Film, nagłaśniając sprawę, wpłynął na losy pierwowzorów swych bohaterów. 19 listopada 1999 roku na ekrany polskich kin wszedł "Dług", wyreżyserowany przez Krzysztofa Krauzego według scenariusza napisanego wspólnie z Jerzym Morawskim, na podstawie prawdziwego wydarzenia.
"W wypadku +Długu+ było to wydarzenie głośne, które niegdyś zwróciło powszechną uwagę i od samego początku pełniło w przestrzeni publicznej tę funkcję, którą przewidział dla niej film: symptomu stanu etycznego społeczeństwa" - napisał prof. Tadeusz Lubelski w artykule "Krzysztof Krauze - młodszy brat Kina Moralnego Niepokoju" (2007).
"Podwójna zbrodnia, dokonana w podwarszawskim lesie w nocy z 8 na 9 marca 1994 roku, była kojarzona początkowo - przez swoje okrucieństwo - z porachunkami mafijnymi, i to z kręgu naszych wschodnich sąsiadów. Zwłoki dwóch mężczyzn, odnalezione na płyciźnie przy prawym brzegu Wisły pierwszego ranka po zbrodni przez mieszkankę wsi Ostrówek w pobliżu Góry Kalwarii, były zmasakrowane, miały odcięte głowy; w którejś z gazet napisano nawet, że zabójcy wcześniej grali tymi głowami w piłkę" - dodał.
Rychło okazało się jednak, że tych okrucieństw dopuścili się dwaj młodzi warszawscy biznesmeni wywodzący się z porządnych, inteligenckich domów, dalecy od środowisk przestępczych - Artur Bryliński (niedawny student matematyki i informatyki) i Sławomir Sikora (absolwent kierunku opieka społeczna w Studium Medycznym). Pozbyli się w ten sposób prześladowcy (dawnego znajomego Sikory) Grzegorza Gmitrzaka (miał za sobą wyrok więzienia za wymuszenia i napad na policjanta) oraz jego ochroniarza Mariusza Kłosa. "Uczynili to z desperacji, doprowadzeni do ostateczności. Gmitrzak, który początkowo obiecał im pomoc w poręczeniu kredytu, okazał się draniem: przez półtora roku terroryzował ich, torturował, zastraszał, wymuszając wciąż nowe formy spłacenia nieistniejącego +długu+. Pozbawieni pomocy prokuratury i policji, pozbyli się go sami, żeby się uratować, choć, planując swoją zemstę, nie przypuszczali, że będzie ona miała tak drastyczny przebieg. Długotrwały proces sądowy skończył się w listopadzie 1997 roku zaskakująco wysokimi wyrokami: obaj dostali po 25 lat więzienia" - przypomniał prof. Lubelski.
Jerzy Morawski: Krzysztof miał w sobie coś, czego wielu filmowców nie ma. Żeby zrobić film, poświęcał wszystko. Miał piekielny talent i potrzebę zrobienia czegoś fenomenalnego
"Krzysztof miał nosa. Na mnie gazetowa notatka o znalezieniu odciętej głowy nie zrobiła większego wrażenia. A on stwierdził - to jest temat!" - wyjaśnia PAP genezę "Długu" Jerzy Morawski, dodając, że powstał dzięki temu film zasługujący na Oscara.
Autorzy scenariusza poznali się w 1993 roku. "Zjawił się niespodziewanie w redakcji +Życia Warszawy+, która mieściła się wówczas w dawnym milicyjnym kinie Klub. - Świetny reportaż napisałeś! - powiedział na przywitanie. - Czytałeś? - spytałem, nieco zaskoczony. Nie, tylko jego omówienie w +Gazecie Wyborczej+ - uśmiechnął się" - wspomina Morawski, który opublikował wówczas jeden ze swoich tekstów na temat sprawy Stanisława Pyjasa.
"Jego zdaniem temat był +amerykański+ - chciał zrobić film dokumentalny. Wzruszyłem ramionami, bo słyszałem już kilka takich propozycji związanych z moimi tekstami i nic z tego nie wynikło. Ale Krzysiek w niecałe 24 godziny później przyszedł znów, by oznajmić: jedziemy robić film do Krakowa! Zdążył odbyć kwerendę po telewizji i wszystko załatwić" - opowiada Morawski. "Poczułem się, jakbym miał swojego własnego agenta".
W ten sposób powstały "Gry uliczne" (1996). "Aby uświadomić sobie, do jakiego stopnia ten film miał osobisty charakter, warto zwrócić uwagę, że Stanisław Pyjas, rocznik 1953, student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamordowany w 1977 roku za działalność opozycyjną - był rówieśnikiem Krzysztofa Krauzego" - napisał prof. Lubelski. "Jakby chcąc zmazać winę dawnego zaniechania, reżyser poszedł jego tropem" - dodał.
"Spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy Oleandrów - mieszkaliśmy wówczas po sąsiedzku. Krzysiek wracał z telewizji, poszedł tam z pomysłem filmu fabularnego o Pyjasie - szedł bez większej nadziei, bo był pewien, że już ze trzech Pyjasów tam leży - okazało się, że nie było żadnego" - mówi PAP scenarzysta Wojciech Tomczyk. "Warto chyba przypomnieć, że w ówczesnych polskich fabułach esbecy byli prezentowani raczej jako honorowi, wyklęci straceńcy, a nie zdegenerowani zbrodniarze. To Krauze pierwszy pokazał ich naprawdę" - podkreśla. "A zabijając sam siebie - bo tak odbieram ostatnią scenę filmu - odkrył coś, co kilkanaście lat później poznaliśmy jako +seryjnego samobójcę+" - dodaje.
"Krzysztof miał w sobie coś, czego wielu filmowców nie ma. Żeby zrobić film, poświęcał wszystko. Miał piekielny talent i potrzebę zrobienia czegoś fenomenalnego" - wspomina Jerzy Morawski. "Nie robił filmów niepotrzebnych, błahych" - ocenia dorobek Krauzego Wojciech Tomczyk.
"Krzysztof stale starał się dowiedzieć, kim jest. Ale wiedział na pewno, kim nie jest. Bo nie był, nie chciał być reżyserem-rzemieślnikiem. Stawał za kamerą tylko wtedy, gdy miał coś do powiedzenia — zwykle o tych słabszych, którzy sami nie mieli siły krzyczeć. Powtarzał, że filmy robi się +w obronie+. Ludzi, spraw, wartości" - napisała Barbara Hollender ("Rzeczpospolita", 2014). "Dlatego nie robił filmów o nowobogackich biznesmenach, tylko o tych, którzy idą przez życie z trudem" - dodała.
"Dług" jest niewątpliwie filmem w obronie. "Byłem poruszony: jak dochodzi do sytuacji, że młodzi mężczyźni z inteligenckich domów, bez patologicznych obciążeń, o wysokim ilorazie inteligencji, nieoczekiwanie dla samych siebie decydują się zabić? Co doprowadza ich do tego, by zaprzepaścić te wartości, w duchu których zostali wychowani? Z drugiej strony - biegły w ich procesie powiedział, że na ich miejscu zapewne rzuciłby się pod pociąg" - powiedział Krzysztof Krauze.
Krauze i Morawski odwiedzili obu skazanych w więzieniu na samym początku odsiadywania wyroku. Dwunastogodzinna seria rozmów stała się dla Brylińskiego i Sikory pierwszą okazją do swoistej "spowiedzi", natomiast dla filmowców punktem wyjścia.
"Stanąłem wobec wątpliwości natury moralnej. Po pierwsze, byli to normalni chłopcy, z którymi niemal mógłbym się zaprzyjaźnić: mieszkali mniej więcej tam gdzie ja, chodziliśmy w te same miejsca, okazało się, że nawet mamy wspólnych znajomych. Sam przeżyłem kilka sytuacji lękowych i wiem, co to znaczy bać się. Doskonale ich rozumiałem, czułem, że sam mógłbym się znaleźć w podobnej sytuacji" - opowiadał Krauze. "Ale w swojej opowieści doszli do momentu zbrodni. Zrozumiałem wtedy, że w moim filmie to brutalne morderstwo musi pozostać, musi brzmieć mocnym dysonansem. Inaczej zbyt łatwo można by tych ludzi rozgrzeszyć, a film taki jak +Dług+ nie może iść na kompromisy: widz powinien stanąć przed takim samym trudnym wyborem jak jego bohaterowie" - podkreślił reżyser.
