Kult Bandery czy Szuchewycza nie jest wymysłem rosyjskiej propagandy. Ta jedynie z zadowoleniem przyjmuje fakt, że Ukraińcy wynoszą na piedestał terrorystów czy zbrodniarzy, a nie intelektualistów czy przywódców religijnych – powiedział Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego.
PAP: W nocy z niedzieli na poniedziałek na pomniku Pomordowanych na Kresach we Wrocławiu namalowano czarno-czerwoną flagę i slogan w języku ukraińskim „chwała UPA”. Sprawę zgłoszono policji, lecz tożsamość sprawców pozostaje nieznana. W tym samym czasie w rosyjskojęzycznej infosferze rozlał się „news”, że w miejscowości Werchrata zdemolowano upamiętnienie bojowników Ukraińskiej Powstańczej Armii. Rzeczywiście miało to miejsce, lecz osiem lat temu. Czy ta zbieżność czasowa pozwala przypuszczać, że zbezczeszczenie obiektu we Wrocławiu było inspirowane przez Rosję?
Łukasz Adamski: Jest bardzo wysoce prawdopodobne, że ten akt wandalizmu został przeprowadzony na zamówienie służb czy jakichś innych struktur rosyjskich. Z takimi incydentami mieliśmy już do czynienia w latach 2016 i 2017. W Polsce rozpoczęła się wówczas akcja wandalizowania pomników nagrobnych członków UPA, postawionych głównie na Podkarpaciu. Duża ich część nie miała niezbędnych zezwoleń, choć część je posiadała. Właśnie w 2015 r. zniszczono legalną tablicę na górze Monasterz koło Werchraty na mogile członków UPA, którzy w marcu 1945 r. zginęli w potyczce z NKWD.
Na Ukrainie również dochodziło do niszczenia polskich miejsc pamięci – grobów czy znajdującego się w Hucie Pieniackiej pomnika upamiętniającego ofiary pacyfikacji tej wsi przeprowadzonej przez Niemców i wspierające ich formacje ukraińskie. Warto wspomnieć, że w tym samym czasie zbezczeszczono pomnik ukraińskich Kozaków w Wiedniu.
Na Ukrainie również dochodziło do niszczenia polskich miejsc pamięci – grobów czy znajdującego się w Hucie Pieniackiej pomnika upamiętniającego ofiary pacyfikacji tej wsi przeprowadzonej przez Niemców i wspierające ich formacje ukraińskie. Warto wspomnieć, że w tym samym czasie zbezczeszczono pomnik ukraińskich Kozaków w Wiedniu. Umieszczono na nim napis w języku polskim: „Wolyn, pamietamy!” - właśnie w tej formie, bez znaków diakrytycznych. To daje mocne poszlaki, że nawet jeśli nie wszystkie, to znaczna część tych aktów wandalizmu została przeprowadzona na zlecenie rosyjskiej agentury. Dlatego w przypadku zdarzenia we Wrocławiu taką hipotezę rozpatrywałbym w pierwszej kolejności. Choć oczywiście nie możemy zapominać, że napięcia na tle historycznym czasem skłaniają ukraińskich i polskich hiperpatriotów do manifestowania swoich przekonań w taki właśnie sposób.
PAP: Czy to, że do tego aktu wandalizmu doszło właśnie teraz, jest dziełem przypadku, czy można to powiązać z jakimiś wydarzeniami?
Ł.A.: Oczywiście może to być przypadek, ale poważnie brałbym pod uwagę, że zleceniodawcy dobrze wiedzą, że Polska i Ukraina prowadzą intensywne rozmowy o tym, jak wyjść z impasu spowodowanego z jednej strony biurokratyczną blokadą na rozpatrywanie polskich wniosków dotyczących poszukiwań ekshumacji pomordowanych na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, a z drugiej zaś – sprawą wspomnianego już przeze mnie pomnika w Monasterzu. Zniszczony obiekt został co prawda odbudowany, ale nie w takiej formie jak przed zniszczeniem (bez nazwisk poległych członków UPA i napisu: „polegli za wolną Ukrainę” – przyp. PAP). To daje stronie ukraińskiej pretekst do utrzymywania blokady na poszukiwania i ekshumacje pomordowanych Polaków. Cała wiedza o rosyjskim modus operandi skłania do przyjęcia założenia, że rysunek i napis na monumencie we Wrocławiu zostały umieszczone na zlecenie prokremlowskich struktur. Nie odrzucałbym jednak całkowicie hipotezy, że dokonali tego jacyś ukraińscy nacjonaliści, którzy kompletnie nie rozumieją polskiej wrażliwości historycznej.
