Ostatni z trzech dni 77. Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych „Gorolski Święto” zgromadził w niedzielę na widowni kilka tysięcy osób. Największa polska impreza na Zaolziu jest organizowana przez koło Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego PZKO w Jabłonkowie.
Występy w miejskim amfiteatrze poprzedził tradycyjny pochód uczestników i organizatorów przez Jabłonków. Wzięli w nim także udział przedstawiciele klubów PZKO z różnych miejscowości regionu, którzy na paradę przyjechali zaprzężonymi w konie wozami z alegorycznym przedstawieniem lokalnych tradycji i historycznych zajęć mieszkańców. Wśród zespołów folklorystycznych pojawili się goście ze Słowacji, Litwy oraz Chorwacji.
Natalia Niemen i połączone chóry „Melodia” i męski chór „Gorol” zainaugurowały występy. Artystka powiedziała PAP, że przyjechała na Zaolzie na zaproszenie mieszkającej w Jabłonkowie przyjaciółki. „Wymyśliła, żebym dostąpiła zaszczytu ubrania się w to cudowne dzieło sztuki”, powiedziała PAP Natalia Niemen, ubrana, podobnie jak inne uczestniczki chóralnego śpiewania, w tradycyjny stój noszony przez kobiety na Śląsku Cieszyńskim. „Zawsze mi to doskwierało, że w Polsce folklor był spychany na ubocze. Nie wiem, może to sprawiły lata komunizmu i pewnie socjologowie mieliby lepszy pomysł, dlaczego, ale mam nadzieję, że nie tylko tutaj w Jabłonkowie dzieją się takie rzeczy, dzięki którym ta kultura żyje” - dodała.
O żywotności folkloru świadczył liczny udział młodzieży, a nawet dzieci w programie, w którym rozbrzmiewały lokalne dialekty. „Tańczymy i śpiewamy. Najlepiej uczą nas rodzice i dziadkowie” - powiedział PAP dwunastoletni Stanisław z Suchej Górnej. Do młodszego pokolenia beskidzkich górali należy Tadeusz Papierzyński z położonej po polskiej stronie granicy Istebnej, która przed laty należała administracyjnie do Jabłonkowa. W rozmowie z PAP powiedział, że przywiązanie do folkloru i tradycji jest rzeczą naturalną. „To jest pewien wyróżnik. T-shirty mają i noszą wszyscy na całym świecie, a jak widzimy człowieka w +brucliku+, to on nie jest z Nowego Jorku czy Tokio. On jest z Jabłonkowa” - tłumaczył Papierzyński, który na „Gorola” przyjechał bezpośrednio po zdobyciu w Pamirze siedmiotysięcznika Szczyt Lenina (Pik Lenina). Jak powiedział, pobił tam swoisty rekord wysokości, śpiewając z kolegą wspinaczem regionalną piosenkę „Szumi jawor”. Jak wyjaśnili goście z Istebnej „bruclik” to tradycyjna sukienna czerwona lub czarna kamizelka „goroli”.
„Tu czuje się jedność górali, bez względu na to, czy są polskiego pochodzenia, czeskiego, słowackiego, czy chorwackiego. Jest to wspólnota. Mnie cieszy to, że koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego są tutaj tak licznie reprezentowane” - powiedziała PAP senator Halina Bieda. Zauważyła, że dzięki „Gorolowi” tradycja jednocząca Polaków jest kultywowana. „Kultura, pieśni, tańce. Trzeba to wspierać”, zadeklarowała. Jak powiedziała w rozmowie z PAP, także impreza w Jabłonkowie ma pomoc przekazywaną z polskiego budżetu poprzez resort spraw zagranicznych lub Kancelarię Senatu. Do zainteresowanych podmiotów dociera np. poprzez Wspólnotę Polską lub Fundację Polaków na Wschodzie.
Z Jabłonkowa na Zaolziu Piotr Górecki (PAP)
ptg/ kar/ aszw/