7 kwietnia 1989 r. zatonął okręt podwodny K-278 "Komsomolec". Miał być ukoronowaniem sowieckiej myśli technicznej. Głównym powodem katastrofy był niski poziom wyszkolenia załogi zastępczej - powiedział PAP ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych w Warszawie Tomasz Grotnik.
"W latach zimnej wojny flota podwodna była przez władze ZSRR traktowana priorytetowo. Sowieci nie mieli lotniskowców, ich dowództwo dążyło więc do rozbudowy i rozwoju jakościowego floty podwodnej" - wyjaśnił ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych w Warszawie Tomasz Grotnik. Na przykład ich okręt K-162 ustanowił niepobity do dziś rekord prędkości, osiągając 44,7 węzła (ok. 82,7 km/h) w zanurzeniu, podczas gdy większość okrętów NATO rozwijała prędkość ok. 30 węzłów" - przypomniał.
"Zwiększenie prędkości okrętów okazało się jednak ślepą uliczką - wraz ze wzrostem prędkości zespół napędowy emitował więcej szumów, przez co sowiecka jednostka była łatwiejsza do wykrycia przez natowskie sonary" - dodał Grotnik.
"Torpedy z okrętów NATO mogły skutecznie razić do głębokości 300-400 m. Celem sowieckich konstruktorów było więc osiągnięcie bezpiecznego zanurzenia ok. 1000 m. Udało się to uzyskać w K-278. To był rekord - do dziś nie pobił go żaden inny okręt podwodny. Na tak dużą głębokość schodzą jedynie nieliczne batyskafy" - mówił.
Okręt podwodny K-278 z napędem jądrowym należał do najnowocześniejszych jednostek sowieckiej floty. W październiku 1972 r. dowództwo zatwierdziło do realizacji projekt znany jako "Pławnik 685" biura konstrukcyjnego Rubin w Leningradzie (ob. Petersburg). 22 kwietnia 1978 r. w stoczni nr 402 w Siewierodwińsku położono stępkę. Budowa trwała ponad pięć lat - okręt zwodowano 3 czerwca 1983 r. Do służby w 6. Dywizjonie Okrętów Podwodnych Floty Północnej ZSRR, stacjonującym w Murmańsku, K-278 wszedł 28 grudnia 1983 r. W kodzie NATO jednostka nosiła kryptonim "Mike".
Jednostka była uważana za ukoronowanie sowieckiej myśli technicznej i była dumą Floty Północnej - miała być szybka, trudno wykrywalna i zdolna do operowania na głębokościach nieosiągalnych przez okręty podwodne NATO.
Do budowy kadłuba użyto blachy ze stopów tytanu. Jej zaletą była większa niż w przypadku tradycyjnej stali okrętowej odporność na uszkodzenia mechaniczne - np. zderzenia z lodową krą - czy korozję oraz wysoka "amagnetyczność" chroniąca przed minami. Długość jednostki wynosiła 118,4 m, szerokość 11,1 m, a wyporność podwodna - 8,5 tys. ton. Okręt był zasilany energią cieplną, generowaną przez siłownię nuklearną, która wytwarzała parę dla dwóch turbin o mocy 50 tys. koni mechanicznych.
"W K-278 zastosowano innowacyjny system szasowania - usuwania wody ze zbiorników balastowych. Oprócz sprężonego powietrza użyto prochowego generatora gazu - jednorazowych silników rakietowych stosowanych wcześniej w lotnictwie do wspomagania startu samolotów" - wyjaśnił Tomasz Grotnik.
Jednostka była uważana za ukoronowanie sowieckiej myśli technicznej i była dumą Floty Północnej - miała być szybka, trudno wykrywalna i zdolna do operowania na głębokościach nieosiągalnych przez okręty podwodne NATO.
4 sierpnia 1985 r. podczas testów okręt osiągnął rekordową głębokość ok. 1027 metrów – większość jednostek bojowych NATO oraz pozostałych okrętów floty ZSRR z kadłubami z blachy stalowej zanurzała się maksymalnie na 400 m.
W zanurzeniu K-278 mógł się poruszać z prędkością 30 węzłów (ponad 55,5 km/h), a na powierzchni - 14 węzłów (ok. 26 km/h). Tym samym należał do grupy najszybszych okrętów podwodnych świata.
