22 września 2009 roku zmarł w Hamburgu Zygmunt Chychła, bokser, zdobywca pierwszego po wojnie złotego medalu olimpijskiego dla Polski. 57 lat wcześniej, 2 sierpnia 1952 roku, w finale Igrzysk w Helsinkach pokonał reprezentanta Związku Sowieckiego Siergieja Szczerbakowa.
„Ten Chychła to jest mistrz Europy w tak zwanem boksie, czyli mordobiciu na punkty w watowanych rękawiczkach, a prywatnie kolejarz z Gdańska. On to właśnie parę tygodni temu nazad w mieście Mediolanie całą Europę wykołował i pasek ze złotą klamrą bardzo gustownej roboty przykaraulił” – opisał Stefan Wiechecki „Wiech” w felietonie pt. „Złota klamra” (1951) zwycięstwo polskiego pięściarza w Mistrzostwach Europy – rok przed igrzyskami w Helsinkach.
„Cała trudność polegała na tym, że nie tylko trzeba było tak zwanego przeciwnika zamroczyć ale jeszcze, zaczem sędzia doliczy do dziesięciu, ten pasek z niego zdjąć, a złota klamra jest zaopatrzona w hermetyczny zamek i trzeba dużą smykałkie posiadać, żeby go w tak krótkich abcugach roztworzyć” – wyjaśnił Wiech. „Ale Chychła, kolejarz – zacięte okno w wagonie w trymiga roztworzy, to taka klamra dla niego mięta. Z czterech kolejno przeciwników ten pasek zdejmował, aż nareszcie otrzymał na własność” – podkreślił Homer warszawskiej ulicy.
Od końca lat 50. praktycznie do schyłku PRL-u felietony Wiecha były jednym z nielicznych świadectw istnienia boksera Zygmunta Chychły, mistrza olimpijskiego z Helsinek (1952) oraz mistrza Europy (1951 i 1953). W oficjalnej kronice dokonań polskich sportowców Chychła zwyczajnie – mówiąc wiechem – „nie figurował”.
„Historia jego życia to gotowy scenariusz na film” - napisał Adam Mauks na portalu „Zawsze Pomorze” (2021). „Jego powojenna kariera trwała tylko siedem lat, ale była jedną z najbardziej błyskotliwych w historii polskiego boksu. Zygmunt Chychła stoczył w niej 264 walki, z czego 237 wygrał, 12 zremisował i tylko 15 przegrał” - przypomniał.
W swym 83-letnim życiu Zygmunt Chychła polski paszport miał tylko przez 26 lat.
„Byłem przez moje pochodzenie w prasie albo zamilczany, jak Pan trafnie zauważył, albo też stylizowany, między innymi ze zrozumiałych pobudek przez moich bliskich, na 'bojownika polskości'… W moich oczach była to zawsze obraza i arogancja w stosunku do wielu mieszkańców Pomorza i Gdańska, którzy walczyli za polskość i za tę walkę zapłacili własnym życiem. Takim człowiekiem nie byłem i nie jestem” – pisał do Tadeusza Olszańskiego w 1984 r. Zygmunt Chychła.
„Z jednej strony ojciec był wielkim polskim sportowcem, a z drugiej strony dla niektórych pozostawał nieprawdziwym Polakiem. Problemem był życiorys ojca. Komunistyczna Polska i odpowiednio obsadzony w tamtych czasach Polski Komitet Olimpijski bardziej się cieszyli, gdy po wielkie sukcesy sportowe sięgał ktoś, kto był rdzennym i stuprocentowym Polakiem, a najlepiej jeszcze komunistą” - powiedział Siegmund Chychla syn pięściarza, Arturowi Gacowi w wywiadzie dla Interii (2022).
Zygmunt Chychła urodził się w Wolnym Mieście Gdańsku 5 listopada 1926 r. „Najbliższa rodzina była polskojęzyczna. Rodzice ojca posiadali do 1920 roku obywatelstwo niemieckie, a następnie aż do wpisania na tzw. Volkslistę byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańska. Natomiast obywatelstwem polskim ojciec legitymował się od 1946 do 1972 roku” – opowiadał syn boksera.
W 1938 roku Chychła zaczął trenować boks w Gedanii – gdańskim polskim klubie sportowym. Na ringu zadebiutował w walce pokazowej w listopadzie tego roku przed meczem bokserskim KS Siła Wejherowo – Gedania. Po wybuchu II wojny światowej, w latach 1939–43 był zawodnikiem Polizei-SV Danzig, w 1941 r. dotarł do finału młodzieżowych mistrzostwach III Rzeszy we Wrocławiu w wadze muszej. W tym samym okresie jego ojciec Józef i starszy brat Jan - aresztowani 3 września 1939 r. - byli więźniami KL Stuthof. W 1944 r. Zygmunt został wcielony do Wehrmachtu; po wzięciu do niewoli we Francji służył w 2. Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa we Włoszech – tam wywalczył dwukrotnie mistrzostwo korpusu w wadze lekkiej.