"Rzadko się zdarza, by jakikolwiek film tak mocno przenikał się z rzeczywistą historią, o której opowiadał, a w tym wypadku nawet - decydująco wpłynął na jej dalszy ciąg" - ocenił prof. Tadeusz Lubelski. "+Dług+ zmusza nas najpierw, swoją stosującą suspense konstrukcją, byśmy - bojąc się o bohatera jak o siebie - solidaryzowali się z jego zbrodnią, a potem każe nam się cofnąć o krok i spytać, czy rzeczywiście zdolni bylibyśmy dojść aż tam" - wyjaśnił.
"Gangster jest tu dużo silniejszy niż struktury państwa. Krauze pokazuje też kompletne zwyrodnienie instytucji państwa, wobec której jednostka jest bez szans" - powiedział krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz w radiowej "Trójce" (2014).
"Przecież to oni są beneficjentami dzisiejszych czasów" - ocenił Zdzisław Pietrasik w recenzji pt. "Gest Raskolnikowa" ("Polityka", 1999). "Takim jak oni wydaje się nawet, iż cały nowy ustrój powstał z myślą o nich właśnie. Nie mają kompleksów, nie oglądają się wstecz, gdzie w czasie przeszłym dokonanym zostało pokolenie ich rodziców, którzy znają na pamięć obszerne fragmenty +Pana Tadeusza+, ale nie wiedzą, czym różni się akcja od obligacji" - wyjaśnił.
Nagrodzony w 1999 r. w Gdyni Złotymi Lwami "Dług" nie został zgłoszony do Oscara, ustąpił miejsca "Panu Tadeuszowi" Andrzeja Wajdy. "Odkąd podano oficjalnie, że +Pan Tadeusz+ został zgłoszony do Oscara, zadaję sobie pytanie, czy ktoś za granicą zrozumie +Pana Tadeusza+" - zastanawiał się Tomasz Raczek. Sfilmowany "Ostatni zajazd na Litwie" nie zrobił większego wrażenia na członkach Amerykańskiej Akademii Filmowej.
"Thriller przegrał z trzynastozgłoskowcem" - żartuje Morawski. Przypomina, że jeszcze za życia Krzysztofa Krauzego (1953-2014) kilkakrotnie zgłaszali się do nich amerykańscy producenci - Hollywood dopytuje się o "Dług". "Ostatni raz zdarzyło się to jakieś pół roku temu" - mówi Morawski.
Jego zdaniem, film wywołał u widza efekt "dopełnienia scenariusza". "Został wzbogacony o lęki, niepokoje i przeżycia każdego, kto doświadczył przemocy na sobie, czy bliskich. Widz nosił w sobie własny scenariusz strachu i, oglądając +Dług+, uzmysłowił to sobie. W losach Adama i Stefana widzowie odnaleźli siebie. Niepozorny Gerard, wyglądający jak sąsiad z windy, to metafora nieznanego i niepojętego, uderzającego znienacka, złego przypadku, który może czyhać na każdego" - wyjaśnia Morawski. Podkreśla, że Andrzej Chyra jako Gerard był "genialny". "On jest tam demonem, ale demonem z miłą twarzą. Na tym polega strach, który budzi ten bohater. Potrafi być miły, uprzejmy, żeby za sekundę przyłożyć nóż do gardła" - ocenił Błażej Hrapkowicz. Chyra przed "Długiem" był aktorem praktycznie nieznanym.
Filmoznawca Małgorzata Kozubek przeprowadziła ankietę - spośród dwustu osób prawie połowa uznała "Dług" za film, po którym zmienili pogląd w ważnej sprawie. "Rozmawiałam później z tymi osobami. Z ogromnym zaangażowaniem opowiadały, jak bardzo poruszyła je opowiedziana historia" - napisała w artykule pt. "Prawdopodobnie zrobiłbym to samo" ("Kino", 2004).
Petycję o ułaskawienie Sławomira Sikory podpisało się - jak czytamy na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) - blisko 38 tys. osób, "co było czymś wyjątkowym na skalę światową". W grudniu 2005 roku, pod koniec swej prezydentury, Aleksander Kwaśniewski skorzystał z prawa łaski wobec Sikory. Pięć lat później Bronisław Komorowski ułaskawił Artura Brylińskiego, kończąc procedurę wszczętą jeszcze za kadencji Lecha Kaczyńskiego.
Reżyser "Długu" Krzysztof Krauze doczekał tych ułaskawień - zmarł 24 grudnia 2014 r. w wieku 61 lat.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ wj/