Często po przeczytaniu biografii obfitującej w zaskakujące wydarzenia z życia jej bohatera przychodzi na myśl zdanie: to scenariusz na prawdziwy hollywoodzki hit. Natomiast po lekturze książki Marii Grażyny Zieleń „Alija” chciałoby się powiedzieć, że to co przydarzyło się Danielowi Rufeisenowi, to gotowy scenariusz nie na jeden film, ale na bardzo długi, pełen nieprawdopodobnych zdarzeń i zwrotów akcji serial.
Ojciec Daniel Rufeisen, a właściwie Oswald Szmul Rufeisen nie jest postacią nieznaną. Przeciwnie – swego czasu było o nim głośno – przede wszystkim z powodu procesu, jaki wytoczył państwu Izrael o przyznanie mu prawa do Aliji, czyli powrotu, jako Żydowi „do ojczyzny swoich ojców”. Przed kilkoma laty ukazały się również publikacje, które powstawały m.in. na podstawie jego zapisków autobiograficznych. Jednak „Alija” Marii Grażyny Zieleń próbuje całościowo objąć niezwykłe życie Rufeisena.
Początki życia Oswalda Szmula Rufeisena wyłaniają się niemal jak z mitycznej Atlantydy. Późniejszy ojciec Daniel urodził się bowiem w 1922 r. w rodzinie żydowskiej, we wsi Zadziele, zatopionej w 1966 r. przez wody Jeziora Żywieckiego. „Było mi dobrze w rodzinnym domu. Dla obojga rodziców miałem wielki szacunek, ale w szczególności szanowałem matkę. Byliśmy bardzo biedni i ona bardzo ciężko pracowała” – wspominał Rufeisen.
Pomimo biedy rodzice stawiali na wyksztalcenie synów. „Jak później zaznaczył w `Autobiografii` dzięki pedagogom z gimnazjum został wychowany w kulturze polskiej i duchu patriotyzmu” – pisze Maria Zieleń. Jednak obok szkoły (a może przede wszystkim) kształtowała go organizacja syjonistyczna Akiba, do której wstąpił wraz z bratem Leonem w Zabłociu, do którego przeprowadzili się rodzice.
„Moje życie bardziej koncentrowało się wokół Akiby, aniżeli wokół własnej rodziny. (…) Żyłem ruchem syjonistycznym bardziej niż domem czy szkołą” – wyznawał Oswald.
Po zdaniu matury w 1939 r. miał on wyjechać na studia na Uniwersytet Hebrajski. Jednak marzeń nie zrealizował – wybuchła wojna. Zaczęła się ucieczka. Rufeisenowie udali się na wschód, zatrzymali się we Lwowie okupowanym przez sowietów. Jednak wcześniej rodzice nie mogąc sprostać trudom podróży postanowili wrócić do domu, lecz nigdy tam nie dotarli. „Wydaje się, że stamtąd [Kalwarii Zebrzydowskiej] wywieziono ich do Auschwitz” – relacjonował po wojnie Daniel Rufeisen.
Bracia wraz z członkami Akiby przedarli się do Wilna i tam założyli kibuc. Po zajęciu Litwy przez Armie Czerwoną kibuc został rozwiązany. Za to Leon, jako siedemnastolatek otrzymał wizę tranzytową przez Rosję. „Był to jeden z ostatnich transportów dla młodzieży poniżej osiemnastu lat. Oswalda nie mógł jej otrzymać, ponieważ w 1941 r. był już pełnoletni” – wyjaśnia autorka „Aliji”. Oswald pozostał w Wilnie i pracował u szewca. Okazało się, że zawód, jakiego się wówczas wyuczył pozwolił mu uniknąć śmierci.
Tymczasem Wilno zajęli Niemcy. Zaczęły się prześladowania Żydów i masowe mordy. Rufeisen dwukrotnie wymknął się z łapanki. Jednak, gdy za trzecim razem został schwytany przyznał się, że jest Żydem. Większość aresztowanych tego dnia Żydów została zamordowana w Ponarach, jednak Niemcy oszczędzili siedmiu szewców, w tym Oswalda, który potem w zakładzie produkującym buty i skórzane płaszcze dla wojska oraz dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego został buchalterem.
