Jan Drost był projektantem twórczym, pokornym wobec trudnej materii, jaką jest szkło, potrafił projektować przedmioty uniwersalne i ponadczasowe – powiedziała PAP Beata Bochińska, historyczka sztuki, prezeska Fundacji Bochińskich. "Był wyjątkowym, na poziomie europejskim, projektantem” – dodała. Twórca zmarł 22 kwietnia br. w wieku 90 lat.
PAP: Czym wyróżniała się sztuka Jana Drosta?
Beata Bochińska: Kiedy pisałam książkę w 2016 roku, to ukułam takie powiedzenie, które jest dzisiaj cytowane: "dzień bez Drosta, dniem straconym". Odnosiło się ono do tego, że szukając czegokolwiek jako kolekcjonerka, zawsze starałam się znaleźć którąś z jego prac. To taki wstęp do tego pytania. Najważniejsze jest to, że Jan Sylwester Drost projektował przede wszystkim rzeczy nie tylko uniwersalne, ale ponadczasowe. To jest bardzo, bardzo rzadka rzecz! Przez lata współpracowałam i współpracuję z projektantami i z przemysłem przy rozwoju nowych produktów. Marzeniem każdego producenta, zleceniodawcy jest znalezienie takiego projektanta, który potrafi projektować przedmioty dla "wszystkich", tzn. dla przeciętnego, masowego odbiorcy. Też uniwersalne w rozumieniu kultur, czyli uniwersalne w Polsce, Danii, Niemczech, itd. Zrozumiałe, czytelne i akceptowane przez każdego, a z drugiej strony potrafi projektować rzeczy ponadczasowe, tzn., że te przedmioty mogą być produkowane przez bardzo długi okres. Dla producenta to wielka korzyść. Dzięki takim projektom nie wymaga to produkcji ciągle nowych form, wprowadzania nowych wzorów. To są rzeczy, które nie są obliczone na jeden sezon i takie właśnie projektował Jan Drost. On był absolutnie wyjątkowym, na poziomie europejskim, projektantem. Bardzo się cieszę, że udało mi się go przywrócić rzeczywistości, bo ta książka ("Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową" - PAP), zwykły poradnik dla początkujących zbieraczy i kolekcjonerów miał nakłonić ludzi, żeby nie wyrzucali rzeczy, które mają w domu, które mieli zawsze u siebie, które miały ich matki. Wszyscy używali ich na co dzień, ale ponieważ to było zwykłe szkło prasowane, a nie kryształ, to było uważane za gorsze, co jest absolutną bzdurą i Jan Drost miał tego pełną świadomość. Projektowanie dla tej technologii było znacznie trudniejsze niż na przykład dla szkła sodowego ręcznie formowanego, a daje wspaniałe efekty, jeśli potrafi się je wydobyć.
Wcześniej, zanim zaczął pracować w hucie szkła gospodarczego "Ząbkowice", pracował w zakładach optycznych, gdzie poznał dogłębnie właściwości szkła jako materiału w połączeniu z efektami świetlnymi, jakie można uzyskać panując nad nim. Poza tym był wspaniałym grafikiem. Później rysował już tylko piórkiem, co świadczyło o jego wyrobieniu i wspaniałym rzemiośle rysunkowym. Miał pełną świadomość tego, że szkło prasowane daje wyjątkowe możliwości, których nie daje żadna inna technologia jego formowania. Kiedy zorientował się, jakie są te możliwości, postanowił wykorzystać swoją wiedzę związaną z umiejętnością rysunku, w tym rysunku technicznego dla potrzeb projektowania form.
Jeżeli ktoś sam potrafi zaprojektować żeliwną formę, która potem zostaje opatentowana, w związku z tym, jakie daje nowatorskie sposoby odlewania szkła i ta forma jest produkowana na miejscu w hucie pod jego kontrolą, to ma wpływ na cały proces produkcyjny. Jan Drost potrafił przygotować formy tak, że w kontrolowany sposób światło przenikało pod odpowiednim kątem przez szkło. Projektant, panujący nad efektem, jaki chce uzyskać na końcu, w tak trudnej materii, jaką jest szkło jest wyjątkowym twórcą. On to nie tylko potrafił, ale umiał to wykorzystać w produkcji masowej. W związku z tym setki tego typu wzorów, produkowanych w dziesiątkach tysięcy sztuk trafiało do produkcji i było dostępne dla każdego.
PAP: Co projektował, jakie to były przedmioty? Jaką technikę stosował?