W 1946 r. wrócił do Polski, ponownie został zawodnikiem Gedanii. W 1948 roku Chychła pojechał na swoje pierwsze igrzyska olimpijskie do Londynu. Tam przegrał w ćwierćfinale z Włochem A. D’Ottavio.
W finale Mistrzostw Europy rozgrywanych w Warszawie w 1953 r. chory od kilku lat na gruźlicę – ale oszukiwany przez lekarzy i działaczy, którzy zatajali przed nim faktyczny stan jego zdrowia - ponownie pokonał Szczerbakowa. „W pięć minut po ogłoszeniu werdyktu kierownictwo polskiej ekipy zgłosiło ustny protest do Międzynarodowej Federacji Boksu Amatorskiego (AIBA), uznając przyznanie zwycięstwa polskiemu zawodnikowi za przejaw dywersji ze strony AIBA i stronniczych sędziów, a przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej Włodzimierz Reczek poinformował o proteście stronę radziecką i Artura Starewicza, kierownika Wydziału Propagandy KC PZPR” – czytamy na portalu „gedanopedia.pl”.
„Najpierw ojciec został oszukany, aby stanąć na starcie, a gdy w takim stanie zdobywa złoty medal, macierzyste władze, aby przypodobać się Związkowi Radzieckiemu, składają protest przeciwko swojemu mistrzowi” – opowiadał Siegmund Chychla. „Ojciec tłumaczył to sobie tak, że po zdobyciu czterech złotych medali przez reprezentację Polski, można było złożyć protest, bo przecież Chychła już nie był tak ważny dla komunistycznej propagandy. Jakiś tam Kaszub, który był w Wehrmachcie i służył u Andersa, więc już go nie potrzebujemy, teraz mamy wystarczająco innych mistrzów” – wspominał syn boksera.
Chychła po warszawskich ME zdecydował się skończyć sportową karierę mając zaledwie 27 lat.
Komunistyczna propaganda skwapliwie wykorzystywała popularność Chychły. „28 I 1951 w Gdańsku przed spotkaniem Kolejarz/Gedania – Gwardia Warszawa w I lidze musiał odczytać odezwę sławiącą podpisaną właśnie umowę pomiędzy Polską i Niemiecką Republiką Demokratyczną w sprawie granic państwowych” – czytamy w „gedanopedia.pl”. W 1953 roku na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego” ukazał się artykuł, w którym Chychła poparł apel prosowieckiej Światowej Rady Pokoju w sprawie zakazu używania i rozpowszechniania broni atomowej.
„Najgorsze było to, że nie wiedział o tym nic ani Zygmunt, ani nikt z ekipy. Chychła był raczej milczkiem, a tu taka tyrada w podniosłym nastroju” – napisał Jerzy Zmarzlik w książce „Bij mistrza” (1992). „Materiał był gotowy w Polskiej Agencji Prasowej jeszcze przed rozpoczęciem turnieju i zostałby przypisany każdemu polskiemu pięściarzowi, który znalazłby się na najwyższym podium w mistrzostwach Europy” – wyjaśnił.
W marcu 1953 r. w „Dzienniku Bałtyckim” ukazały się kondolencje, które Chychła miał rzekomo złożyć sowieckim sportowcom po śmierci Józefa Stalina.
Podczas kariery sportowej Chychła był pracownikiem Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w Gdańsku. W 1952 r. awansował na podporucznika Służby Ochrony Kolei (SOK). W latach 1954–58 zasiadał w gdańskiej Miejskiej Radzie Narodowej, w 1954 r. był członkiem Komitetu Organizacyjnego Obchodów 500-lecia Powrotu Gdańska do Polski.
„Chodziłem do państwa Chychłów pograć w skata. Graliśmy w trójkę z ojcem Zygmunta. Chychłowie byli skromnymi ludźmi, Polakami z krwi i kości, ale jak wszyscy autochtoni, wysłuchiwali w tym czasie różnych uwag, o tym, że Kaszubi to folksdojcze, że szwaby” – wspominał Aleksy Antkiewicz, dwukrotny medalista olimpijski w boksie, cytowany przez Waldemara Gabisa w „Gazecie Wyborczej”. „Zygmunt był człowiekiem ambitnym, zamkniętym w sobie i boleśnie odczuwał podobne przytyki” - ocenił.
„Do 1972 roku, gdy jako 17-latek jeszcze mieszkałem w Gdańsku, odnosiłem wrażenie, że ojciec dla wielu gdańszczan, a przede wszystkim dla miłośników sportu, był postacią, z którą się identyfikowali i wszyscy cieszyli się, jeśli mogli nawiązać kontakt oraz porozmawiać z tatą” – opowiadał Siegmund Chychla. „Ojciec był dla gdańszczan +ich Zygą+, nigdy nie tworzył sztucznych dystansów. Był skromnym i prostolinijnym człowiekiem, który próbował prowadzić porządne i uczciwe życie” – podkreślił syn mistrza olimpijskiego.
