75 lat temu, 16 sierpnia 1949 r. zmarła Margaret Mitchell – amerykańska pisarka, laureatka Nagrody Pulitzera za powieść "Przeminęło z wiatrem", której ekranizacja uznawana jest do dzisiaj za jedną z najbardziej legendarnych w historii kina.
Za swoje pisane niemal dziesięć lat opus magnum w 1937 r. otrzymała Nagrodę Pulitzera. Kiedy rok wcześniej "Przeminęło z wiatrem" pojawiło się na sklepowych półkach, z miejsca stało się wydarzeniem. Pomimo dość wysokiej jak na tamte czasy ceny 3 dolarów (równowartość dzisiejszych 55) – Ameryka wciąż jeszcze borykała się ze skutkami wielkiego kryzysu - w ciągu roku sprzedano milion egzemplarzy powieści.
Mitchell, choć wcale o to nie zabiegała, z miejsca stała się gwiazdą. Hollywood nie mogło przejść wobec czegoś takiego obojętnie. I nie przeszło. Prawa do ekranizacji powieści nabył jeden z najważniejszych producentów tzw. Złotej Ery Hollywood – David O. Selznick. Determinację, z jaką działał, dobrze obrazuje kwota transakcji, czyli rekordowe 50 tys. dolarów – niemal dwa razy więcej niż płacono zwykle. Jak się jednak okazało, w świetle późniejszych przychodów produkcji, był to i tak znakomity interes Selznicka.
Margaret Mitchell przyszła na świat w Atlancie, 8 listopada 1900 r. w dobrze sytuowanej rodzinie, sufrażystki Mary Isabelle „Maybelle” Stephens i adwokata Eugene Muse Mitchella. Jej przodkowie walczyli w wojnie secesyjnej po stronie Konfederacji. Pisarka dorastała wśród opowieści o Południu jako czymś w rodzaju utraconego raju. Rodzice przykładali dużą wagę do edukacji Margaret. Kiedy miała 18 lat, posłali ją do szkoły Smith College w Northampton w stanie Massachusetts, uznawanej za najlepszą w kraju placówkę dla kobiet.
Cztery lata później rozpoczęła pracę jako reporterka w "The Atlanta Journal" i po raz pierwszy stanęła na ślubnym kobiercu. Jako dziennikarka miała swoją kolumnę. W tekstach podejmowała głównie tematykę codziennego życia miasta, ale także mody i historii. Zdarzyło jej się nawet zrobić wywiad z włoskim amantem i gwiazdą kina Rudolfem Valentino.
Małżeństwo z Berrienem "Redem" Upshawem rozpadło się po niespełna trzech latach. Ponoć Mitchell wzorowała postać Rhetta Butlera na swoim byłym mężu. W 1926 r. ponownie wyszła za mąż. Jej wybrankiem został John Marsh. Wtedy też zaczęła pisać swoje najważniejsze dzieło. Praca nad książką trwała dziesięć lat i była utrzymywana w tajemnicy przed rodziną. Początkowo pisarka nawet nie brała pod uwagę publikacji. Zdanie miała ponoć zmienić po rozmowie ze swoim znajomym, który po usłyszeniu, że Mitchell planuje rozpocząć karierę pisarską, podszedł do tego w drwiący sposób. Na szczęście wydawca, który otrzymał materiał następnego dnia, miał zgoła inne zdanie. Tym samym, kiedy latem 1936 r. "Przeminęło z wiatrem" trafiło do księgarń, z miejsca stało się przebojem.
"Wojna secesyjna była tragedią zwłaszcza dla Południa. Amerykanie z Północy bardzo szybko w specyficzny sposób zaczęli żałować Południowców. To w końcu też byli Amerykanie. Pamięć o wojnie była zupełnie inna w Georgii i Nowym Jorku. Tymczasem książka sprzedaje się i tu i tu" – wyjaśniał na antenie Polskiego Radia amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.
"Przeminęło z wiatrem" zwykło się określać jako romans wszech czasów. "W opowieści tej dochodzi do ciekawego mariażu losów jednostki wplecionych w wielką historię" – mówi w rozmowie z PAP filmoznawczyni Diana Dąbrowska dodając, że siłą "Przeminęło z wiatrem" jest nie tylko historia miłosna, ale przede wszystkim "bardzo ciekawie napisana historia indywidualna, która w połączeniu z dobrze opracowaną i trzymająca w napięciu sagą rodzinną, osadzona jest w szerszym historycznym kontekście".