Beata Bochińska: Przede wszystkim projektował przedmioty codziennego użytku, talerze, misy, wazony. To nie były przedmioty dekoracyjne. Projektował rzeczy, które mają być codziennie stosowane, nie od święta. To nie był kryształ, który też był wazonem, ale był czymś wyjątkowym i stał za szybą. To były przedmioty, które się znajdowały w szafkach kuchennych, a jednocześnie były estetycznie nienaganne. Taka była jego idea. Przede wszystkim pracował oczywiście w szkle prasowanym i poświęcał wiele czasu jego dekoracji. W szkle prasowanym są takie możliwości, grawerowania wzorów w wersji odwróconej i one są później odbijane na szkle. Drost rozumiejąc cały proces tej techniki miał świadomość, jakiego typu dekoracje przygotowywać, żeby można było uzyskać jak najlepsze efekty estetyczne. Zaznaczmy, że w ogóle nie uczono tego typu technologii na uczelni, którą kończył. To była całkowicie przez niego pozyskana wiedza. To jest wielka umiejętność i jego warsztat, na tym polega jego mistrzostwo. Nie tylko sama forma była dla niego ważna, ale także właściwości szkła wykorzystywane w taki sposób, że dekoracja, która była uzyskiwana poprzez prasowanie szkła pozwalała wydobyć podświetlone, wyjątkowe walory estetyczne tych zwykłych przedmiotów.
PAP: W jakim nurcie, stylu projektował?
Beata Bochińska: Trudno to określić. Miał kilka okresów swojego projektowania. Myślę, że najciekawszy był ten okres, kiedy projektował szkła o uproszczonej formie, które sam nazywał optycznymi, to te, które wykorzystywały możliwości przechodzenia światła przez szkło w odpowiedniej konfiguracji. Formy, które stosował w tym przypadku były proste, naczynia często owalne lub o podstawie zbliżonej do prostokątów, w tym znaczeniu był bardzo nowoczesny. Te formy jednak były obficie dekorowane, z tym, że ich dekoracja była geometryczna. Można powiedzieć, że jego przedmioty były nowoczesne w formie i dekoracji. To nie były kwiatki, dekoracje roślinne, do których byliśmy przyzwyczajeni w przedmiotach codziennego użytku na przykład z okresu przedwojennego. One były współczesne i nieoczywiste w kontekście przedmiotów codziennego użytku. Drost wypracował swój własny styl, w którym było widać, że techniczne, optyczne rozwiązania stają się dekoracją.
PAP: Jakie są najbardziej znane projekty Jana Drosta?
Beata Bochińska: Wazony Asteroidy i te, które nazywały się po prostu "Optyki". Te ostatnie występowały w różnych wariantach. Słynny jest też jego projekt "Okulus". To wyjątkowy wazon, który występował w wielu kolorach. Z zewnątrz wyglądał jak obciosany duży owoc, powstawała taka łupinowa faktura powierzchni ułożona pod różnymi kątami, a wewnątrz znajdowały się pionowe wypustki na całej głębokości wazonu. Kiedy padało na niego słońce, wyglądało to jakby się w środku poruszał. To była bardzo nowatorska i dynamiczna forma. Moim ulubionym projektem jest jednak patera "Ryba". Historia tego projektu jest bardzo ciekawa. Drost był podobno na targu rybnym gdzieś w Danii, na którym zobaczył i od razu naszkicował flądrę lub płastugę. Kiedy przyjechał do huty, wyprodukował ją w dwóch wariantach – wypukłą i wklęsłą. To pokazuje jakimi drogami podąża myślnie projektanta wzornictwa.
PAP: Kiedy był okres jego największej aktywności i świetności?
Beata Bochińska: Lata 70., ale trzeba zaznaczyć, że Drost pracował niezwykle długo, tak naprawdę od początku lat 60. Pierwszą nagrodę dostał w 1968 roku. Miał to szczęście, że pracował jeszcze w latach 90., a nawet krótko tuż po 2000 roku, więc ta kariera trwała bardzo długo. Pracował razem z żoną Eryką Trzewik-Drost w tej samej hucie. Byli absolwentami wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. To była wielka miłość, która stała się wartością również w życiu zawodowym. Razem żyli i pracowali, tworzyli i byli wspaniałym życiowym tandemem. Oboje byli bardzo zdolni i każde miało swój niepowtarzalny rys projektancki, potrafili się uzupełniać, nie rywalizując ze sobą. Przez całe życie sobie pomagali, obserwując swój artystyczny rozwój. Myślę, że lata 70. były jego najbardziej interesującym okresem twórczości, najwięcej produktów jego projektu sprzedawało się wówczas za granicę. Natomiast szkła optyczne, o których mówiłam, powstawały już w latach 60.
PAP: Czy znalazł jakichś naśladowców?
Beata Bochińska: Wszyscy mieli świadomość, że on jest wyjątkowym projektantem, który mistrzowsko miał opanowaną technologię. Jego naśladowców trudno mi sobie w pełni uświadomić. Właściwie dochodzę do wniosku, że wszyscy, którzy projektowali szkło prasowane korzystali z jego osiągnięć.
PAP: Może kontynuatorów?
Beata Bochińska: Nie, tego się wprost nie doszukamy. Najciekawszym aspektem, jeśli chodzi o jego wpływy, jest to, że w szkle prasowanym pracowała ramię w ramię jego żona Eryka, która jest wybitną projektantką i w tym sensie jego eksperymenty wpływały na dokonania pani Eryki, ale i jej doskonałe realizacje wpływały na jego projekty. W polskim wzornictwie po prostu trafiło się nam zjawisko współpracy dwójki projektantów i ich nieustającego rozwoju w tym samym materiale i technologii.
PAP: Czy mogłaby pani scharakteryzować go na tle innych artystów czasów PRL? Czym się wyróżniał?
Beata Bochińska: To był niezwykle otwarty człowiek, bardzo wrażliwy, choć też znający swoją wartość, czasami nawet apodyktyczny, a jednocześnie z bardzo dużą empatią, która wynikała z tego, że bardzo interesował się różnymi dziedzinami kultury, która wpływała na jego rozumienie odmienności. To się może wydawać zaskakujące, jeśli myślimy o jego technicznym zacięciu, ale jest niezwykle istotne w rozwoju jego kariery. Bywał na przedstawieniach, koncertach. Interesowały go wystawy malarstwa i grafiki. To wszystko bardzo mocno uwrażliwia, w związku z czym później, kiedy pracuje się już w swoim rzemiośle, taki twórca staje się człowiekiem bardziej otwartym, czerpiącym z różnych źródeł. W tym sensie był humanistą. Oprócz tego, nakłada się na to jego techniczne przygotowanie. A do tego wszystkiego miał ducha eksperymentowania. W jakimś wywiadzie mówił, że zorientował się, że w hucie "Ząbkowice" nie ma sensu używać dawnych form szkła, które naśladują wprost zdobienia kryształu. Jego zdaniem imitacja nie miała sensu, w związku z czym stwierdził, że można wymyśleć zupełnie coś od nowa i, że trzeba tak zgłębić tę technologię, żeby wyciągnąć ze szkła, jako materiału, jak najwięcej. To jest coś, co jest dla niego bardzo charakterystyczne, to poszukiwanie rozwiązań i nie poddawanie się. Miał również wielką pokorę, wobec tego, że każdy jest specjalistą w jakimś konkretnym obszarze. Słuchał handlowców, chciał zrozumieć potrzeby przyszłego użytkownika, to, jak te przedmioty będą używane, słuchał technologów, współpracował z konstruktorami, po prostu był otwarty. To jest bardzo rzadka cecha twórców, którzy potrafią otworzyć się na sugestie i potrzeby innych, a nie forsować wyłącznie swoich przekonań i karmić własnego ego.
PAP: Teraz jest to sztuka kolekcjonerska, już nie użytkowa. Jego prace cieszą się dużym zainteresowaniem m.in. w Japonii. Czy mogłaby pani coś więcej o tym powiedzieć?
Beata Bochińska: W momencie, kiedy to szkło zostało docenione, kiedy historycy sztuki uznali, że szkło prasowane ma wartość artystyczną, to bardzo duża grupa ludzi zaczęła się tym interesować. Te przedmioty są dzisiaj w stałym obiegu kolekcjonerskim, są licytowane na aukcjach największych domów aukcyjnych i internetowych nie tylko w Polsce. Szkła Jana Drosta i jego żony Eryki Trzewik–Drost mają przebicie tysięcy procent w stosunku do cen zakupu jeszcze sprzed kilku lat. Jan Drost jest jednym z europejskich projektantów, który w szkle prasowanym osiągnął mistrzostwo. Może stanąć w każdym muzeum na świecie. Esteci i kolekcjonerzy mają świadomość tego, co to znaczy projektować dla szkła prasowanego, uważając jego projekty za wyjątkowe, które mogą stanąć obok szkieł tej klasy projektantów jak: Tappio Wirkkala, czy Pavel Hlava, którego niezwykle cenił.
PAP: Czy mogłaby pani podsumować sylwetkę Jana Drosta? Jakim był projektantem?
Beata Bochińska: Jan Drost był przede wszystkim spełniony jako człowiek i artysta. Powiedział to explicite w jednym z wywiadów, zapytany czy chciałby zaprojektować coś, czego jeszcze nie zaprojektował, odpowiedział, że nie, wszystko, co chciałem, to zrobiłem. Był spełniony, co jest rzadkie dla projektantów. Był projektantem twórczym, a jednocześnie pokornym wobec trudnej materii, jaką jest szkło, potrafił projektować przedmioty uniwersalne i ponadczasowe. Innymi słowy, dla wszystkich, którzy chcą pracować z twórcami, był projektantem idealnym.
Rozmawiała: Zuzanna Piwek (PAP)
Autorka: Zuzanna Piwek
zzp/ dki/