Po rezygnacji z czynnego uprawiania boksu, Chychła, jako instruktor trenował pięściarzy Gedanii (1954–58).
W 1958 r. po raz pierwszy wystąpił o zgodę na wyjazd do Niemiec, na zaproszenie brata żony, który po wojnie osiadł w Hamburgu.
„W następnych latach był inwigilowany, przesłuchiwany, jego korespondencję kontrolowała Służba Bezpieczeństwa, został zdegradowany ze stopnia kapitana SOK i zwolniony z pracy. Był tragarzem w porcie, by utrzymać rodzinę sprzedawał swoje trofea” – czytamy na portalu „gedanopedia.pl”.
Zgodę na wyjazd Chychłowie otrzymali po piętnastu latach - w trakcie których Służba Bezpieczeństwa starała się pozyskać mistrza olimpijskiego do współpracy jako swojego agenta w RFN. Bezskutecznie. „Chychła jest człowiekiem prymitywnym, gotowym zamiatać ulice, byle tylko wyjechać do RFN” – napisał w 1972 r. w notatce służbowej kapitan SB Jadach, cytowany przez Jerzego Morawskiego („Rzeczpospolita”, 2003). „Nie nadaje się do wykorzystania operacyjnego” – ocenił.
„Ojca zmuszono, by cała nasza rodzina zrzekła się polskiego obywatelstwa. Przez piętnaście lat, a więc od chwili, gdy rozpoczął starania o wyjazd na stałe do Niemiec, był zastraszany i szantażowany właśnie w ten sposób, że jeśli nie zmieni zdania, to formalnie przestanie być Polakiem i nie będzie miał prawa do odwiedzin Gdańska” – wspominał Siegmund Chychla.
Tuż przed wyjazdem odwiedził Chychłów gdański dziennikarz Jerzy Gebert. „Pamiętam to spotkanie, byli wtedy w domu jego synowie, którzy chodzili do Conradinum. Sam Zygmunt nie bardzo chciał rozmawiać na ten temat. Był skryty, trudno było z niego coś wyciągnąć. Powiedział tylko, że już dłużej nie da rady tak żyć i podjął już decyzję o wyjeździe do RFN” - napisał.
„Feliks Stamm twierdził, że kiedy Chychła był w swej najlepszej formie, żaden pięściarz na świecie nie mógł marzyć o zwycięstwie nad nim” - powiedział dziennikarz sportowy Janusz Pindera w programie „Śniadanie z boksem”.
Najmłodszy syn Chychły Edwin zdążył jeszcze przed wyjazdem do RFN zdobyć mistrzostwo Polski juniorów do lat 17 we florecie.
Zygmunt Chychła wyjechał – jak napisał Adam Mauks - do „kraju, z którego pochodzili ciemiężyciele jego ojca więzionego i torturowanego w Victoriaschule oraz jego starszego brata Jana, wysłanego na front wschodni, z którego już nie wrócił”. „To kolejny przykład życiowych i historycznych paradoksów gdańskich Polaków… Wraz z wyjazdem zniknął z gazet, książek i opracowań. Chciano go wymazać z pamięci” – przypomniał.
„Feliks Stamm twierdził, że kiedy Chychła był w swej najlepszej formie, żaden pięściarz na świecie nie mógł marzyć o zwycięstwie nad nim” - powiedział dziennikarz sportowy Janusz Pindera w programie „Śniadanie z boksem”. „We wszystkich opowieściach, które słyszałem o Chychle, to się powtarzało – że to był człowiek skromny, bardzo uczciwy, ale twardy ja stal. I nic nie było wstanie go złamać” – podkreślił.
„Był pierwszym prawdziwym symbolem polskiej szkoły boksu, wzorem do naśladowania. Miał przeciętne warunki fizyczne, nie nokautował jednym ciosem, ale był doskonały w dystansie, półdystansie i zwarciu, imponował fantastyczną pracą nóg. Cóż mogę więcej powiedzieć, był moim idolem” - powiedział Januszowi Pinderze Leszek Drogosz („Rzeczpospolita”, 2009).
„Nigdy nie mogłem zrozumieć, że moja niebiedna kariera sportowa i jak myślę, uczciwe życie oraz lojalność do Polski Ludowej nie były wystarczające” – pisał do Tadeusza Olszańskiego w 1984 r. Zygmunt Chychła. „Byłem przez moje pochodzenie w prasie albo zamilczany, jak Pan trafnie zauważył, albo też stylizowany, między innymi ze zrozumiałych pobudek przez moich bliskich, na 'bojownika polskości'… W moich oczach była to zawsze obraza i arogancja w stosunku do wielu mieszkańców Pomorza i Gdańska, którzy walczyli za polskość i za tę walkę zapłacili własnym życiem. Takim człowiekiem nie byłem i nie jestem” - dodał.
W 2022 roku Zygmunt Chychła został patronem gdańskiego tramwaju.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ aszw/