Jego zdjęcia są dziś jednym z najważniejszych dokumentów Powstania Warszawskiego. W czasie zrywu zrobił ich ponad tysiąc. Eugeniusz Lokajski, olimpijczyk z Berlina, żołnierz i fotograf powstania, końca walk nie dożył. Zginął 25 września 1944 r.
To był jeden z ostatnich dni walk. Lokajski dostał polecenie zrobienia zdjęć do fałszywych dokumentów. Do domu przy Marszałkowskiej 129 wszedł, by zdobyć filmy do aparatu: „– Janek, idę naprzeciwko, tam mogą być filmy – powiedział »Brok«. Ja nie podniosłem się, bo nie miałem sił. Pobiegł sam. I chwilę potem nastąpił wybuch. Pocisk uderzył właśnie w dom przy Marszałkowskiej 129. Wybiegliśmy. Olbrzymia kamienica, chyba pięciopiętrowa, została do piwnic zburzona” – wspominał po latach Jan Gozdawa-Gołębiowski, powstańczy towarzysz Lokajskiego.
„Nie wiem, czy było to przeczucie. Zostawił mi pudełko z filmami, mówiąc, że mam tego specjalnie strzec, bo to ważne nie tylko dla niego, ale dla historii [...]. Nosiłam filmy w blaszanym pudełku, zawsze miałam przyczepione na piersiach, wciąż schowane, to wszystko ocalało.”
Próbowano do niego dotrzeć. „Chłopcy się starali, żeby go odkopać, ale nie dali rady, bo co odsunęli gruzy, to z powrotem się zwalało wszystko” – relacjonowała siostra Eugeniusza, Zofia. „Zocha” spotkała się z bratem niewiele wcześniej. „Nie wiem, czy było to przeczucie. Zostawił mi pudełko z filmami, mówiąc, że mam tego specjalnie strzec, bo to ważne nie tylko dla niego, ale dla historii [...]. Nosiłam filmy w blaszanym pudełku, zawsze miałam przyczepione na piersiach, wciąż schowane, to wszystko ocalało” – relacjonowała.
Chuchro, które zostało oszczepnikiem
Lokajski urodził się 14 grudnia 1908 r. w Warszawie. Pochodził z rodziny rzemieślniczej. Miał 20 lat, gdy zdał maturę w Gimnazjum im. Mikołaja Reja. Już wtedy jego największą pasją był sport. Marzył, by zostać oszczepnikiem – marzenie wydawałoby się nie do spełnienia. „Zostaw, to nie dla ciebie. Nie myśl, chłopcze, o oszczepie. Nic tu nie zwojujesz! Jesteś chuchro. Skacz, biegaj, ale o rzutach nie myśl. To nie dla ciebie, wierz mi, znam się na tym” – miał usłyszeć – według różnych wersji – od nauczyciela wychowania fizycznego z gimnazjum, lub trenera.
Początkowo ćwiczył różne dyscypliny. „Zaczęły się treningi, gimnastyka, pływanie, biegi, najrozmaitsze sporty – opowiadał Bohdan Tomaszewski, powstaniec i słynny sportowy dziennikarz. – Stąd narodziła się wszechstronność Lokajskiego. On był wieloboistą, należał do czołówki również w dziesięcioboju”.
Jednak ukochaną konkurencją pozostał oszczep. „Lot oszczepu po prostu go fascynował, napisał nawet o nim trzyzwrotkowy wiersz, wydrukowany w wypisach szkolnych – niestety, zaginął” – wspominała siostra. Pierwszy oszczep dostał od woźnego ze stadionu na Agrykoli. „Coś, co przypominało oszczep – krzywy, giętki jak z gumy, bez osznurowania, ale mocny, który służył mu całe lata” – dodawała.
Po maturze zaczął studia w Wyższej Szkole Handlowej. „Jednocześnie zaczął pracować, aby ulżyć matce. Znalazł pracę w VII Komisariacie Policji przy ulicy Elektoralnej jako urzędnik. [...] Pracował ponad rok [...]. Po tym czasie rzucił studia na WSH, nieleżące w jego zainteresowaniach” – mówiła Zofia o starszym bracie.
Wstąpił do Szkoły Podchorążych w Zambrowie. Ukończył ją z pierwszą lokatą. W trakcie kursu prowadził ćwiczenia sportowe i organizował zawody. „Tam właśnie utwierdził się w przekonaniu, że jego powołaniem jest praca nauczyciela wychowania fizycznego”.
