Majer Kirszenblat zapamiętał Polskę kolorową, a jednocześnie zobrazował trud życia codziennego. To nie była tylko kraina mlekiem i miodem płynąca, jak wiele osób myśli o II RP - mówią PAP kuratorki nowej wystawy czasowej Muzeum POLIN dr Natalia Romik i dr Justyna Koszarska-Szulc.
PAP: "(po)ŻYDOWSKIE… Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata" to tytuł trwającej właśnie wystawy czasowej w Muzeum POLIN. Do czego się odnosi?
Justyna Koszarska-Szulc: Tytuł wystawy został zaczerpnięty z powojennych map geodezyjnych Opatowa, które po raz pierwszy zobaczyłyśmy w starostwie tego miasta niecałe dwa lata temu. Mapy zostały stworzone w newralgicznym momencie, w latach 1944-48. Informacje zawarte na mapie dotyczyły zupełnie nowej, tużpowojennej sytuacji polityczno-własnościowej. W parcele, które należały do polskich właścicieli, wpisywano ich nazwiska. Natomiast nazwisk żydowskich praktycznie na tych mapach nie było, a w parcele, które wcześniej należały do Żydów, wpisywano ołówkiem słowo "pożydowskie". Uznałyśmy, że Opatów, który Majer Kirszenblat tak bogato udokumentował na swoich obrazach, Opatów, który wcześniej był sztetlem Apt i miał 60 proc. mieszkańców żydowskich, musimy porównać z Opatowem, który widzimy dzisiaj. Stąd tytuł (po)żydowskie. "Po" bierzemy w nawias dlatego, żeby to słowo trochę rozbroić i podkreślić, że chcemy przypomnieć historie, które zniknęły wraz z żydowskimi mieszkańcami, wykorzystując ślady tego, co dziś pozostało jeszcze z dawnego sztetla Apt.
Natalia Romik: Temat jest dla nas bardzo ważny pod kątem też materialnego dziedzictwa, tego, co zostało w Opatowie. Na wystawie przyglądamy się, jak wyglądały losy synagogi, która została ostatecznie rozebrana przez Polaków, oraz mykwy, w której teraz się mieści fabryka krówek opatowskich. Majer Kirszenblat był naszym pomocnikiem w patrzeniu na to, co się działo przed wojną. Był bardzo krytyczny w stosunku do Polski biednej, wykluczonej, a z drugiej strony Polska powojenna została odarta z tej żydowskiej pamięci.
Obie zaczęłyśmy myśleć o tym, w jaki sposób można zrobić badania we współczesnym Opatowie, nawiązałyśmy kontakty z lokalnymi NGO-sami i to "(po)żydowskie" towarzyszyło nam od samego początku. Co uderzające, budynki, które bardzo dobrze pamiętał Majer - przedstawia je na swoich obrazach - w większości w ogóle się nie zachowały w Opatowie. Sztetli w Polsce było tysiące, Opatów jest jednym przykładem tych tysięcy miast, które mają te same problemy.
PAP: Co spowodowało, że wasz wybór padł na Opatów?
J. Koszarska-Szulc: Kiedy rozpoczynałyśmy prace nad wystawą, wiedziałyśmy, że jej podstawą będą obrazy, cała kolekcja prac Kirszenblata, które zostały przekazane przez jego rodzinę w darze Muzeum POLIN. Wszystkie obrazy, poza dosłownie kilkoma, przedstawiają Opatów, czyli rodzinne miasteczko Majera, w którym się urodził, spędził pierwsze prawie 17 lat życia. W 1934 r. wspólnie z matką i braćmi wyemigrował do Toronto. Patrząc na te obrazy, na dokumenty przedwojennego życia żydowskiego w Polsce, w jednym z ponad tysiąca sztetli, prosi się o to, żeby zobaczyć, jak ten Opatów wygląda dzisiaj, stąd ta konfrontacja, której dokonałyśmy w ramach naszej wystawy.
PAP: Jak Kirszenblat zobrazował warunki życia panujące w przedwojennym żydowskim miasteczku?
