Zainspirowała mnie tytułowa magnolia. Akurat zakwitła pod moim oknem i podziwiając ją, zacząłem się zastanawiać nad pięknem i komponować utwory. To najbardziej filmowa z moich płyt - powiedział PAP pianista Aleksander Dębicz. Album ukaże się 19 kwietnia.
Polska Agencja Prasowa: "Magnolia" to kolejna płyta, na której pan, muzyk z wykształceniem klasycznym, cały czas stara się pokazać, że muzykę klasyczną można pogodzić z innym rodzajem brzmień. Co pan odkrywa poprzez swoje kompozycje?
Aleksander Dębicz: Zawsze pasjonowało mnie łączenie gatunków. Ponieważ sam słucham bardzo różnej muzyki, od poważnej po muzykę rozrywkową, to wiele rzeczy i wiele zjawisk w muzyce mnie pasjonuje.? Ma to odzwierciedlenie w mojej muzyce. Zawsze mi się wydawało, że to, co kompozytor tworzy, jest w pewnym sensie wypadkową tego, czego słucha, czym się pasjonuje, co go otacza, na czym się wychował. Muzyka klasyczna jest trzonem i ona jest elementem mojego wychowania, jest moją miłością, ale pasjonuje mnie też wiele innych rzeczy. Myślę, że to naturalnie ze mnie wypływa i jest to źródło stylu, który pani wskazała.
PAP: Jednocześnie mam wrażenie, że tworzy pan wokół siebie i swoich kompozycji prawdziwą grupę zaufanych muzyków, którym pan na więcej pozwala, z którymi próbuje pan eksperymentować. Czy to nie jest tak, że mamy "team Dębicza"?
Aleksander Dębicz: Moim największym szczęściem jest to, że mam możliwość współpracy z absolutnie wybitnymi muzykami, którzy stali się też moimi przyjaciółmi. I faktycznie, w przypadku "Magnolii", pisząc te utwory myślałem o nich, o konkretnych muzykach.
PAP: To chyba daje twórcy komfort?
Aleksander Dębicz: Jest to bardzo komfortowe. Jeśli myślałem o wiolonczeli, to wiedziałem, że to będzie Marcin Zdunik, jeśli o gitarze - to że będzie to Łukasz Kuropaczewski, głos - Jakub Józef Orliński i tak dalej. Miałem w głowie również ich możliwości. Wiem, że to są właściwie nieograniczone możliwości. Jest to komfort pisać dla tak wspaniałych muzyków.
PAP: Jakub Józef Orliński ma tu piękną piosenkę...
Aleksander Dębicz: "Magnolia”, tytułowy utwór, pokazuje przemijające piękno, które jest tematem płyty - dlatego właśnie jest najkrótszy, trwa niewiele ponad minutę. A dla Jakuba napisałem "Cedar tree” (drzewo cedrowe). Co więcej, napisałem dla Jakuba czterogłos, każdy z głosów Jakub nagrywał oddzielnie, formując wokalny ensemble. To było niezwykłe doświadczenie. Śmieję się, że fani Jakuba Orlińskiego, których jest niemało, dostaną teraz nie jednego, a czterech Orlińskich!
PAP: A jak to wykonać na koncercie?
Aleksander Dębicz: Nie da się. Niemożliwe jest wykonanie tej muzyki na żywo w taki sposób, jak na płycie, ponieważ w kilku utworach zastosowałem taką technikę, jak we wspomnianym „Cedar Tree”. A ponieważ nie jest to muzyka repetytywna, którą można zaloopować (loop z ang. „pętla” – w muzyce elektronicznej sampel, który jest odtwarzany bez przerwy w utworze z niego korzystającym - PAP), musiałbym zaangażować znacznie większą liczbę wykonawców. „Cedar Tree” natomiast będzie wykonywany w nowej aranżacji - z chórem i organami - na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, w maju. Będzie to koncert, na którym jestem solistą aranżerem i kompozytorem. Mam też przygotowaną wersję koncertową „Magnolii”, która brzmi trochę inaczej, ma inne walory.
PAP: Gdyby pan zechciał zarekomendować całą płytę...
Aleksander Dębicz: Na pomysł „Magnolii” wpadłem spontanicznie, kiedy zbudowałem sobie nowe domowe studio i zapragnąłem w nim coś stworzyć. Zacząłem komponować, improwizować i przyszedł mi do głowy pomysł na muzykę, oddającą przemijające piękno świata oraz magiczne piękno natury. Jednak pierwszą myślą było zaproszenie do projektu moich przyjaciół, z którymi najczęściej współpracuję. Wybór instrumentów determinował już klimat muzyki, który zrodził się w mojej głowie. Na początku zainspirowała mnie tytułowa magnolia. Akurat wtedy zakwitła pod moim oknem i podziwiając ją, zacząłem się zastanawiać nad pięknem. Czym jest piękno? Często doświadczamy emocji, uczuć, oglądamy czy słyszymy coś, co na nas wspaniale oddziałuje, ale nasz zachwyt jest silny dlatego, że nie trwa wiecznie. I to był właśnie lejtmotyw „Magnolii”. Z tą myślą zacząłem komponować utwory - utwory o strukturze soundtracku. Muzyka filmowa jest mi bliska, a „Magnolia” jest chyba najbardziej filmowa z moich wszystkich albumów.