Pierwsze zdjęcia K-278 eksperci NATO otrzymali na przełomie 1985 i 1986 r. - wykonano je z pokładu samolotu rozpoznawczego Lockheed P-3 Orion z 333. Dywizjonu Luftforsvaret (norweskie siły powietrzne). Jednostkę uznano za konkurenta amerykańskich szybkich, szturmowych okrętów podwodnych o napędzie atomowym SSN 688 znanych jako typ "Los Angeles".
Nazwę "Komsomolec" okręt otrzymał w październiku 1988 r. Cztery miesiące później dowodzony przez kmdr. Jewgienija Wanina wypłynął w swój ostatni rejs. Bazę Zapadnaja Lica na Półwyspie Kolskim opuścił 28 lutego 1989 r.
Jak podkreślił Tomasz Grotnik, przebieg zdarzeń w dniu katastrofy wciąż pozostaje "hipotetyczny".
7 kwietnia 1989 r. jednostka znajdowała się na Morzu Norweskim, ok. 250 km na południowy zachód od Wyspy Niedźwiedziej, na głębokości 340-385 m. "Ustalenia oficjalne tuż po katastrofie jednoznacznie wskazywały na to, że do pożaru i zatonięcia doszło z przyczyn technicznych. Jednak z późniejszych rosyjskich badań wynikało, że głównym powodem zdarzenia był niski poziom wyszkolenia załogi zastępczej, która obsadzała K-278 w trakcie feralnego rejsu" - wyjaśnił.
"Po godzinie 11 w siódmym, czyli rufowym przedziale okrętu wybuchł pożar rozlanego oleju lub innej łatwopalnej substancji. Prawdopodobnie nie zadziałały prawidłowo urządzenia do pomiaru składu atmosfery, więc nie znano faktycznej, czyli zwiększonej ponad normę zawartości tlenu we wnętrzu okrętu. Załoga popełniła wiele błędów w trakcie akcji gaśniczej - za późno uruchomiono system gaśniczy wykorzystujący freon, z opóźnieniem zdecydowano się na zamknięcie hermetycznych grodzi między przedziałami w celu ich odcięcia od źródła ognia. Po wynurzeniu okrętu popełniono błędy przy stabilizacji jednostki, która zbyt gwałtownie przechyliła się na burtę. Jedna z dławic wału napędowego zaczęła przepuszczać wodę od strony rufy" - opowiadał ekspert. "Prawidłowo zadziałało zabezpieczenie reaktora, który został wyłączony jeszcze w czasie pożaru" - dodał.
"O godzinie 11 marynarz Nodari Bukhnikashvili melduje, że w przedziale 7 wszystko jest w porządku. Chwilę później przewód sprężonego powietrza łączący się z głównymi zbiornikami balastowymi, umożliwiający okrętowi podwodnemu kontrolowanie głębokości, pęka właśnie w siódmym przedziale. (…) Rozpoczyna się gwałtowny pożar. Trzy minuty potem kapitan trzeciego stopnia Wiaczesław Judin, inżynier wachtowy w sterowni, zauważa gwałtowny wzrost temperatury na rufie (…). Bukhnikashvili jest pierwszą osobą, która ginie. Ogień jest już nie do opanowania" - pisał George Montgomery w monografii "The Komsomolets Disaster".
42 marynarzy zmarło podczas pożaru na pokładzie i na skutek hipotermii lub utonięcia. Wśród ofiar był Wanin, który wraz z kilkoma innymi członkami załogi zginął w pływającej komorze ratunkowej. 27 rozbitków uratował sowiecki statek-przetwórnia "Aleksiej Chłobystow". Wrak "Komsomolca" osiadł na dnie na głębokości ok. 1685 m.
Amerykanie o katastrofie dowiedzieli się od norweskich sojuszników niemal natychmiast i nagłośnili ją, tak by światowa opinia publiczna jak najszybciej została poinformowana o radioaktywnym wycieku z reaktora we wraku okrętu. Kilkanaście godzin po wydarzeniu "New York Times" opublikował na pierwszej stronie artykuł "A Soviet Nuclear Sub Catches Fire and Reportedly Sinks off Norway" (Sowiecki nuklearny okręt podwodny zapalił się i natychmiast zatonął koło Norwegii). Autorem był Richard "Dick" Halloran - oficer US Navy i korespondent "NYT" odpowiedzialny za kontakty z Pentagonem. Cytował on norweską agencję informacyjną NTB, która informowała, że strona sowiecka potwierdziła zatonięcie, lecz nie podała szczegółów. Powołując się na norweskiego oficera marynarki, napisał, że około godziny 18 "w rejon zdarzenia przyleciał norweski samolot obserwacyjny i załoga samolotu widziała dwa gumowe pontony, ale żadnego okrętu podwodnego".