N. Romik: W przedwojennym miasteczku życie było biedne. Majer to często podkreśla. On obdarzył estymą bardzo wiele osób, które pracowały na takiej najniższej drabinie społecznej, jak nosiwoda, sprzedawczyni bajgli, perukarka, te historie pokazujemy na wystawie.
Kirszenblat obrazuje także wnętrza domostw, ludzie często mieszkali w przeludnionych mieszkaniach. Zresztą na wystawie pokazujemy studium przypadku dawnej ulicy żydowskiej, gdzie w jednym miejscu mieszkało ponad 1960 osób, w bardzo złych warunkach.
Na wystawie wykorzystaliśmy drewno z zawalonej szkoły polsko-żydowskiej w Opatowie. Zbudowaliśmy drewniane ramy, w których pokazujemy awers i rewers naszej historii - z jednej strony to, co Majer krytycznie pamiętał, z drugiej nasze badania geodezyjne.
PAP: Wiemy, że lata 30., w których Kirszenblat opuszczał Polskę, to czas trudny w relacjach polsko-żydowskich, dochodziło do prześladowań, rabunków, pogromów, na uczelniach wyższych mieliśmy getto ławkowe. Czy w swoich wspomnieniach Kirszenblat obrazował takie sytuacje? Czy one znajdują odzwierciedlenie na wystawie?
J. Koszarska-Szulc: Tak, te wątki jak najbardziej się pojawiały, dlatego wszystkie obrazy, które prezentujemy na wystawie, zestawiamy z fragmentami jego wspomnień, które zostały wydane przez Muzeum POLIN, także w języku polskim, pod tytułem "Nazywali mnie Niesforny Majer. Żydowskie dzieciństwo w Polsce przed Zagładą, wspomnienia malowane". W jego wspomnieniach bardzo często powtarzają się różne gorzkie przemyślenia dotyczące relacji polsko-żydowskich.
J. Koszarska-Szulc: Kiedy rozpoczynałyśmy prace nad wystawą, wiedziałyśmy, że jej podstawą będą obrazy, cała kolekcja prac Kirszenblata, które zostały przekazane przez jego rodzinę w darze Muzeum POLIN. Wszystkie obrazy, poza dosłownie kilkoma, przedstawiają Opatów, czyli rodzinne miasteczko Majera, w którym się urodził, spędził pierwsze prawie 17 lat życia.
Majer urodził się w 1916 r., co oznacza, że należał do tzw. straconego pokolenia, które w latach 30. wchodziło w życie. Było to pokolenie młodych Żydów, którzy dorastali tuż przed wybuchem wojny, nie mieli przed sobą zbyt wielu perspektyw, wielu szans na wykształcenie się, bo np. powstawały getta ławkowe, ale też mieliśmy do czynienia z "numerus clausus" (ograniczenie ogólnej liczby osób pewnej kategorii, np. narodowościowej, przy przyjmowaniu na studia, do stowarzyszeń, do pracy; w Polsce w okresie międzywojennym miało charakter antysemicki).
W mniejszych miasteczkach, podobnych do Opatowa, także silnie był odczuwalny bojkot ekonomiczny. Na naszej wystawie pokazujemy ulotki nawołujące do bojkotu znalezione właśnie w Opatowie i okolicznych wsiach. Wszystkie pochodzą z Archiwum Państwowego w Kielcach. I w tym kontekście, w kontekście antysemityzmu, cytujemy też fragmenty sprawozdań starosty opatowskiego, który wydaje się cieszyć za każdym razem, kiedy na przykład uda się aresztować Żydów podejrzanych o komunizm, którzy zwykle zgłaszali akces do tej ideologii z przyczyn emancypacyjnych.
Pokazujemy też wzrost popularności syjonizmu w Opatowie na tle tego, że Żydzi nie czuli się mile widziani w swoim kraju i poszukiwali dla siebie innego miejsca – w Palestynie. Te wszystkie wątki są na wystawie, na obrazach Majera i są też w naszym krytycznym komentarzu.
