
Punktem wyjścia było dla mnie opisanie Śląska, który właśnie przemija, przeminął albo nigdy do końca nie powstał, śladów dziedzictwa tego terenu i jego skomplikowanej historii - mówi autor książki „Śląska, którego nie ma” Kamil Iwanicki.
„Ta książka to tak naprawdę opis moich wycieczek po Śląsku z ostatnich 10 lat, po miejscach, które mnie szczególnie zainteresowały. Taką bezpośrednią inspiracją był jeden ze spacerów po Zabrzu, gdzie mieszkam. W centrum znajduje się kilka przestrzeni, które miały zupełnie inaczej wyglądać. Miał tu m.in. powstać reprezentacyjny miejski rynek, który finalnie jest znacznie mniejszy, a kilkaset metrów dalej planowano budowę wielkiego modernistycznego kościoła, zamiast którego od ponad 90 lat jest tymczasowy kościół św. Kamila. Zacząłem też wspominać odwiedzone w ostatnich latach opuszczone huty, kopalnie czy pałace” - opowiadał PAP Iwanicki.
I to, jak mówił, stało się dla niego punktem wyjścia do opisania Śląska, który właśnie przemija, przeminął albo nigdy do końca nie powstał. "Zacząłem tak trochę historycznie, czyli od śląskich starówek i rozważań czy te stare miasta są naprawdę stare czy też mamy do czynienia z rekonstrukcjami. To też zresztą jedno z pytań jakie zadaję podczas spacerów, które prowadzę po Gliwicach - czy zgadniecie, które kamienice są przed, a które powojenne, bo ludzie już często nie mają świadomości, że te starówki zostały podczas wojny doszczętnie zniszczone" - zauważył.
Tematem drugiego rozdziału są dawne rezydencje magnatów przemysłowych i pałace takie jak Świerklaniec. "W sumie na Śląsku było ich całkiem sporo. Część z nich nie przetrwała, z innych zachowały się tylko pojedyncze budynki lub oficyny, niektóre do dziś stoją opuszczone. Ale co cieszy, takie miejsca jak Świerklaniec nadal przyciągają. Choć w miejscu gdzie stał okazały, nazywany Małym Wersalem pałac, wybudowany w XIX w. przez hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka widzimy pustkę, okalający go piękny park wciąż zachwyca" - wskazał autor.
Rozdział trzeci jest poświęcony inicjatywie powstania w latach 20. XX w. po niemieckiej stronie śląskiego Trójmiasta - Tripolis, które tworzyć miały Zabrze, Gliwice i Bytom. "I temu, co z tych wielkich pomysłów zostało, co się udało zrealizować. A także granicy śląsko-śląskiej, która przecięła ten rejon po I wojnie światowej i powstaniach śląskich" - relacjonował.
"Kolejny rozdział dotyczy śladów żydowskich na tych terenach m.in. miejscowości Biała w dzisiejszym woj. opolskim, dawniej w większości zamieszkanej właśnie przez Żydów, skąd wyruszali do wielkich miast na Dolnym czy Górnym Śląsku, by rozwijać biznes i karierę. Dziedzictwo to jest widoczne również na żydowskich cmentarzach, dziś często opuszczonych, zarośniętych bluszczem, pojawia się też w kontekście pałaców czy przemysłu, którym także Żydzi zarządzali" - powiedział Iwanicki.
"Opowiadam również o niemieckiej wyspie na Górnym Śląsku, którą była miejscowość Schoenwald, obecnie dzielnica Bojków w Gliwicach i o historii tej społeczności, która przyjechała tu w XIII w., miała swoje tradycje i zwyczaje. Sprawdzam co dzisiaj z tego dziedzictwa zostało, bo niektóre domy, kościół wciąż stoją, ale czy możemy jeszcze znaleźć świadectwa tego dawnego świata, mikrokosmosu schoenwaldzkiego?" - podkreślił autor, który szuka także przedwojennych czy powojennych napisów w języku niemieckim na murach śląskich miast. "Czasami zostały zachowywane, ale często przetrwały, ponieważ budynki po prostu nie były wyremontowane i wciąż można dostrzec niemieckie słowa, które wychodzą spod tynku" - mówił Iwanicki.
"Później wspominam wielkie PRL-owskie budynki, te >>ikony<<, powstałe w stylu brutalizmu, z których wiele zostało wyburzonych, jak dworzec kolejowy >>Brutal z Katowic<<, >>Narzeczona Brutala<< jak go ochrzciły media, czyli Pałac Ślubów w centrum miasta, ten akurat w stylu modernistycznym i kilka innych budynków w tym rejonie. Co ciekawe spora część tego dziedzictwa zniknęła w ciągu ostatnich 15, 20 lat" - zauważył.