Po dwóch latach wznowił studia na uczelni wyższej, tyle że tym razem poszedł za głosem serca i został studentem Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego w Warszawie. Ukończył go po dwóch latach i rozpoczął pracę asystenta na uczelni. Był też instruktorem lekkiej atletyki, a jako nauczyciel wrócił do swojego dawnego gimnazjum.
Cały czas było mocno związany z domem rodzinnym. „Do domu wpadał codziennie. Gdy urodziła się moja córka, Elżunia, przyjeżdżał co wieczór, aby asystować przy jej kąpieli. Bardzo ją kochał i poświęcał jej dużo czasu” – opowiadała siostra.
Przede wszystkim jednak trenował. „Mijały lata. Nazywali mnie w domu chuchrem, a w klubie, z racji mych wyjątkowo długich rąk i jeszcze dłuższych nóg, zyskałem przydomek »pająkowatego«. Nie wyrzekłem się jednak oszczepu” – wspominał.
Jak na oszczepnika faktycznie był chucherkiem. Przy 181 cm wzrostu ważył nieco ponad 70 kg. „Brałem pod pachę dwa oszczepy i szedłem do pobliskiego lasu, rzucając je w marszu, lekko, bez większego wysiłku, często do celu. Niektórzy sądzili, że mój trening to tylko walka ze słońcem, z tą różnicą, że miejsce motyki zajął oszczep. A ja, poza wzmocnieniem mięśni, odnalazłem swój styl, dostosowywany idealnie do mojej budowy, szybkości i siły” – pisał po latach.
Pierwsze sukcesy sportowe wcale nie były związane z oszczepem. Zdobywał medale mistrzostw Polski w skoku wzwyż. Zdobył też srebro Akademickich Mistrzostw Świata w pięcioboju. Do najlepszych wyników jako oszczepnik dochodził powoli. W czerwcu 1936 r. w Poznaniu stoczył porywającą walkę z innym polskim oszczepnikiem – Walterem Turczykiem. Obaj rzucili ponad 70 m, Lokajski był lepszy ustanowił rekord Polski – 73,27 m (rekord przetrwał kilkanaście lat! ). „Niepozorni chłopcy – wspaniałe rzuty”, „Wyniki klasy światowej” – brzmiały nagłówki gazet. Podgrzewały atmosferę, bo niedługo miały się rozpocząć Igrzyska.
Igrzyska, czyli ogień bólu
Lokajski do Berlina pojechał jako faworyt do medalu. Miał trzeci wynik na świecie… I ogromnego pecha. Kontuzję odniósł na treningu przed zawodami, zerwał mięśnie barku, a później… „Pierwszy rzut finałowy przeszył mnie ogniem bólu, za drugim coś się urwało, a trzeci...” – mówił zdruzgotany. Lokajski zajął siódme miejsce. Następnie trafił do niemieckiego sanatorium. Tak jego pobyt tam relacjonował „Przegląd Sportowy”: „W pokoju numer 39 jest ich czterech. Jeden – biegał. Teraz leży. Drugi – skakał. Teraz leży. Trzeci – dźwigał. Dźwigał, dźwigał, aż jego dźwignęli i zanieśli do sanatorium. Czwarty – rzucał. Teraz leży. Leży w rynnie, w korycie, w gipsowym łożysku. Nogi rozkraczone, prawa ręka sięga do sufitu, ciało w bezładzie i bezruchu. Olimpijczyk, oszczepnik, nasz Lokajski”.
Do sportu wrócił, ale do mistrzowskiej formy już nie. Wystąpił między innymi w trójmeczu lekkoatletycznym w Grecji. Ale w Polsce nadal był gwiazdą. „Traktowaliśmy go trochę jak Skrzetuskiego z trylogii Sienkiewicza” – opowiadał Bohdan Tomaszewski, uczestnik walk o Warszawę.
We wrześniu 1938 r. Lokajski przeszedł skomplikowane zapalenie ucha, która doprowadziło do trepanacji czaszki. Znów na długo porzucił treningi. Kiedy wrócił do zdrowia i zaczął myśleć o powrocie na stadion, wybuchła wojna. W czasie wojny obronnej był dowódcą plutonu. Dostał się do niewoli sowieckiej, ale udało mu się uciec. Wrócił do Warszawy. Początkowo pracował jako robotnik, otworzył zakład fotograficzny. W przeciwieństwie do młodszego brata i siostry stronił od konspiracji. Prowadził za to konspiracyjne treningi znane jako „Punkt mycia i kąpieli” oraz zajęcia WF w podziemnych szkołach.
