Mamy nadzieję, że Muzeum Jazzu powstanie w ciągu najbliższych lat. Pełniłoby rolę powszechnie dostępnego centrum kultury. Od 12 lat działamy bez siedziby, zorganizowaliśmy już 150 wystaw - powiedział PAP prezes Fundacji Muzeum Jazzu im. Leopolda Tyrmanda Andrzej Rumianowski.
Polska Agencja Prasowa: Kiedy powstało Muzeum Jazzu? W jaki sposób działa?
Andrzej Rumianowski: Muzeum rozpoczęło swą działalność w styczniu 2012 r., przy Ognisku Miłośników Jazzu w Polskiej YMCA w Warszawie przy ul. Konopnickiej 6. Adres ten jest dla nas symboliczny i zobowiązuje - w latach 1946-55 w tym samym budynku mieszkał wielki orędownik i popularyzator jazzu w Polsce i jednocześnie nasz patron - dziennikarz i pisarz Leopold Tyrmand.
Mimo tak znakomitego adresu Muzeum Jazzu nie posiada wystarczającej powierzchni. Celem muzeum jest prowadzenie działalności kulturalnej, edukacyjnej, naukowej oraz związanej z ochroną dóbr kultury. Nasza statutowa działalność obejmuje dokumentowanie historii jazzu, gromadzenie eksponatów związanych z jazzem, promocję tego gatunku muzycznego w mediach oraz wspieranie uzdolnionej muzycznie młodzieży i artystów jazzowych. Pomimo tych ograniczeń muzeum jednak kolekcjonuje, archiwizuje i eksponuje zbiory, dokumentując historię jazzu w Polsce od lat 20 XX. wieku do chwili obecnej. Od kilkunastu lat staramy się o budowę siedziby. Działamy w naprawdę trudnych warunkach, jednak w ciągu 12 lat udało się nam zorganizować niemal 150 wystaw czasowych i tematycznych.
PAP: Kiedy powstanie siedziba Muzeum Jazzu?
Andrzej Rumianowski: Mamy nadzieję, że stanie się to w ciągu najbliższych kilku lat. Rozmawialiśmy o tym m.in. z prezydentem Warszawy, Rafałem Trzaskowskim. Niczego nie obiecywał, ale dał nam nadzieję. W przedostatnim, marcowym numerze Jazz Forum opublikowany został artykuł przedstawiający wizualizację Muzeum Polskiego Jazzu zaproponowaną przez dziewięciu studentów Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Na lokalizację placówki wybrano działkę, która jest własnością Miasta Stołecznego Warszawy u zbiegu ulicy Dobrej i Zajęczej na warszawskim Powiślu, w sąsiedztwie Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Fryderyka Chopina czy Biblioteki UW.
Przedstawione Muzeum Jazzu jednocześnie pełniłoby rolę powszechnie dostępnego centrum kultury, jako miejsce atrakcyjne dla miłośników jazzu, turystów, okolicznych mieszkańców, dla tych którzy dopiero chcą go poznać, a przede wszystkim dla ludzi młodych. Dlatego oprócz gablot z instrumentami, sali koncertowo-klubowej, sali kinowej będą także miejsca do ćwiczeń, warsztatów muzycznych, tanecznych, wykładów, prelekcji. W Muzeum Jazzu byłby oczywiście klub jazzowy, tworzący unikalną atmosferę dla miłośników tej wyjątkowej muzyki.
Opisywane w Jazz Forum wizualizacje Muzeum Jazzu, autorstwa dziewięciu studentów architektury zaprezentowaliśmy także podczas Nocy Muzeów w Arkadach Kubickiego.Sądzę, że dla młodych ludzi jazz jest atrakcyjny, bo jest sztuką improwizacji, to muzyka wolności, w żadnym innym gatunku muzyki ta umiejętność swobodnej improwizacji, odejścia od "zimnego" zapisu nutowego nie jest tak wyraźna jak właśnie w jazzie. Przypomnę, że w Polsce działa 12 wyższych uczelni oferujących kierunek jazz i muzyka rozrywkowa. Naszą ideą jest stworzenie nowoczesnej instytucji żyjącej muzyką na codzień, otwartej na lokalne inicjatywy, pełniącej funkcję muzeum dla powiększających się z roku na rok zbiorów książek, instrumentów, historycznych artefaktów, nagrań i dzieł sztuki związanych z historią polskiego jazzu.
PAP: Czy Muzeum Jazzu brało udział w Nocy Muzeów?
Andrzej Rumianowski: Mimo braku stałej siedziby w Nocach Muzeów uczestniczymy od 2013 r. Od 10 lat swojej gościny użycza nam życzliwy Zamek Królewski w Warszawie, także w tym roku można było zobaczyć nas w Arkadach Kubickiego. W ciągu pięciu godzin zaprezentowaliśmy trzy wystawy, pokazy filmowe i zorganizowaliśmy koncert i występy kilku generacji jazzmanów. Różnica wieku pomiędzy najstarszym a najmłodszym muzykiem wynosiła 70 lat! Koncert laureatów X Edycji Młodzieżowego Jazzowego Konkursu "Magnolia" zorganizowała niestrudzona Ludmiła Piechowska. Dzięki niej mogliśmy usłyszeć jak gra utalentowana młodzież jazzowa - średnia wieku muzyków wynosiła 16 lat.