PAP: W jakich okolicznościach powstawały obrazy Kirszenblata?
N. Romik: Majer był przekonywany przez całą rodzinę, aby zaczął malować. To jest bardzo ciekawa historia, ona też opowiada o tej pamięci międzypokoleniowej. Barbara Kirshenblatt-Gimblett, która była kuratorką wystawy stałej w POLIN, urodziła się w Kanadzie, jej ojciec, jak wspomniałyśmy, opuścił Polskę w 1934 r. Majer opowiadał Barbarze mnóstwo o przedwojennym Opatowie - o potrawach, ubiorze, życiu religijnym. W 1967 r. Kirshenblatt-Gimblett zaczęła go nagrywać, jego barwne historie rozpoczęły się od opisu kuchni żydowskiej, która też jest w obszarze zainteresowań kuratorki POLIN.
W wieku 73 lat, po ponad dziesięciu latach od przejścia na emeryturę, Kirszenblat zaczął również te wspomnienia malować, z pamięci. Stworzył ponad 300 obrazów na płótnie i wiele rysunków na papierze, które przedstawiają życie religijne, świeckie, społeczne, osobiste w Opatowie, od historii prostytutek, aż po przyjazd cyrku czy święto Chanuka.
PAP: Obrazy są bardzo szczegółowe, Majer wykazuje się niezwykłą pamięcią o dawnych ludziach, wydarzeniach, codziennym życiu i zwyczajach...
J. Koszarska-Szulc: Podczas wernisażu wystawy gościliśmy kilkadziesiąt osób z Opatowa, w tym pana, który na początku lat 50. urodził się w dawnym domu Kirszenblatów. Kiedy po raz pierwszy zobaczył na żywo obraz Majera przedstawiający kuchnię jego domu rodzinnego, przypomniał sobie wzór na ścianach – widział go w czasie jednego z remontów, gdy rodzice zdrapali nową warstwę farby. Nie mógł uwierzyć, że Kirszenblat, będąc już starszą osobą, tak dokładnie pamiętał ten wzór: ta sama kolorystyka, ten sam układ plamek.
PAP: Jakie przedmioty oprócz obrazów znalazły się na wystawie?
N. Romik: Kiedy szukałyśmy z Justyną obiektów związanych z pożydowskim życiem w Opatowie, które mogłybyśmy zaprezentować na wystawie, myślałyśmy, że znajdziemy może jeden kubek kiduszowy, napotkałyśmy jednak kolekcjonera Jerzego Brudkowskiego, który przez lata gromadził elementy związane z żydowskim życiem.
W przepięknej gablocie umieściłyśmy obiekty pokazujące np. historię fabryki Mandelbauma, w której produkowano mydło, ale również judaika, drewniane chanukije i menory. Na wystawie można zobaczyć także fotografie przedwojenne, przedmioty codziennego użytku, które świadczą o tym naszym wewnętrznym dyskursie, polsko-żydowskim.
PAP: Jaka historia wiąże się z cmentarzem w Opatowie?
J. Koszarska-Szulc: Powojenna historia cmentarza jest dość typowa dla tego, co się działo w dawnych sztetlach po wojnie, a z drugiej strony też szalenie dojmująca i ciekawa, bo ma swoją kontynuację również dzisiaj.
Cmentarz w Opatowie był bardzo duży i stary, powstał u schyłku XVI w. Szczątki pierwszych macew, bo teraz mówimy raczej o szczątkach macew na tym terenie, jakie udało się odnaleźć, pochodzą z początku XVII w.
Tam były tysiące nagrobków, które w czasie wojny Niemcy zaczęli zabierać z cmentarza, żeby wybrukować brzegi rzeki Opatówki, ponieważ wylewała. Po wojnie macewy zabierano z cmentarza, wykorzystując jako materiał budowlany. Opisuje to Mordechaj Canin w książce "Przez ruiny i zgliszcza". Dzięki niej wiemy, że tuż po wojnie istniał handel macewami. Można je było znaleźć na podwórkach, w rzece.