PAP: Skoro jesteśmy przy ukraińskich nacjonalistach. Czy ta ideologia rzeczywiście zyskuje na popularności? Czy Stepan Bandera powszechnie pojawia się na Ukrainie na sztandarach? Czy to obraz, który kreślą przed nami rosyjskie ośrodki propagandowe oraz inne środowiska nieprzychylne Ukraińcom?
Ł.A.: O ile w Polsce jest rozumienie tego, że UPA była siłą nacjonalistyczną, która choć splamiła się potwornymi zbrodniami, to też walczyła z Sowietami, próbując ochronić przed sowietyzacją Wołyń i Galicję Wschodnią. Tymczasem w rosyjskiej propagandzie to bandyci współpracujący z Niemcami. I nic więcej. Tak to jest przedstawiane w przekazach propagandowych, rosyjskich mediach czy w wypowiedziach rosyjskich polityków. Jednak jeśli wejdziemy na poziom kremlowskiej agentury, to istnieje sporo poszlak, że działalność niektórych radykalnych ukraińskich nacjonalistów była wiele lat pośrednio zasilana rosyjskimi pieniędzmi. Głoszone przez nich hasła szkodziły bowiem wizerunkowi Ukrainy w Polsce, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych tak bardzo, że – z punktu widzenia rosyjskich interesów – wspieranie finansowe radykalnych nacjonalistów, nawet bez ich wiedzy, służyło rosyjskim interesom.
To efekt prowadzonej przez co najmniej dwadzieścia lat ukraińskiej polityki pamięci zapoczątkowanej za Wiktora Juszczenki, potem znacznie zintensyfikowanej w czasie prezydentury Petro Poroszenki, a niepowstrzymanej przez Zełenskiego. Polega ona na budowaniu tożsamości narodowej na hasłach antyrosyjskich, przy czym ma ona mocno czerpać z tradycji upowskiej
Natomiast jeśli chodzi o kult Romana Szuchewycza, a przede wszystkim Bandery, to na Ukrainie rzeczywiście staje się on zjawiskiem ogólnonarodowym. To efekt prowadzonej przez co najmniej dwadzieścia lat ukraińskiej polityki pamięci zapoczątkowanej za Wiktora Juszczenki, potem znacznie zintensyfikowanej w czasie prezydentury Petro Poroszenki, a niepowstrzymanej przez Zełenskiego. Polega ona na budowaniu tożsamości narodowej na hasłach antyrosyjskich, przy czym ma ona mocno czerpać z tradycji upowskiej jako wciąż żywej w pamięci tradycji walki Ukraińców z Rosją. Młodzież, osoby w średnim wieku, ale także te starsze, które wzmacniają swoją tożsamość narodową, przyjmują taką uproszczoną formę historii. Dla Polski oczywiście stanowi to poważny problem. Dla Ukrainy zresztą też.
Chciałbym jednak, żeby mocno to wybrzmiało – kult Bandery czy Szuchewycza nie jest wymysłem rosyjskiej propagandy. Ta jedynie z zadowoleniem przyjmuje fakt, że Ukraińcy wynoszą na piedestał terrorystów czy zbrodniarzy, a nie na przykład intelektualistów czy przywódców religijnych, jak Iwan Franko czy Andrej Szeptycki, którzy też byli szczerymi ukraińskimi patriotami, lecz odcinali się od prymitywnego nacjonalizmu.
Rozmawiał Grzegorz Rutke (PAP)
gru/ mow/