Znajomości z sanatorium i start w Igrzyskach dwa razy pozwoliły mu uniknąć wywiezienia po łapankach. W pierwszej wypuścił go oficer, którego poznał podczas leczenie w Niemczech, z drugiej uratował się, bo poznał go żandarm, który też brał udział w Igrzyskach.
Jego życie zmieniło się 22 grudnia 1943 r. Wówczas jego młodszy brat został ciężko ranny po postrzale przez niemieckiego żandarma. Józef mimo operacji umarł. Eugeniusz postanawił przystąpić do konspiracji.
Karabin i aparat
W czasie powstania został dowódcą plutonu, który miał bronić barykad na Chmielnej i w gmachu Poczty Głównej. „Widziałem »Broka« w akcji. To był człowiek odpowiedzialny. Nie szafował życiem podległych sobie żołnierzy, a sam też nie kłaniał się kulom” – pisał Gozdawa. Lokajski nie rozstawał się z aparatem. Robienie zdjęć zlecił mu dowódca.
Nie ma pewności, kiedy narodziła się jego druga po sporcie pasja – fotografowanie. W jednym ze wspomnień siostra mówiła, że było to w czasie studiów. Zapewne jednak pierwszy aparat „Leica” kupił w Berlinie podczas Igrzysk. „Od tej pory już w fotografował bez przerwy […] miał w łazience wywoływacz i tam robił wszystko” – wspominała Zofia.
Przed powstaniem Lokajski przeniósł zakład fotograficzny do mieszkania matki. Siostra uważała, że praca brata nie była uciążliwa. „Nie, to przecież cały czas się nie moczyło, zamoczył i później się wyjmowało, to znowuż schło. Nie przeszkadzało nam, bo on był taki zajęty fotografik, że coś niesamowitego”. Za to czasem wściekał się na swoją siostrzenicę. „Wciąż robił awantury mojej córce, bo dorysowywała na zdjęciach wąsy, strasznie się o to złościł” - opowiadała „Zocha”.
Lokajski robił setki zdjęć. Był między innymi przy zdobyciu wieżowca PAST-y. „Brok” poza karabinem zabrał na akcję aparat i kamerę. Także jego filmy oglądali dzień później widzowie w kinie „Palladium”.
Lokajski fotografował nie tylko walkę, lecz także życie codzienne Warszawy. „Narzekaliśmy czasem, że on tylko z aparatem, że nie powinien tak wszystkiego fotografować. Potrafił dostrzegać urok tych naszych codziennych powstańczych chwil, momentów, kiedy nie byliśmy żołnierzami, a byliśmy po prostu ludźmi" – wspominała z kolei Janina Kulesza-Kurowska.
***
Ciało Lokajskiego spod gruzów zostało wydobyte dzięki staraniom siostry dopiero w maju 1945 r. „Pył go tak zakonserwował, że w ogóle był niezmieniony, tylko tyle, że nie żył” – wspominała Zofia. Lokajski został pochowany na warszawskich Powązkach.
Jego zdjęcia nie od razu zyskały uznanie. „Nie mogłam znaleźć wydawcy i nie mogłam zrobić oficjalnej wystawy fotograficznej. W związku fotografików nie chciano ze mną rozmawiać. Gienek był fotografem amatorem. Udało mi się zorganizować kilka wystaw fotograficznych własnym kosztem”. „Nikt ze współczesnych nie zdawał sobie sprawy, że ten spokojny, cichy, ekssportowiec w randze podporucznika będzie w przyszłości człowiekiem, który na dnie klęski, zza własnego grobu dokona tego, czego nie udało się powstańczym generałom i wodzom: da dowód polskiej prawdzie tej wojny... Odniósł swoje zwycięstwo” – napisał o nim Jerzy Piórkowski, który współtworzył w 1957 r. album „Miasto NIEujarzmione”.
W 2003 r. Zofia przekazała zbiór 840 fotografii Muzeum Powstania Warszawskiego. W 2019 r. trafiło tam dodatkowych 300 zdjęć przekazanych przez Zofię Rudowską, która tuż przed śmiercią wyjawiła, że była narzeczoną Lokajskiego. W sumie Lokajski zrobił w czasie powstania ponad tysiąc zdjęć.
Autor: Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski