Był przekonany, że zrobił to co powinien zrobić jako urzędnik państwowy starający się chronić bezpieczeństwo i interesy państwa – mówi w rozmowie z PAP dr Arkadiusz Nyzio, współautor przygotowywanej biografii Andrzeja Milczanowskiego. W piątek w Szczecinie pożegnano byłego szefa MSW i działacza „Solidarności”.
Andrzej Milczanowski urodził się 26 maja 1939 r. w Równem na Kresach. Jego ojciec był prokuratorem. Po sowieckiej agresji z września 1939 r. ukrywał się przed okupantami. Został aresztowany w październiku 1939 r. i zaginął bez wieści. „Milczanowski był człowiekiem, który nie mówił wiele na temat swojej rodziny. Tworzył rozgraniczenie pomiędzy życiem prywatnym i publicznym. Sprawa ojca była jednak w pewien sposób publiczna. Był prokuratorem w Równem na Wołyniu. Tam został aresztowany przez sowietów i zniknął. Po wojnie został formalnie uznany za zaginionego, ale po odkryciu Katynia, rodzina domyślała się, jaki był jego los. Gdy mówił o tym było widać, że jest to dla niego bardzo ważna sprawa” – podkreśla w rozmowie z PAP dr Michał Siedziako, politolog i historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego oraz Instytutu Pamięci Narodowej.
W 1962 r. ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował w Prokuraturze Powiatowej w Szczecinie na stanowisku prokuratora. „Prokuratorem nie był długo. Odszedł z niej w 1968 roku. Mówił, że nie miało to związku z wydarzeniami marca '68 roku. Prawdopodobnie zadecydowały o tym sprawy prywatne. Miał wyjechać ze Szczecina, ale ostatecznie pozostał w mieście i podjął pracę jako radca prawny. Bardziej cenił sobie komfort tej pracy, która dawała mu wiele czasu na inne zajęcia i w której nie podlegał nadzorowi przełożonych. W tym czasie zaprzyjaźnił się z Jerzym Zimowskim, przyszłym posłem Sejmu kontraktowego z ramienia Solidarności, również prawnikiem, wraz z nim znalazł się w kręgu środowiska Komitetu Obrony Robotników” – mówi dr Michał Siedziako.
Współpracował ze szczecińskimi przedsiębiorstwami. „W 1980 r. był radcą prawnym między innymi w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej w Szczecinie. Tam współorganizował strajk i wydawał biuletyn. Następnie naturalnie znalazł się w Solidarności i doradzał między innymi władzom regionalnym związku na Pomorzu Zachodnim oraz komisji zakładowej w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego” – przypomina dr Michał Siedziako. W tym czasie Milczanowski był rozpracowany przez komunistyczne służby.
Wystarczy posłuchać jego wystąpień, aby zrozumieć, że był człowiekiem bardzo stanowczym. Biła od niego charyzma, a nie wszyscy działający publicznie ja mają. Nie był to jednak człowiek, który dążył do stanowisk
Po wprowadzeniu stanu wojennego był członkiem komitetu strajkowego w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. „Wystarczy posłuchać jego wystąpień, aby zrozumieć, że był człowiekiem bardzo stanowczym. Biła od niego charyzma, a nie wszyscy działający publicznie ja mają. Nie był to jednak człowiek, który dążył do stanowisk” – podkreśla dr Michał Siedziako.
Po pacyfikacji strajku został aresztowany, a w marcu 1982 r. skazany na pięć lat pozbawienia wolności. Był objęty opieką Amnesty International jako więzień sumienia. Na wolność wyszedł wiosną 1984 r. Niemal natychmiast zaangażował się w działalność podziemnej Solidarności. Przewodniczył Radzie Koordynacyjnej Pomorza Zachodniego, zasiadał w Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, a od 1987 r. - w Krajowej Komisji Wykonawczej. W 1988 r. brał udział w komitetach strajkowych w zakładach pracy w Szczecinie. W grudniu 1988 otrzymał nagrodę Fundacji Paula Lauritzena z Kopenhagi, promującej osoby działające w obronie praw człowieka. „Milczanowski umiał działać w podziemiu i tworzyć struktury oraz powiązania. Wspierał działalność wydawniczą i kontakty zagraniczne” – wyjaśnia dr Michał Siedziako.