Mimo docierających wieści o masowych egzekucjach, Rufeisem nie mógł w nie uwierzyć. „Wychowano mnie w szacunku do kultury niemieckiej. Naprawdę nie mogłem uwierzyć w to, że zabija się ludzi bez żadnego powodu” – pisał we wspomnieniach, które cytuje Zieleń.
Praca w zakładzie szewskim nie gwarantowała bezpieczeństwa. Oswald musiał uciekać po raz kolejny. Ukrył się w piwnicy jednej z kamienic. Kiedy zaczęto je przeszukiwać wyskoczył na ulicę, którą szedł pijany niemiecki żołnierz. Wziął go pod ramię i po niemiecku zaproponował, że zaprowadzi go do hotelu. „Niemiec żalił mu się, że musieli rozstrzelać dziś tysiąc Żydów. To był dla Oswalda moment przełomowy w myśleniu o Niemcach” – czytamy w „Aliji”.
Z okupowanej Litwy Rufeisen przedostał się na tereny białoruskie. Dzięki aryjskiemu wyglądowi i znajomości języka niemieckiego, rosyjskiego, białoruskiego i polskiego komendant Białoruskiej Policji Pomocniczej w Mirze zaproponował mu służbę tłumacza. „Komendantem niemieckiej żandarmerii w mirze był (…) Reinhold Heinig, który sprawował całkowitą kontrolę nad miastem. Oswald szybko stał się jego pupilkiem. (…) po dwóch miesiącach pracy (…) przyszedł rozkaz ze strony Reinholda Heiniga, aby Oswald przeniósł się do niego” – pisze autorka biografii.
„Jako tłumacz uczestniczył w egzekucjach na Żydach w Krynicznem (około dwadzieścia siedem razy), w Łukach (siedem razy), w Dołmatowszczyźnie (czterdzieści dwa razy)” – wylicza. Zarazem wyjaśnia, że „musiał być obecny przy spisywaniu imion i nazwisk Żydów oczekujących na egzekucję”.
Kiedy Rufeisen dowiedział się o planowanej likwidacji getta w Mirze, powiadomił o tym Żydów, a nawet ukradł o przeszmuglował dla nich broń. Z getta uciekło ok. 300 osób. Oswalda zdradził jeden z Żydów, którzy pozostali w getcie. Rufeisen przyznał się do organizacji ucieczki oraz do tego, że jest Żydem. Został aresztowany, jednak uciekł. „Być może Reinhold Heinig, kierowany współczuciem i ogromną sympatią, jaką żywił do tego młodego człowieka, wydał nieoficjalny rozkaz-prośbę, aby żandarmi tak go szukali, aby go nie znaleźli” – rozważa Zieleń.
Po pewnym czasie wrócił do Miru, poszedł do klasztoru (przylegającego do posterunku żandarmerii) sióstr zmartwychwstanek, które go ukryły na strychu. „Wkrótce poprosił o Nowy Testament. Po kilku dniach wewnętrznej walki uwierzył słowom Ewangelii wg św. Mateusza, ponieważ - jak zauważył – były spisane przez Żyda. (…) Po kilku dniach poprosił przełożoną, aby udzieliła mu chrztu” – czytamy w „Aliji”.
O swojej konwersji powiedział: „(…) moje przejście na chrześcijaństwo nie było ucieczka od judaizmu, wręcz przeciwnie – wejściem na drogę, na której, jak mi się wydawało, mogłem naleźć odpowiedzi na pytania nurtujące mnie, jako Żyda”.
Nie chcąc narażać sióstr Oswald opuścił dom zakonny. „Od początku 1944 r. aż do końca wojny przebywał w lesie wśród ludzi z konspiracji” – pisze autorka biografii. Początkowo dostał się do oddziału leśnego, którym dowodził Minin. Rozpoznany, jako współpracownik Niemców miał został rozstrzelany. Z pomocą przyszli jednak Żydzi z Mira, którzy przekonali Minina, że Rufeisen zorganizował ucieczkę z getta. Następnie trafił do oddziału Tuwi Bielskiego, który był dowódcą żydowskiej grupy działającej w lasach Puszczy Nalibockiej.
