RFN - 2 lipca 1975 r. Wilhelm Koppe zmarł w Bonn.
Nieosądzeni zbrodniarze nie uznali reportera z komunistycznej Polski za godnego przeciwnika, niektórzy go zlekceważyli, jednak do otworzyli się, powiedzieli Polakowi więcej niż zeznawali tuż po wojnie przed prokuratorami.
"Krzysztof był znakomitym psychologiem i +rozpracował+ ich osobowości, zadawał pozornie niegroźne pytania, które oddawały ich mentalność i sposób myślenia. Reinefahrt zwierzył się mężowi, że za tłumienie Powstania Warszawskiego jako generałowi SS i policji płacono mu dwa tysiące Reichsmarek miesięcznie - za śmierć tysięcy Polaków zainkasował ponad cztery tysięce RM. Rozmówcy nigdy nie wyrzekli się nazizmu, usprawiedliwiali go i samych siebie, a popełnione zbrodnie bagatelizowali"- wyjaśniła Kąkolewska.
Latem 1973 r. niemieckie reportaże Kąkolewskiego ukazały się na łamach tygodnika literacko-społecznego "Literatura". Autor został zaatakowany przez pisarzy Andrzeja Szczypiorskiego i Kazimierza Koźniewskiego. "Pierwszy zarzucił mężowi, że +szerzy nazizm+, a drugi - "że fraternizuje się z Niemcami+. Panowie ewidentnie wykonywali polecenia z Wydziału Kultury PZPR" - podkreśliła Kąkolewska, przypominając, że Koźniewski oskarżał Wańkowicza już podczas pokazowego procesu pisarza w 1964 r., choć autor "Monte Cassino" powołał go jako swojego kolegę i świadka… obrony.
W środę 1 sierpnia 1973 r. wieczorem w Programie 1 Telewizja Polska wyemitowała program "Forum" z udziałem Kąkolewskiego i Wańkowicza.
"Partyjni decydenci mieli nadzieję, że telewidzowie skrytykują męża, a przy okazji +dostanie się+ także jego mistrzowi - Wańkowiczowi. Kilka dni po programie redaktor naczelny publicystyki Telewizji Polskiej, Jerzy Ambroziewicz wręczył mężowi teczkę, a w niej - 271 listów od widzów, którzy wyrażali swoją aprobatę dla jego postawy i poparli pomysł rozmów z nierozliczonymi niemieckimi zbrodniarzami. Listy przechowuje do dziś" - podkreśliła Kąkolewska.
Początkowo partyjni decydenci nie brali pod uwagę wydania zbioru reportaży jako książki. W PZPR ścierały się frakcje, które różniły się stosunkiem do niemieckich zbrodni. Reportaże zamieszczone na łamach "Literatury" wywołały jednak odzew w społeczeństwie. W lutym 1974 r. ówczesny redaktor naczelny Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik, Michał Sprusiński zgodził się na wydanie tomu reportaży pod tytułem "Co u pana słychać?".
"Mąż odrzucił pierwszy projekt okładki z miednicą wypełnioną wodą. Miała kojarzyć się z piłatowskim gestem umycia rąk, a przecież idea książki był całkiem inna" - wskazała Kąkolewska.
Pierwsze wydanie "Co u pana słychać" opublikowano w 1975 r. Kolejne wydania w PRL (1979 i 1981) zostały rozszerzone m.in. o reportaż ze zlotu neonazistów, który Kąkolewski widział we Frankfurcie oraz fragmenty o Höppnerze i Koppem.
Po opublikowaniu niemieckojęzycznej wersji tekstu o Dolezalku i ujawnieniu jego roli w akcji przesiedleńczej 3 listopada 1977 r. władze Gesamteuropäisches Studienwerk we Vlotho zwolniły naukowca.
Kilka lat po publikacji pierwszego wydania do listy rozmówców Kąkolewski dopisał dr Hubertusa Strugholda, który na więźniach obozu w Dachau badał reakcje ludzkiego organizmu na niedotlenienie, hipotermię i działanie wysokiego ciśnienia. Po wojnie w ramach operacji "Paperclip" amerykańskie służby specjalne ściągnęły go do USA, gdzie pracował w tajnym ośrodku NASA. Kąkolewski odwiedził Strugholda w San Antonio w Teksasie (1979),a zapis z rozmowy znalazł się w wydaniu "Co u pana słychać" z 1981 r.
"Mąż przetarł szlak dla nieznanego wówczas w PRL reportażu psychologicznego. Wybrał kluczowe +mózgi+ hitleryzmu, ludzi którzy po upadku III Rzeszy kształtowali mentalność nowych pokoleń Niemców w RFN i mieli poważny wpływ na ich postawy. To właśnie oni uformowali generację, które o wojnie nie chce mówić i nie chce pamiętać niemieckich zbrodni, i do dziś neguje kwestię reparacji wojennych dla Polski" - podsumowała Kąkolewska. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ wj/