To pewna przewrotność historii w kontekście doświadczeń wielu opozycjonistów, którzy niewiele wcześniej byli represjonowani przez bezpiekę. Do służb specjalnych po 1990 r. przychodzili związani z opozycją karniści, prawnicy, historycy, ponieważ nikt inny nie miał kompetencji do tego rodzaju pracy
Od sierpnia 1990 r. do stycznia 1992 r. pełnił funkcję szefa Urzędu Ochrony Państwa. „To pewna przewrotność historii w kontekście doświadczeń wielu opozycjonistów, którzy niewiele wcześniej byli represjonowani przez bezpiekę. Do służb specjalnych po 1990 r. przychodzili związani z opozycją karniści, prawnicy, historycy, ponieważ nikt inny nie miał kompetencji do tego rodzaju pracy. Sam Milczanowski zdawał sobie sprawę z tej ironii historii i nigdy nie planował, że znajdzie się w służbach specjalnych, nawet gdy przy okrągłym stole krytykował bezprawie działań PRL” – zauważył w rozmowie z PAP współautor przygotowywanej wspólnie z dr. Michałem Siedziako dr Arkadiusz Nyzio z Katedry Bezpieczeństwa Narodowego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Milczanowski postulował reformę UOP, między innymi poprzez oddzielenie wywiadu zagranicznego.
W tym czasie miał okazję poznania losów swojego ojca aresztowanego przed ponad 50 laty. „Kiedy zostałem szefem Urzędu Ochrony Państwa, podjąłem pewne starania dwutorowo: oficjalnie, czyli przez polskie MSZ, ale od Rosjan i Ukraińców nieodmiennie uzyskiwaliśmy odpowiedzi, że żadnych śladów nie odnaleziono. Natomiast drugim kanałem szły moje rozmowy z rezydentem radzieckim, a potem rosyjskich służb w Polsce oraz starania ambasadora polskiego w Moskwie Stanisława Cioska, podejmowane w centrali KGB” – wspominał w wypowiedzi cytowanej w artykule Michała Siedziaki „Kartka z Łubianki: jak Andrzej Milczanowski poznał losy swojego ojca” w tygodniku „Polityka” z października 2020 r. Jak wspominał Milczanowski, informacje o swoim ojcu otrzymał najpierw od Rosjan, mimo że informacja znajdowała się w archiwach pozostawionych przez sowietów na Ukrainie i administrowanych przez tamtejszą Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. „Zdaniem Andrzeja Milczanowskiego była to `mistrzowska zagrywka` rosyjskich służb. Rosjanie, okazując dobrą wolę, jednocześnie skompromitowali Ukraińców. Niewykluczone, że był to zabieg mający na celu negatywne nastawienie polskich władz do niepodległej od zaledwie kilkunastu miesięcy Ukrainy” – zauważył Michał Siedziako. Stanisław Milczanowski został zamordowany przez sowietów i pochowany w zbiorowych mogiłach w Bykowni pod Kijowem.
11 lipca 1992 r. Andrzej Milczanowski powołany został na stanowisko ministra spraw wewnętrznych. Doszło do tego kilka tygodni po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, w sytuacji gorącego sporu politycznego wokół kwestii lustracji i dekomunizacji. „Często był to sprzeciw tłumaczony jego niejednoznacznym stosunkiem do komunizmu. Jego sprzeciw wynikał z przekonania, że te procesy doprowadzą do destabilizacji służb państwowych. Dla niego istniała tylko kryterium profesjonalizmu w służbie” – zauważa dr Arkadiusz Nyzio.
W czasie urzędowania Milczanowskiego w MSW wielkim zagrożeniem stał się rozwój zorganizowanej przestępczości. Powołana w 1990 r. policja nie była przygotowana do jej skutecznego zwalczania. Milczanowski postulował rozbudowę kompetencji służb walczących z przestępczością. „Wiele z jego postulatów i wprowadzonych wówczas przepisów jest dziś uważanych za oczywiste. Doprowadził między innymi do wprowadzenia tak zwanych prowokacji policyjnych. Bardzo stanowczo podnosił postulat podniesienia wydatków na bezpieczeństwo” – podkreśla dr Arkadiusz Nyzio.