Nowym aspektem w mojej dyskografii jest też połączenie ról pianisty, kompozytora i producenta. Większość utworów sam nagrałem, sam, w pierwszej fazie, zmiksowałem, zaingerowałem w brzmienie już po nagraniu, przy komputerze. Kolejna fascynacja. Współpracowałem z moim reżyserem dźwięku Mateuszem Banasiukiem, który wszystko pięknie wykończył, dopieścił, jeśli chodzi o miks, w systemie Dolby Atmos.
PAP: Ale wprowadził pan i nowe instrumenty, na płycie słychać trąbkę?
Aleksander Dębicz: To waltornia. Odgrywa bardzo dużą rolę, bo nie dość, że napisałem dwa duety z waltornią, w tym otwierający płytę, to instrument ten odgrywa istotną rolę w wielu innych utworach. Uwielbiam waltornię, bo wspaniale lepi brzmienie różnych innych instrumentów. Miałem szczęście współpracować z wirtuozem waltorni Konradem Gołdą, z którym wcześniej współpracowałem wielokrotnie w innym charakterze. Do nagrań zaprosiłem Konrada Gołdę, gitarzystę Łukasza Kuropaczewskiego, Michała Żaka, Jakuba Józefa Olińskiego i Marcina Zdunika.
Są utwory, w których oni wszyscy tworzą pewnego rodzaju ansambl, w innych funkcjonują jako soliści, bo mają nadrzędną rolę w tych utworach.
PAP: Pamiętam, że np. na płycie "Adela" trudno było rozpoznać, gdzie jeszcze gra fortepian, a gdzie już gitara, to niezwykłe wrażenie...
Aleksander Dębicz: I to było celowe.
PAP: Czy na płycie "Magnolia" też znajdziemy takie momenty?
Aleksander Dębicz: Nie mnie to oceniać. W "Adeli" faktycznie to był cel. Żeby zatrzeć pewne różnice, a jednocześnie uwypuklić inne. W przypadku „Magnolii” w ogóle o tym nie myślałem. Ale oczywiście mieszanie brzmień jest istotą kompozycji, jeden z najbardziej fascynujących procesów. Mam nadzieję, że polubią połączenie brzmień, które zaproponowałem w „Magnolii”.
PAP: Czy myśli pan właśnie bardziej o sobie jako o kompozytorze czy raczej jako o pianiście - wykonawcy?
Aleksander Dębicz: To dobre pytanie, ponieważ jeszcze jakiś czas temu z pewnością odpowiedziałbym, że jestem pianistą, a czasem tylko zdarza mi się coś skomponować. Jednak z biegiem lat widzę, że to się zaczęło trochę zacierać. Obie dziedziny aktywności artystycznej są dla mnie równie ważne. Uwielbiam tak żyć: że mam czas na intensywne koncertowanie, a potem zamykam się w studio i tworzę. Najchętniej cały czas łączyłbym te dwie aktywności, tak jak teraz.
PAP: Mam wrażenie, ciągle muzyka filmowa i film upominają się o pana. Czy nikt nie prosi pana o napisanie muzyki do filmu?
Aleksander Dębicz: Niełatwo wejść do tego świata. Staram się to robić, ale szczęście również odgrywa tu istotną rolę. Skomponowałem już muzykę do wielu spektakli teatralnych oraz krótkich filmów, a nawet spotów. Teraz z kolei tworzę muzykę do gry wideo, jest więc to duże przedsięwzięcie, większe niż niejeden film, ale na razie nie mogę zbyt wiele zdradzić.
PAP: A może pan zapowiedzieć jakieś koncerty? Co szykuje pan dla odbiorców swojej muzyki?
Aleksander Dębicz: Mam w zanadrzu wersję koncertową płyty, mam nadzieję, że prędzej czy później zostanie zaprezentowana. W maju wystąpię właśnie na Festiwalu Muzyki Filmowej, później w czerwcu zagram recitale w Waszyngtonie i Nowym Jorku, a później koncert w Cavatina Hall z Sinfoniettą Cracovią.? Poza tym szykuję nowy projekt z Jakubem Józefem Orlińskim. To będzie kolejna płyta, jeszcze w tym roku. Druga połowa roku będzie intensywniejsza koncertowo. Na pewno o wszystkim będę informował w moich social mediach.
Rozmawiała Dorota Kieras (PAP)
Autorka: Dorota Kieras (PAP)
dki/ wj/