Bądźmy dobrej myśli, ale trzymajmy rękę na pulsie - ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej to praca na dziesiątki lat - tak skomentował perspektywy polskich badań na Ukrainie po środowej wizycie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Polsce historyk IPN Leon Popek.
Polska Agencja Prasowa: Czy prace polsko-ukraińskiej Grupy Roboczej ds. dialogu historycznego w kontekście uregulowania kwestii pochowków Polaków pomordowanych w Ukrainie i godnego ich upamiętnienia przyniosą realne rezultaty? Także w kwestii ustalenia prawdy o rzezi na Wołyniu?
Leon Popek, historyk z warszawskiego oddziału IPN: Myślę, że najwyższy czas, żeby takie komisje zaczęły działać, funkcjonować i ostro brać się do pracy, dlatego, że temat jest bardzo zaniedbany. Powiedziałbym, potrzebujący wielu, wielu godzin pracy, dyskusji, rozwiązań. Niezwykle ważne jest też to, co obserwujemy ostatnio, chociażby dlatego, iż najwyższy czas, żeby było jakieś zadośćuczynienie dla ostatnich żyjących, którzy potracili swoich najbliższych na Wołyniu, ale nie tylko, bo także w Małopolsce Wschodniej - w województwie lwowskim, stanisławowskim, tarnopolskim i części poleskiego.
„(...) „domyślam się, że wśród tych 20 złożonych stronie ukraińskiej wniosków, są kwestie: legionistów z 1915 roku, żołnierzy z wojen 1919-20, żołnierzy z września 1939 roku, ofiar NKWD z lat 1937-38, ale później też z lat 1940-41. No i w końcu ofiar ludobójstwa z lat 1943-47.”
PAP: Czy, pana zdaniem, Ukraina w ostatnich miesiącach zmienia retorykę? Czy środowa wizyta prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Polsce i spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą, ich wypowiedzi po tym spotkaniu, mogą oznaczać przełom w kwestii stosunku do polsko-ukraińskiej historii?
L. P.: Mam taką nadzieję, chociaż też tutaj trochę jestem sceptykiem. Po prostu było już tyle różnych zapowiedzi, deklaracji. Chociażby ponad rok temu, po wizycie obu prezydentów w Łucku. Myśleliśmy, że te jaskółki, które wtedy widzieliśmy, że one uczynią wiosnę. A później nastąpi lato. Nic takiego się nie stało. Bądźmy dobrej myśli, ale trzymajmy rękę na pulsie. Dlatego, że czeka nas naprawdę bardzo dużo prac na dziesiątki lat. Przypominam, że jak dotąd było zaledwie pięć ekshumacji w czterech miejscowościach. Na 2 tys. miejscowości - w czterech. I to tylko na Wołyniu. Drugie, kolejne 2 tys. miejscowości jest w Małopolsce Wschodniej. Ekshumowano 680 osób ze 130 tysięcy.
To ogrom pracy, który nas czeka. Mam nadzieję, że ten okres zimowy będzie dobrze wykorzystany logistycznie, żeby przygotować te miejsca. I że oprócz prac ekshumacyjnych ruszą prace poszukiwawcze - i to kilku grup - żeby stworzyć choćby taką mapę miejsc pamięci, której nie mamy, której potrzebujemy. Żeby wiedzieć, gdzie szukać, mam nadzieję, w niedalekiej przyszłości.
PAP: W wydanym w środę komunikacie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zapowiedziano drugie spotkanie polsko-ukraińskiej Grupy Roboczej ds. dialogu historycznego pod koniec stycznia we Lwowie. Prezydent Andrzej Duda mówił o liście 20 polskich wniosków przekazanych stronie ukraińskiej. Czy dostrzega pan szansę przejścia od słów do czynów? Czy będzie to nadal tylko rodzaj podtrzymywania dialogu?
L. P.: Myślę, że najwyższy czas, żeby przejść od słów do czynów. Bo domyślam się, że wśród tych 20 złożonych stronie ukraińskiej wniosków, są kwestie: legionistów z 1915 roku, żołnierzy z wojen 1919-20, żołnierzy z września 1939 roku, ofiar NKWD z lat 1937-38, ale później też z lat 1940-41. No i w końcu ofiar ludobójstwa z lat 1943-47.
Zakres prac, poszukiwań, ale też i ekshumacji, jest olbrzymi. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że ekshumacje są niezwykle trudne, ale i żmudne - w takim sensie, że one po prostu muszą trwać; one muszą być bardzo dokładnie wykonane, z pobraniem DNA z kości, z protokołem, który będzie zgodny z tym, co zostało odkryte, podpisanym przez stronę ukraińską i polską. Muszą być przeprowadzone pewne badania, sporządzona dokładna dokumentacja, opinie antropologów, archeologów. To wszystko będzie trwało. Myślę, że my jesteśmy w stanie dokonać zaledwie kilka takich ekshumacji w ciągu roku. A zapotrzebowanie społeczeństwa, rodzin jest olbrzymie.
Istnieje też problem, gdzie te odnalezione i ekshumowane szczątki chować. Nie może być tak, że powtórzy się sytuacja sprzed kilkunastu lat, gdy szczątki leżały ponad 10 lat w kryptach, w dzwonnicach - i w końcu uzgodniono, że trzeba je pochować na cmentarzu w Mościcach. To nie może się powtórzyć, by odnalezione szczątki ofiar leżały nieraz w urągających warunkach.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
gj/ aszw/ js/