Andrzej Milczanowski podał się do dymisji 22 grudnia 1995 r., na dzień przed zaprzysiężeniem Aleksandra Kwaśniewskiego na urząd prezydenta. Dzień przed złożeniem rezygnacji poinformował w Sejmie o rzekomej współpracy Józefa Oleksego z rosyjskimi służbami wywiadowczymi. „Uzyskano informacje z zagranicy i kraju, że jedna z zagranicznych agencji wywiadowczych posiada stałego informatora w polskich kręgach politycznych, wywodzącego się z byłej PZPR. Przełomowy moment nastąpił w 1995 r. kiedy uzyskano informacje wskazujące na pana Józefa Oleksego jako informatora zagranicznej służby wywiadowczej” – mówił Milczanowski. Dodał, że współpraca Oleksego z obcym wywiadem trwała od początku lat osiemdziesiątych do roku 1995 i polegała między innymi na przekazywaniu tajnych dokumentów. Oleksy miał posługiwać się pseudonimem „Olin”.
Bezpośrednim skutkiem wystąpienia Milczanowskiego była dymisja Józefa Oleksego 24 stycznia 1996 r. Jak sam twierdził „odszedł, bo był niewinny”. Sprawa ta okazała się największą aferą szpiegowską w dziejach III RP.
Podczas naszej ostatniej rozmowy zapytał: `co zrobiłby pan na moim miejscu?`. Odpowiedziałem: `jadąc do pana stawiałem sobie to samo pytanie i nie wiem
„Był przekonany, że zrobił to, co powinien zrobić jako urzędnik państwowy starający się chronić bezpieczeństwo i interesy państwa. Czy był pewny, że premier jest sowieckim i rosyjskim agentem? Nie przesądzał tego. Uważał, że należy tę sprawę wyjaśnić. Jako prawnik był bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków, ale uważał, że opinia publiczna musi posiadać wiedzę o podejrzeniach wobec Józefa Oleksego” – wyjaśnia dr Arkadiusz Nyzio. Dodaje, że była to najważniejsza decyzja w życiu Milczanowskiego. Doprowadziła ona także do izolacji politycznej Milczanowskiego, który przez prawicę był oskarżany o niechęć do dekomunizacji i lustracji, a lewica, która od zwycięstwa w wyborach w 1993 r. tolerowała obecność „prezydenckiego” ministra jako szefa MSW, potraktowała wystąpienie Milczanowskiego jako wymierzoną w nią prowokację. „Podczas naszej ostatniej rozmowy zapytał: `co zrobiłby pan na moim miejscu?`. Odpowiedziałem: `jadąc do pana stawiałem sobie to samo pytanie i nie wiem`" – wspomina Arkadiusz Nyzio.
W 2007 r. jego przekonanie o konieczności ujawnienia podejrzeń wobec Oleksego wsparł były prezydent Lech Wałęsa. W jego opinii wystąpienie Milczanowskiego „było całkowicie uzasadnione, wynikało z wyższej konieczności i nie zawierało elementów naruszenia tajemnicy państwowej”. Dodał, że niepoinformowanie o podejrzeniach wobec Oleksego narażałoby jego i Milczanowskiego na odpowiedzialność polityczną i karną.
W wyroku z 2010 r. Sąd Najwyższy uznał, że dokumenty sprawy byłego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego wskazują, że w 1995 r. w sprawie domniemanego szpiegostwa Józefa Oleksego kierował się on „dobrze rozumianym interesem państwa”, a jego działania należy oceniać według ówczesnej wiedzy.
Po odejściu z polityki Milczanowski prowadził kancelarię notarialną w Szczecinie. Zmarł 23 lipca w szpitalu. Od lat zmagał się z chorobą.
Był odznaczony m.in. Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Wolności i Solidarności.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/