Dąbrowska zwraca także uwagę na kobiecy wymiar filmu i rolę Scarlett (Vivien Leigh), podkreślając jej siłę i determinację w dążeniu do celu. "Główna bohaterka stara się być nie tylko przedmiotem, ale i podmiotem. Nie chce być ciągle rozgrywaną, ale też chce sama pewne rzeczy rozegrać. Jednocześnie przy tej całej jej podmiotowości i sprawczości, Scarlett cały czas jest po prostu człowiekiem, który ma pragnienia i lęki" – podkreśla filmoznawczyni.
Książka Mitchell była bardzo chętnie czytana również w okupowanej przez Niemców Polsce. "W czasie okupacji pożerałem jako młodzieniec wszystkie książki z pobliskiej biblioteki: nie udało mi się dopchać tylko do jednej o tytule pasującym do wszystkiego, co ludzkie: +Przeminęło z wiatrem+. Panie w wieku od lat 10 do 100 wydzierały sobie z rąk grube dzieło Margaret Mitchell, a na wszystkich damskich ustach wisiało imię Scarlett O’Hara. W miłosnych perypetiach z okresu wojny secesyjnej panie znajdowały odtrutkę od koszmaru totalnej wojny hitlerowskiej" – wspominał scenarzysta i reżyser Jerzy Stefan Stawiński.
Powieść Mitchell w oczach wielu była nie do zekranizowania. Dzisiaj może to zabrzmieć nieco śmiesznie, ale przymierzany do roli Rhetta Gary Cooper, miał stwierdzić, że film będzie największą klapą w historii i cieszy się, że to Clark Gable pogrąży się zamiast niego. Rolę odrzucił.
Drogą przez mękę było pisanie scenariusza. Brało w tym udział aż siedemnastu scenarzystów, w tym Francis Scott Fitzgerald – autor "Wielkiego Gatsby’ego". Problemów nastręczało także znalezienie aktorki, która zagra Scarlett. Propozycji miało być 60 tysięcy. Przesłuchano niemal półtora tysiąca aktorek. Rolę dostała mało jeszcze wówczas znana, 23-letnia Brytyjka o irlandzkich korzeniach – Vivien Leigh. "Gdy Myron przedstawił mnie Vivien Leigh, płomienie oświetlały jej twarz. Rzuciłem tylko jedno spojrzenie i wiedziałem, że to ona; że jest dobra, że odpowiada przynajmniej mojemu wyobrażeniu o tym, jak wyglądała Scarlett O’Hara. Nigdy nie otrząsnę się z tego pierwszego wrażenia" – opowiadał Selznick.
"Scarlett grana przez pannę Leigh jest osią obrazu, tak jak była nią w powieści, i jest kolumną siły w filmie, który jest po części historią, po części spektaklem, a po części biografią" – zauważył krótko po premierze w "The New York Times" Frank S. Nugent.
Współpraca pomiędzy Leigh a Gablem nie zawsze układała się najlepiej. Aktorka nie przepadała za idolem. Narzekała na … nieświeży oddech swojego partnera podczas scen pocałunków. Przeszkadzała jej również sztuczna szczęka – aktorowi z powodów zdrowotnych usunięto bowiem zęby. Gable uważał natomiast, że rola Rhetta nie pasuje do jego filmowego wizerunku. Niedopuszczalna była również dla niego scena płaczu. Zagroził nawet zakończeniem kariery.
"Nienawidzę tej cholernej roli. Jestem na nią za stary i rzygać mi się chce, że muszą mnie poprawiać, żebym wyglądał atrakcyjnie" – pisał z kolei 46-letni Leslie Howard, czyli filmowy Ashley. Aktor nie ukrywał, że przyjął ją wyłącznie z uwagi na pieniądze.