"Ósmy rozdział poświęciłem oczywiście familokom, bo to takie swoiste zobowiązanie, żeby opowiedzieć o tych osiedlach, które znikają, o szkodach górniczych, przez które właśnie też wiele tych dzielnic zanika czy nawet o decyzjach politycznych o burzeniu tych osiedli robotniczych. Ostatni rozdział jest zaś poświęcony przemysłowi, opuszczonym hutom, kopalniom i temu jaki czeka je dalszy los" - powiedział Iwanicki.
Jak zaznaczył, ciekawe było też dla niego spojrzenie na miejsca czy dziedzictwo, które zanika, "często zapomniane przez władze czy instytucje, ale jakoś nadal obecne w społecznej świadomości". Przykładem może być Szyb Krystyna i facebookowa grupa >>Ratujmy Szyb Krystyna<< pokazująca wolę społeczną, żeby go zachować. "Niektóre miejsca są więc szczególnie ważne dla lokalnej społeczności, inne dziedzictwo wywołuje natomiast kontrowersje jak przedwojenne czy powojenne propagandowe murale. Jeszcze inną kwestią jest kto powinien decydować, że o coś warto zadbać, a co innego nie posiada takiej wartości. To niełatwe, a i perspektywa postrzegania niektórych miejsc zmienia się z czasem" - mówił Iwanicki.
"Staram się również pokazać pozytywne zmiany związane z tym dziedzictwem. Wiele miejsc, które odwiedzałem jeszcze kilka lat temu i były ogólnodostępne, zostało w różny sposób zabezpieczone poprzez ogrodzenia, zamurowanie niektórych wejść czy zatrudnienie ochrony. Część zyskała prywatnych inwestorów lub organizacje o nie dbające, które, także dzięki dotacjom, powoli je rewitalizują przywracając dawną świetność, co bardzo cieszy, podobnie jak coraz większe zainteresowanie zwiedzających. Choć przyznam, że czasem trochę żałuję ich dawnego +dzikiego+ uroku, dzięki któremu można się było poczuć jak odkrywca zaginionej Atlantydy" - zauważył Iwanicki.
Wśród miejsc, które poleca poszukiwaczom śladów "Śląska, którego nie ma" na szczególną uwagę jego zdaniem zasługuje Bytom. "To miasto w pewnym sensie trochę zapomniane, systematycznie jednak poddawane rewitalizacji, w którym znajduje się wiele przykładów tego dziedzictwa. Należy do niego dawny ratusz, który spłonął wraz z całym kwartałem kamienic i dzisiaj, będąc na rynku, nawet nie zdajemy sobie sprawy jak dużej, nigdy nie odbudowanej części brakuje. Mamy pozostałości dawnego Pałacu Tiele-Wincklerów, gdzie jeszcze 10 lat temu była tylko opuszczona oficyna, obecnie wyremontowana jako część Centrum Kultury" - wymieniał.
Rewitalizację, jak mówił, przechodzi także śląska "katedra przemysłu", czyli Elektrociepłownia Szombierki, wspomniany Szyb Krystyna, osiedla robotnicze czy kolejne kamienice. "Bardzo lubię Bytom, także ze względu na ciekawe cmentarze, które uwielbiam zwiedzać. Mamy tam obok siebie pięć nekropolii. Piękny cmentarz Mater Dolorosa z ogromnymi grobowcami najbogatszych przedwojennych rodzin. Znajdujący się po drugiej stronie, ukryty za grubym murem cmentarz żydowski, gdzie pragnący go zwiedzić mężczyźni otrzymają od pilnującej go osoby jarmułkę. Obok jest opuszczony cmentarz ewangelicki, potem jeszcze katolicki i miejski, które łącznie są świadectwem bogatej historii Bytomia" - zaznaczył autor.
Książka, jak podkreśla, jest także próbą zwrócenia uwagi zarówno mieszkańców Śląska, jak i odwiedzających, na ciekawą, związaną z regionem historię mijanych, czasem niepozornych, uznawanych za brzydkie lub zaniedbanych miejsc. "A także zachęcenia do tego by się o nie zatroszczyć. Również o miejsca powstałe w okresie PRL-u czy nawet w ostatnich 20, 30 latach, często też ciekawe, wartościowe architektonicznie lub jako świadectwo swojej epoki, a niekiedy burzone trochę +dla zasady+, nawet bez koncepcji co konstruktywnego mogłoby je zastąpić" - zauważył.
"Czuję jednak pewien powiew optymizmu, mam coraz więcej sygnałów, że jakiś budynek dostał dotację, znalazł się właściciel lub inwestor. Wiele otrzymuje szansę na rewitalizację, a także możliwość pełnienia jakichś nowych funkcji. Nie tylko jako muzeum czy instytucja kultury, ale także miejsce dla różnego typu działań lokalnej społeczności" - dodał autor.
Książkę "Śląsk, którego nie ma" opublikowało Wydawnictwa Editio. (PAP)
autorka: Anna Kondek-Dyoniziak
akn/ aszw/