Latem 1944 r., już po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej, bojownicy Tuwi Bielskiego mieli zostać wcieleni do sowieckiego wojska, zaś nieliczni do milicji. Oswald miał się stawić do służby w NKWD.
„>>Pracowałem w policji niemieckiej, bo musiałem, ale w nie chciałem pracować do NKWD<<” – wyznał. Po krótkim czasie wystąpił o przeniesienie do wojska. Dostał skierowanie do Baranowicz, ale zamiast do armii wrócił do sióstr zmartwychwstanek. Przedostał się do Polski. W Krakowie udał się do klasztoru karmelitów bosych przy Rakowieckiej. Nie zastał prowincjała. Poszedł do klasztoru w Czernej. Podczas rozmowy z prowincjałem Oswald usłyszał od niego, że „podobnie jak biblijny Daniel, przebywał w jaskini lwa i ocalał dzięki samemu Bogu, powinien przyjąć takie imię w zakonie”. 8 czerwca 1945 r. otrzymał habit zakonny i nowe imię. Siedem lat później, 29 czerwca 1952 r. przyjął świecenia kapłańskie.
Na prymicje w Stryszawie przyszło tak wiele ludzi, że po mszy „księdza proboszcza odwiedzili funkcjonariusze z UB i musiał zapłacić grzywnę za to, że tak ogromna procesja odbyła się bez ich pozwolenia”.
W 1954 r. o. Daniel został skierowany do Szopienic. Tam miejscowa wspólnota przebudowała niewielki budynek na kaplicę. W reakcji miejscowe władze nakazały mu opuszczenie miejscowości. „Gdy ojciec Daniel dowiedział się, że ambasadorem radzieckim w Polsce jest białoruski komunista Ponomarienko, wyruszył do ambasady w Warszawie (…) Niestety, gdy odkrył cel swej wizyty, Ponomarienko powiedział: `za walkę u boku rosyjskich partyzantów zasługuje pan na medal, lecz nie na kościół`”.
Rufeisen wciąż myślało powrocie do Izraela. W 1957 r. dostał pozwolenie od władz zakonnych na wyjazd. Aby uzyskać paszport zwrócił się do swoich dawnych żydowskich znajomych. Sprawa trafiła aż do KC PZPR. Ostatecznie w maju 1959 r. wyjechał z Polski do Ziemi Świętej, do klasztoru Stella Maris w Hajfie.
Wkrótce po przybyciu do Izraela podjął kroki w celu otrzymania obywatelstwa i „i przyznaniu mu statusu Żyda. Szybko okazało się, że – w jego przypadku - nie jest to takie proste. „Zgodnie z definicja przyjętą w 1958 roku `Żydem jest osoba, która deklaruje w dobrej wierze, że jest Żydem i nie jest innej religii`” – wyjaśnia Zieleń. Nie pomogli nawet znajomi politycy. W tej sytuacji ojciec Daniel wystąpił na drogę sądową wobec państwa Izrael. Sprawę przegrał. „Końcowa konkluzja brzmiała jednoznacznie: `Żyd, który przeszedł na inna religię nie może być uznany za Żyda w rozumieniu i duchu Prawa Powrotu`”.
„Ojciec Daniel z pomocą hebrajskojęzycznych chrześcijan w Ziemi Świętej chciał odtworzyć wczesny żydowski Kościół, mający silne związki z judaizmem. Pragnął nawiązania dialogu pomiędzy judaizmem a chrześcijaństwem. Wydaje się, że wyprzedził tym swoją epokę” – ocenia autorka Aliji. „Nie wszyscy rozumieli te myśli i nie podzielali koncepcji powrotu do pierwotnego Kościoła” – dodaje. Spotkał się w tej sprawie z papieżem Janem Pawłem II.
Dla swojej wspólnoty złożonej z chrześcijan hebrajskojęzycznych „ułożył swoją wersję liturgii na co uzyskał zgodę (władz kościelnych – PAP) ad experimentum”, czyli na próbę. Zarejestrował Stowarzyszenie Hebrajskich Chrześcijan w Izraelu.
Zmarł w 1998 roku.
Książka Marii Grażyny Zieleń „Alija. Daniel Oswald Rufeisen. Biografia” ukazała się nakładem Wydawnictwa Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych. (PAP)
Autor: Wojciech Kamiński