Ambasador Rosji został wezwany do MSZ Rumunii z powodu skandalicznych wypowiedzi przedstawicieli rosyjskich władz dotyczących tzw. rumuńskiego skarbu. Chodzi o rumuńskie złoto i kosztowności, których Moskwa nie chce zwrócić Bukaresztowi.
Szef rosyjskiej placówki dyplomatycznej w stolicy Rumunii, Walerij Kuzmin, został w sobotę wezwany do MSZ na polecenie minister spraw zagranicznych Luminity Odobescu z powodu szeregu niedawnych wypowiedzi strony rosyjskiej – powiadomiło MSZ Rumunii w komunikacie.
Resort dyplomacji wyraził głębokie niezadowolenie w związku z "wypaczonym, fragmentarycznym i nieprawidłowym" sposobem poruszania przez stronę rosyjską ważnych tematów w relacjach dwustronnych, mających źródła w historii.
"Przypominamy ambasadorowi Rosji o konieczności zachowania praktyki dyplomatycznej, w tym w zakresie odpowiedzialnego postępowania w komunikacji publicznej" – zaznaczono w komunikacie MSZ.
Sprawa dotyczy m.in. wypowiedzi rzeczniczki MSZ Rosji Marii Zacharowej ws. żądań Bukaresztu dotyczących zwrotu narodowego skarbu Rumunii, który został w latach 1916-17 ewakuowany do Rosji.
Zacharowa utrzymywała, że Rosja częściowo majątek zwróciła, ale Rumunia i tak była jej winna więcej, ponieważ opowiedziała się po stronie Niemiec podczas II wojny światowej. Dług ten sojuszniczy ZSRR anulował w 1949 roku. Jak oświadczyła Zacharowa, "według ekspertów" długi Rumunii wobec Moskwy są 20-25 razy większe, niż vice versa, a obecne działania Bukaresztu to "próba rozwiązania swoich problemów gospodarczych kosztem Rosji".
Z kolei były prezydent Rosji, a obecnie wiceszef Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew, komentując sprawę, obraźliwie wyraził się o całej UE ("głupki, słabeusze i miernoty") oraz o samych Rumunach. "Rumun to, jak wiadomo, nie narodowość, ale styl życia" – oświadczył.
Przedmiotem sporu są rumuńskie złoto i kosztowności ewakuowane do sojuszniczej Rosji w czasie I wojny światowej, gdy Rumunii groziła okupacja ze strony Niemiec, Austro-Węgier i Bułgarii. W 1916 i 1917 roku pociągami wywieziono do Rosji rezerwy złota, klejnoty, regalia, dzieła sztuki, a także archiwa i majątek wielu instytucji.
Rumuński skarb został zdeponowany w Moskwie i objęty gwarancjami carskiej Rosji, ale - według ustaleń - miał być zwrócony na prośbę właściciela. W 1917 roku w Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka. Moskwa na przestrzeni lat, dziesięcioleci i zmieniających się epok politycznych nie zwróciła m.in. rumuńskiego złota (91,5 ton), chociaż część wywiezionego majątku powróciła do Rumunii w ramach częściowych restytucji w roku 1935 i 1956.
Bukareszt od lat podkreśla, że Moskwa nie wywiązała się ze swoich zobowiązań, pomimo starań po stronie rumuńskiej. Próby uregulowania prawnego, w tym za pośrednictwem utworzonej w 2003 roku komisji dwustronnej, nie zakończyły się powodzeniem.
Sprawa "rumuńskiego złota" pozostaje jedną z najważniejszych nierozwiązanych kwestii w relacjach dwustronnych Rumunii i Rosji. Dążąc do "umiędzynarodowienia" tej kwestii, której od dekad nie udało się uregulować drogą dyplomatyczną, Rumunia wyniosła sprawę na forum Parlamentu Europejskiego. W minionym tygodniu PE przyjął w tej kwestii rezolucję, nakazującą Rosji zwrot złota.
"To kwestia godności narodowej" – mówił w rozmowie z agencją Reutera rumuński eurodeputowany Eugen Tomac, przekonując, że jedynym rozwiązaniem, które może zaakceptować Rumunia, jest "zwrot 91,5 ton złota i całego skarbu".
Z Bukaresztu Justyna Prus (PAP)
just/ szm/