"Region, w którym doszło do wypadku, jest regularnie patrolowany przez sowieckie okręty szturmowe i rakietowe próbujące chronić bastiony na Morzu Barentsa, gdzie stacjonują sowieckie okręty podwodne wyposażone w rakiety balistyczne" - wyjaśniał Halloran.
"Część załogi – nie wiemy, jak liczna – wsiadła na łodzie i została zabrana przez sowieckie statki, które przybyły na miejsce zdarzenia" - poinformował na antenie publicznej rozgłośni radiowej NRK ówczesny norweski minister obrony Johan Joergen Holst.
"Największe niebezpieczeństwo ma charakter długoterminowy. Być może za kilka lat lub dziesięcioleci woda morska zniszczy zbiornik reaktora i powłokę paliwową. Z biegiem czasu pierwiastki radioaktywne będą wyciekać, rozprzestrzeniać się i staną się długotrwałym źródłem skażenia" – oceniał tuż po katastrofie emerytowany admirał amerykańskiej marynarki wojennej Eugene J. Carroll, ekspert Center for Defense Information (CDI).
12 maja 1989 r. moskiewska "Prawda" poinformowała o odznaczeniu całej załogi Oderami Czerwonego Sztandaru. Jedenaście miesięcy później ministerstwo obrony ZSRR opublikowało raport specjalnej komisji, który w znacznej mierze obciążał konstruktorów i stocznię. Polemizował z nim jeden z konstruktorów okrętu, inżynier Romanow. Wykazywał, że podczas akcji gaśniczej i wynurzania załoga "Komsomolca" popełniła liczne błędy.
W latach 1991-96 wrak był kilkakrotnie badany przez rosyjskie ekspedycje. Wykorzystano w nich cywilne podwodne jednostki typu Mir i Mir-2 użytkowane przez Instytut Oceanologii Akademii Nauk Rosji. Podjęto próby spenetrowania wraku, jednak udało się wydobyć tylko nieliczne przedmioty. Wskazówki zegara wyłowionego z wraku zatrzymały się na godzinie 17.43. Czasomierz znajduje się w zbiorach Centralnego Muzeum Marynarki Wojennej w Petersburgu.
12 lipca 1994 r. agencja Reuters donosiła: "Rosja oświadczyła wczoraj, że zabezpieczyła zatopiony nuklearny okręt podwodny u wybrzeży Norwegii, aby zapobiec wyciekom radioaktywnym". Wrak osłonięto ołowianym sarkofagiem.
W latach 90. wykryto, że poziom promieniowania radioaktywnego 100 tys. razy przekroczył normy - po wycieku z reaktora jądrowego zasilanego wzbogacanym uranem 235 i z dwóch rakietotorped Wjuga, w które okręt był uzbrojony. Według ekspertów NATO w każdej z głowic rakietotorped znajdowało się około 3 kg radioaktywnego plutonu 239.
Podczas badań wykonywanych wspólnie przez stronę rosyjską i norweską w 2019 r. z okolicy wraku ponownie pobrano próbki wody. "Przez długi czas sytuacja wokół wraku okrętu podwodnego K-278 "Komsomolec" była spokojna. Niestety, w ostatnich latach dane zrobiły się dużo bardziej niepokojące. Rekonesans w pobliżu wraku pozwolił ustalić, że emituje on bardzo wysoki poziom promieniowania" - informuje specjalistyczny portal Divers24.pl.
"Komsomolec" nie jest jedynym sowieckim okrętem podwodnym z napędem jądrowym, który spoczywa na dnie mórz Arktyki. 30 sierpnia 2003 r. na Morzu Barentsa podczas holowania zatonął wycofany ze służby okręt typu K-159. Zginęło dziewięciu marynarzy. Wrak tej jednostki z prętami zasilającymi reaktory atomowe (co najmniej 800 kg radioaktywnego ładunku) leży na głębokości 238 m. Na dnie Morza Karskiego spoczywa z kolei wrak zatopionego 6 września 1982 r. okrętu K-27.
Od 1963 r. łącznie zatonęło pięć atomowych okrętów podwodnych ZSRR i Rosji oraz dwie jednostki Stanów Zjednoczonych – USS "Thresher" i USS "Scorpion". (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ pat/ miś/