W czasie naszego pobytu w Opatowie zadzwoniła pani, która powiedziała, że ma dwie macewy na swoim podwórku, we wsi pod Opatowem. Pojechałyśmy tam i rzeczywiście okazało się, że są dwie macewy, które wcześniej stanowiły część podłogi stodoły wybudowanej przez jej dziadka. Stodoły już nie było, macewy zostały. Zabraliśmy macewy z powrotem na cmentarz, odmówiliśmy kadisz i one zostały ułożone w lapidarium.
N. Romik: Ważnym przekazem jest też to, że Majer Kirszenblat zapamiętał Polskę różnokolorową, macewy przed wojną były kolorowe, my je znamy tylko z czarno-białych fotografii. Zobrazował także, jak wyglądał trud życia codziennego. To nie była tylko kraina mlekiem i miodem płynąca, jak wiele osób myśli o II RP.
Dwa lata temu była 80. rocznica likwidacji getta żydowskiego w Opatowie, podczas której odsłonięto piękne lapidarium, które lokalni aktywiści tworzyli z pomocą Ośrodka "Brama Grodzka – Teatr NN" z Lublina.
To, co też dokumentujemy na wystawie, to są lata zaniedbań i niepamięci związanej z tym, co się z tym cmentarzem działo w latach 50. i 60. Przeprowadzono ekshumację bez udziału strony żydowskiej i jakiejkolwiek aprobaty ze strony rabina. Cmentarz stopniowo zamienił się w park miejski, a na początku XXI w. utworzono w tym miejscu plac zabaw, który później zdemontowano. Cała historia jest udokumentowana na naszej wystawie. Mamy na niej również zniszczone fragmenty obiektów, które zostały znalezione w czasie prac geodezyjno-archeologicznych na terenie tego cmentarza.
PAP: Jaki przekaz płynie z tej wystawy? O czym ona przede wszystkim opowiada?
N. Romik: Uświadamia nam, gdzie żyjemy i jak dużo jest do zrobienia. Majer Kirszenblat jest naszym pomocnikiem w rozmowie o dziedzictwie nie tylko (po)żydowskim, ale również też polskim, czyli tym, co zostało w Polsce. Cmentarze żydowskie, których mamy w Polsce ponad 1300, a w połowie przypadków możemy jedynie rozpoznać, że to były cmentarze żydowskie, nie są upamiętniane.
Jak dużo zależy nie tylko od aktywistów miejskich, ale też od lokalnych władz. Powinniśmy pamiętać, że często mieszkamy w sztetlach, a większość polskich miasteczek jest pożydowska. Wydaje nam się, że powinniśmy podchodzić do tego dziedzictwa z większą estymą.
Ważnym przekazem jest też to, że Majer Kirszenblat zapamiętał Polskę różnokolorową, macewy przed wojną były kolorowe, my je znamy tylko z czarno-białych fotografii. Zobrazował także, jak wyglądał trud życia codziennego. To nie była tylko kraina mlekiem i miodem płynąca, jak wiele osób myśli o II RP.
J. Koszarska-Szulc: To wszystko sprowadza się do przeświadczenia, że celem naszej wystawy jest opowiedzenie o tym, że ta monoetniczna Polska, w której teraz żyjemy, jest sztucznym konstruktem, i że nasza tożsamość przez wieki była budowana przez bardzo różne pierwiastki. Kiedy pozwalamy sobie, by one odeszły w niepamięć, na przykład by odeszła w niepamięć historia Żydów, którzy żyli trochę z nami, trochę osobno, ale przez tysiąc lat na tej samej ziemi, samych siebie pozbawiamy części naszej tożsamości. Potrzebujemy przywracać pamięć o tym. Wydaje nam się, że obrazy Kirszenblata są wspaniałym wehikułem do tego, by mówić o trudnych rzeczach w sposób lekki, ale zarazem refleksyjny.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska
Wystawę "(po)ŻYDOWSKIE… Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata" będzie można oglądać w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN do 16 grudnia. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ dki/