Bez patosu, wielkich słów, a za to z troską o dzieci, mężów, rodziny i dom, o to żeby było co do garnka włożyć, ale także z nadzieją na wolną Polskę – pisały kobiety w pamiętnikach z okresu I wojny światowej.
Relacje kobiet pochodzące z terenów Królestwa Polskiego, ziem zabranych i zaboru austriackiego przebadała i opisała w książce pt.: „Wielka Wojna (1914-1918) na ziemiach polskich. Pamięć i przekazy kobiece” Joanna Gołębiewska. W jej ocenie „obraz Wielkiej Wojny wyłaniający się ze wspomnień kobiet zdecydowanie różni się od tego, który prezentowali mężczyźni”. Bo choć nie brakuje w nich rozważań na tematy polityczne, opisów służby wojskowej lub medycznej, to jednak przeważają sprawy życia codziennego, niebezpieczeństwa związane z walkami i przemarszami wojsk, a także trudnościami z zaopatrzeniem za liną frontu.
Gołębiewska zwraca uwagę, że kobiety wnikliwie obserwowały sytuację polityczną w kraju i na świecie. Maria z Branickich Zdzisławowa Lubomirska, zaczęła prowadzić dziennik 26 lipca 1914 r., a więc na dwa dni przed wybuchem wojny. „Ogłoszenie mobilizacji w Rosji i Królestwie Polskim (…) Wojna już chyba nieunikniona! (…) A może Pan Bóg jeszcze od wojny ustrzeże…” – zanotowała.
Natomiast po drugiej stronie przyszłego frontu Wanda Zakrzewska z Przemyśla pisała, że wiadomość o poborze uderzyła, jak grom. „Ruch, krzyk, hałas, ogromne pochody wojska wywoływały łkania u dzieci i niewiast w domu, kościele, na ulicach, pod krzyżem przydrożnym” – pisała.
Jeszcze przed rozpoczęciem walk kobiety dostrzegały „tragizm żołnierzy powołanych do armii zaborczych, mających w przyszłości walczyć między sobą” – pisze Gołębiewska. Cytuje Zofię Romanowiczówną mieszkającą w Królestwie Polskim, która oceniała, że „ci co idą do boju w jakiejś części idą z zapałem, z nadzieją, inni z rezygnacją, wielu z rozpaczą”.
I zaczęła się wojna. „Byłyśmy widzami doskonałego teatrum mundi: ataki, ucieczki i kontrataki, gromady rannych i stosy trupów” – pisze we wspomnieniach zamieszczonych w książce Maria Zdziarska-Zaleska z Warszawy.
W pamiętnikach kobiety notowały nie tylko swoje przeżycia, ale podejmowały krytyczną ocenę działań politycznych. Jadwiga Karwasińska z Częstochowy pisała: „ustanowili jakiś Komitet Narodowy do walki z Rosją, wszystkie stowarzyszenia, jak Drużyny Bartoszowe, Sokoły itp., utworzyły jakieś legiony czy Strzelców i pod komendą austriacką idą bić Moskali. Gdzie oni rozum podzieli, z kim oni idą! Z Niemcami, ze śmiercią i dżumą!... Spod Moskala wybić się można, spod Niemca nigdy!”
Panie bacznie obserwowały żołnierzy przetaczających się armii i chętnie notowały uwagi na ich temat. Aniela Belinowa ze Strzelec Wielkich k. Częstochowy w Królestwie Polskim, pisała o Niemcach, że „w ogóle byli grzeczni”, „nadzwyczaj uprzejmi” i „wyglądali sympatyczne”.
Zupełnie inne wrażenie zrobili niemieccy żołnierze na Marii Macieszynie z Płocka. Ograbili jej mieszkanie z wielu książek, w tym cennych rękopisów gromadzonych przez jej męża. „(…) było pierwsze nasze zetknięcie z kulturalną działalnością Niemców” – ironizowała.
Podobnie niejednoznacznie byli oceniani Rosjanie. Zofia Kossak-Szczucka z zachwytem pisała o kozakach z Kubania: „Ludzie (…) wyjątkowo piękni i dorodni, a konie szeregowców były lepsze niż gdzie indziej oficerskie”. Ta sama autorka nie szczędząc ostrych słów kreśliła obraz kozaków zabajkalskich: „Szpetota tego wojska przechodziła wszelkie pojęcia o możliwości brzydoty. (…) Żołnierze małego wzrostu, pokraczni i brudni, trzęsący robactwem.”
Choć w kobiecych wspomnieniach jest wiele wątków dotyczących estetyki żołnierzy lub jej braku, to jednak dominowała groza wojny. O tym, co towarzyszyło wycofywaniu Rosjan się z Tarnopola w 1916 r. z przejęciem pisała Joanna Potocka: „Moskale palili, zabijali i gwałcili dziewczęta i młode kobiety. Te, które się broniły, były czy zabijane, czy męczone bez litości.”
Na głowach kobiet było utrzymanie domu, troska o dzieci, nic zatem dziwnego, że sporo miejsca poświęcały w swych zapiskach sprawom ekonomicznym i zaopatrzeniu. Zmorą był dotkliwy brak produktów spożywczych i wciąż rosnące ceny, brak opału no i przede wszystkim pieniędzy.
W tej sytuacji wyprzedawały niemal wszystko. „Ja sprzedaję wszystko co mogę, by trochę grosza przysporzyć” – przyznawała Janina Konarska. Kobiece zapiski obfitują w porównania cen z miesiąca na miesiąc, dokumentują galopującą inflację, utratę wartości pieniądza i zamieszanie na rynku spowodowane m.in. funkcjonowaniem dwu walut jednocześnie.
Autorka książki „Wielka Wojna…” nie zapomniała „o kobietach, które pełniły służbę wojskową jako lekarki i sanitariuszki, jak chociażby Julia Świtalska-Fularska i Maria Zdziarska-Zaleska, czy zajmowały się wywiadem i agitacją – jak Zofia Kernowa”.
„Byłam młodziutkim lekarzem, liznęłam teorię, miałam trochę rozsądku, dużo dobrych chęci i szaloną radość w sercu” – wspominała Świtalska-Fularska początki swej służby w szpitalu polowym we Lwowie.
„(…) pomimo trwania konfliktu zbrojnego, niosącego różnego rodzaju trudności, problemy i zmartwienia, [kobiety] potrafiły stawić im czoła i jak najlepiej odnaleźć się w nowej sytuacji, aby zapewnić jak najlepsze warunki bytowe sobie i swoim najbliższym” - o ceniła Gołębiewska.
Książkę Joanny Gołębiewskiej „Wielka Wojna (1914-1918) na ziemiach polskich. Pamięć i przekazy kobiece” ukazała się nakładem Instytutu De Republica.(PAP)
Autor: Wojciech Kamiński
wnk/ szuk/