Kilkusetosobowe kolejki chętnych do obejrzenia w ramach Nocy Muzeów ustawiły się w sobotni wieczór przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów i Belwederem. W siedzibie rządu zwiedzający mogli zobaczyć m.in. gabinet premiera Donalda Tuska, a w Belwederze Muzeum Józefa Piłsudskiego.
Oba gmachy były dostępne dla zwiedzających od godz. 19. Już znacznie wcześniej ustawiły się przed nimi kilkusetosobowe kolejki. Wpuszczano bowiem tylko 30-osobowe grupy chętnych, którzy musieli się poddać drobiazgowej kontroli pirotechnicznej.
W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zwiedzający mogli zobaczyć wszystkie najważniejsze pomieszczenia, związane z pracą rządu i premiera. Przede wszystkim gabinet samego premiera, salę posiedzeń Rady Ministrów, salę konferencyjną, znaną z konferencji prasowych. Cały czas zwiedzającym towarzyszyła dyskretna obecność oficerów Biura Ochrony Rządu.
W programie był także dawny gabinet szefa rządu, mieszczący się na pierwszym piętrze gmachu, w tzw. akwarium. Obecnie urzęduje tam prof. Władysław Bartoszewski, pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego. Zobaczyć też można było Salę Świetlikową, czyli dawną sale posiedzeń Rady Ministrów, a także znaną z przekazów medialnych Salę Obrazową oraz sąsiadujące z nią Salę Recepcyjną czy Salę Okrągłego Stołu.
Właśnie ta ostatnia sala najbardziej podobała się 9-letniemu Stasiowi, który zadawał oprowadzającym pytania, czy trudno zostać politykiem oraz jak dużo premier musi pracować. Choć od urzędników KPRM uzyskał odpowiedź, że premier pracuje od wczesnego rana do późnej nocy, nie zraziło go to. Po zakończeniu wycieczki powiedział PAP, że w przyszłości chciałby zostać premierem.
Dorośli byli pod wrażeniem przestronności niektórych sal oraz tego, że w całym gmachu jest tak czysto. Jedna z uczestniczek żałowała tylko, że nie można było zobaczyć, jak przechowywane są dokumenty. "Mnie najbardziej podobały się wszystkie komputery" - powiedziała natomiast PAP 9-letnia Julia. "Fajne było też miejsce na komórki" - dodała. Zwiedzającym pokazywano bowiem specjalny pojemnik, w którym wchodzący na salę obrad Rady Ministrów członkowie rządu muszą zostawiać telefony komórkowe.
W Belwederze goście musieli poddać się większym ograniczeniom. Na obuwie trzeba było założyć specjalne ochraniacze, był też absolutny zakaz robienia zdjęć. W zamian goście mogli obejrzeć prawdziwe muzeum, jakim jest Belweder, służący jednocześnie za miejsce zamieszkania prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Można było zatem zobaczyć m.in. Salę Konferencyjną, gdzie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku Rada Państwa zaakceptowała dekret o stanie wojennym, Salę Malinową, Salę Lustrzaną oraz najbardziej znaną z przekazów medialnych Salę Pompejańską. Tam bowiem najczęściej prezydent przyjmuje swoich gości. Największe zainteresowanie zwiedzających wzbudziły jednak pomieszczenia, należące do Muzeum Józefa Piłsudskiego, a zwłaszcza odrestaurowana sala, w której mieszkał - z oryginalnym łóżkiem, wiszącym na wieszaku stalowym mundurem z epoletami Marszałka Polski, a nawet stojącą na biurku mocną herbatą.
Zwiedzanie Belwederu kończyła wizyta w kaplicy, do której na poranne msze święte zwykł zapraszać swych gości prezydent Lech Wałęsą. W latach 1990-94 Wałęsa zarówno mieszkał, jak i urzędował w Belwederze. (PAP)
pś/mok/