Jakby przeciwności było mało, na planie "Przeminęło z wiatrem" pracowało trzech reżyserów. Pierwszy – George Cukor - pokłócił się z Selznickiem i odszedł po dziesięciu dniach. Jego miejsce zastąpił wówczas Victor Flemming, który jednak z uwagi stan zdrowia, zrezygnował pod koniec zdjęć. Film dokończył Sam Wood. Kolejnym problemem produkcji była cenzura. Selznick stoczył z nią bój o pozostanie w filmie kwestii "Frankly, my dear, I don’t give a damn", czyli w delikatnym tłumaczeniu, znaczy: "Szczerze, moja droga, to mam to gdzieś". Producent zapłacił 5 tys. dolarów kary i ostatecznie problematyczne słowo „damn” zostało.
Premiera filmu odbyła się kinie Loew’s Grand w Atlancie, 15 grudnia 1939 r. i była wielkim wydarzeniem. W mieście pojawiły się dziesiątki tysięcy fanów ubranych w kostiumy z epoki. Nie wszyscy mogli jednak w niej uczestniczyć. Kino było tylko dla białych - czarnoskóra obsada nie została na nią wpuszczona.
"Film pana Selznicka jest piękną, sumienną i wierną wersją 1037-stronicowej powieści, dopasowując ją niemal scena po scenie z dosłownością, której nawet Szekspir czy Dickens nie otrzymali w Hollywood" – recenzował Nugent na łamach "New York Timesa". "Dzięki oszałamiającemu projektowi, kostiumom i obsadzie, jego film umiejętnie i wciągająco odtworzył fresk panny Mitchell przedstawiający Południe w tej gorzkiej dekadzie, kiedy secesja, wojna domowa i odbudowa rozerwały wdzięczną tkaninę epoki plantacji i postawiły mężczyzn i kobiety, którzy ją zdobili, przed surową alternatywą spotkania się z nową erą lub śmierci ze starą" – kontynuował ceniony amerykański scenarzysta i recenzent.
Film okazał się ogromnym sukcesem, przy budżecie niespełna 4 milionów dolarów, zarobił ich ponad 400. Zdobył aż osiem Oscarów, w tym za najlepszy film, scenariusz, reżyserię, pierwszoplanową oraz drugoplanową rolę żeńską. Szczególnie wart podkreślenia jest ten ostatni. Otrzymała go bowiem czarnoskóra Hattie McDaniel, stając się tym samym pierwszą w historii Afroamerykanką, która zdobyła tę nagrodę.
"Przeminęło z wiatrem" jest najbardziej dochodowym filmem w historii, jeżeli uwzględnimy inflację. "Często film popularny bywa mylnie określany mianem kultowego, co stanowi jednak nadużycie. Natomiast w przypadku takich filmów, jak +Przeminęło z wiatrem+, to pojęcie kultowości jest w pełni uprawnione. Ten film dalej ogląda się niesamowicie" – podkreśla Dąbrowska.
"Zmieniają się mody, zmienia się publiczność, a +Przeminęło z wiatrem+ ciągle przyciąga widzów. Nie dla obcowania z legendą, ale dla obcowania ze wspaniałym, ciągle świeżym kinem" – recenzował po latach Konrad Zarębski.
Obecnie zarówno książka, jak i film znajdują się w niektórych środowiskach pod pręgierzem krytyki, jako rasistowskie i utrwalające związane z białą supremacją stereotypy. Doszło nawet do tego, że film zdjęto z jednego z serwisów streamingowych. Po pewnym czasie jednak wrócił, ale opatrzono go odpowiednim komentarzem.
Autorka zekranizowanej powieści po swoim sukcesie, oddała się honorowej pracy na rzecz dobroczynności. Założyła m.in. izbę przyjęć dla czarnych i białych przy Grady Hospital w Atlancie, angażowała się także w ruchy na rzecz kształcenia i poszanowania praw Afroamerykanów.
11 sierpnia 1949 r. została potrącona przez pijanego taksówkarza podczas przechodzenia przez Peachtree Street. Obrażenia okazały się na tyle ciężkie, że pisarka nie obudziła się już ze śpiączki, w którą zapadła po wypadku. Zmarła w miejscowym Grady Hospital, 16 sierpnia 1949 r.
Dom, w którym napisała "Przeminęło z wiatrem" został w 1989 r. uznany przez burmistrza Atlanty za oficjalny symbol miasta. (PAP)
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ wj/ jra/