Wystawy poświęcone były 100-leciu YMCA w Polsce, pokazaliśmy także projekty okładek płyt jazzowych autorstwa Kamila Jaczyńskiego, który zainspirował się twórczością Tyrmanda. Trzecia wystawa spotkała się z największym zainteresowaniem gości. Jak już wspomniałem, jesteśmy na etapie planowania, projektowania siedziby - podczas Nocy Muzeów zaprezentowaliśmy dziewięć projektów przyszłej siedziby Muzeum Polskiego Jazzu, te same wizualizacje, które pojawiły się w marcowym numerze Jazz Forum, których autorami są studenci i studentki Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej: Mateusz Dąbroś, Zofia Zwijacz, Jakub Wiązowski, Olga Zawistowska, Maria Puzik, Aleksandra Adamska i Zuzanna Kocon - grupa studentów siódmego semestru, podopiecznych prowadzącej zajęcia z projektowania architektonicznego, Małgorzaty Benedek. Każdy z tych projektów posiada swój akcent, wyróżnik architektoniczny kojarzący się z muzyką.
PAP: Wspomniał Pan o Tyrmandzie. W jaki sposób muzeum przybliża społeczeństwu jego osobę?
Andrzej Rumianowski: Fundacji Muzeum Jazzu nosi imię Leopolda Tyrmanda - a to bardzo zobowiązuje. W mediach społecznościowych i podczas wystaw przypominamy jego postać, dokonania, wspominamy jego książki, co roku 16 maja obchodzimy jego urodziny. Stale współpracujemy z Marcelem Woźniakiem - autorem biografii i kilku publikacji poświęconych naszemu patronowi oraz z mieszkającym na stałe w USA synem, Matthew Tyrmandem. O Tyrmandzie wiemy coraz więcej - dzięki pracom Woźniaka, który portretuje go z różnych perspektyw, nie tylko jako biograf, ale i autentyczny pasjonat. Wiele osób uważa Leopolda Tyrmanda za prekursora i głównego popularyzatora jazzu w Polsce. To prawda, jednak współpracujący z nami historyk jazzu, Krzysztof Karpiński udokumentował w niezwykle rzetelny sposób także przedwojenne, całkiem zapomniane przez lata dzieje polskiego jazzu już przed 1939 rokiem.
PAP: Jakie są plany muzeum na najbliższe miesiące?
Andrzej Rumianowski: Mamy w ofercie 11 tytułów wystaw, które chcemy prezentować na terenie całej Polski. Są poświęcone historii jazzu, YMCE, Tyrmandowi. Pracujemy także nad dużym projektem, który nosi roboczy tytuł "Jazz na wojnie". Ten projekt zrealizujemy w przyszłym roku, w 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Chcemy przybliżyć losy polskich muzyków jazzowych w czasie drugiej wojny światowej.
PAP: Jak się one potoczyły?
Andrzej Rumianowski: Dziś nie chcę zdradzać jeszcze szczegółów projektu. Losy jazzmanów były odzwierciedleniem losów polskiego społeczeństwa, zbieżne z losami milionów Polaków żyjących w okupowanym przez Niemcy i Sowietów kraju i tych, którzy w różnych okolicznościach opuścili nasz kraj. Wielu muzyków zginęło lub zostało zamordowanych w niemieckich lub sowieckich obozach i więzieniach. 2 sierpnia 1943 r. w obozie zagłady w Treblince Niemcy zamordowali kompozytora jazzowego, dyrygenta i skrzypka Artura Golda. Wcześniej zastępca komendanta obozu Kurt Franz nakazał mu zorganizować orkiestrę spośród więźniów, która grała dla swoich oprawców w kasynie SS.
W warszawskim getcie hitlerowcy zamordowali pianistę i kompozytora Zygmunta Białostockiego, a na Pawiaku - jednego z prekursorów jazzu w Polsce, pianistę Szymona Kataszka. Z kolei inny żydowski muzyk Adolf, "Adi" Rosner już na początku wojny trafił do ZSRS. Początkowo pozwolono mu koncertować i zorganizować orkiestrę jazzową Republiki Białoruskiej, ale już po wojnie sowieckie władze oskarżyły go o "kosmopolityzm" - trafił na osiem lat do gułagu. W Auschwitz muzycy byli zmuszani do gry dla niemieckiego personelu. Rano grali dla maszerujących do pracy współwięźniów, a przez kilkanaście godzin pracowali katorżniczo w pobliskich zakładach chemicznych. Szczególnym wyrazem niemieckiej perfidii był rozkaz grania utworu "La Paloma" więźniom kierowanym przez esesmanów do komór gazowych. Na rozkaz strażników muzycy włączyli do repertuaru utwór "Wir sind Kameraden" (jesteśmy towarzyszami), co w wojennych realiach brzmiało okrutnie. Część muzyków walczyła w szeregach AK i innych konspiracyjnych organizacjach. Inni trafili do ZSRS, do łagrów i jak Henryk Wars i muzycy z jego zespołu wraz z II Korpusem gen. Andersa przewędrowali przez Iran, Bliski Wschód i Włochy, by wojnę zakończyć w rejonie wyzwolonej Bolonii. Była też grupa muzyków, która wiosną 1939 r. wyjechała do Stanów Zjednoczonych i tam zastał ich wybuch wojny, nie odczuli okrucieństwa II wojny światowej. Wszystkich chcemy upamiętnić w Muzeum Jazzu. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
rozmawiał: Maciej Replewicz
mr/ aszw/