
50 lat temu - 12 sierpnia 1975 roku - Halina Krueger-Syrokomska i Anna Okopińska dokonały pierwszego w świecie wejścia na ośmiotysięcznik w wyłącznie kobiecym składzie - zdobyły Gaszerbrum II (8034 m) położony w Karakorum podczas wyprawy kierowanej przez Wandę Rutkiewicz.
Wcześniej, podczas tej samej ekspedycji, na Gaszerbrumie II stanęło sześciu Polaków, zaś dziewiczy Gaszerbrum III, najwyższy siedmiotysięcznik i 15. co do wysokości szczyt ziemi (7952 m), zdobył 11 sierpnia mieszany zespół kobieco-męski: Rutkiewicz, Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Janusz Onyszkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki
Okopińska, Krueger-Syrokomska oraz Krystyna Palmowska były drugim zespołem, który miał atakować dziewiczy Gaszerbrum III, ale... panie zmieniły plany.
- O tym, że Gaszerbrum III został zdobyty dowiedziałyśmy się podchodząc do obozu III, wspólnego dla obydwu dróg. Decyzję o zmianie planów podjęłyśmy wieczorem 11 sierpnia w obozie III z udziałem Krysi i Saeeda (pakistańskiego oficera łącznikowego - PAP). Zadziałała magia ośmiotysięcznika. Następnego dnia wyruszyliśmy w czwórkę w kierunku wierzchołka - powiedziała PAP Okopińska, jedyna żyjąca uczestniczka tej wyprawy.
Przed Polkami kobiety były na najwyższych szczytach ziemi tylko w zespołach razem z mężczyznami. Rok wcześniej Japonki weszły w towarzystwie Szerpy na Manaslu (8156 m), zaś w maju 1975 Tybetanka i Japonka stanęły na Mount Evereście (8848 m) w dużych zespołach mieszanych.
Wejście na Gaszerbrum II także nie zapowiadało się na początku na samodzielny kobiecy atak, bo Polkom towarzyszył przecież Pakistańczyk.
- Nasz oficer łącznikowy Saeed wyraził zgodę na zmianę planów pod warunkiem, że zabierzemy go na Gaszerbrum II. Jednak po wyruszeniu z obozu III, kilkaset metrów dalej, poczuł silne objawy choroby wysokościowej i postanowił zrezygnować z próby wejścia na szczyt. Krysia zdecydowała się pomóc mu w zejściu do bazy. Zostałyśmy więc z Haliną same i kontynuowałyśmy wspinaczkę w pięknej pogodzie. Ogarnęła nas niesamowita radość, gdy dotarłyśmy na lodową grań szczytową, z której otworzył się widok na K2 i masyw Broad Peaku. Po kilku minutach stanęłyśmy na wierzchołku - wspomniała alpinistka.
Okopińska jechała na wyprawę w Karakorum ze sporym doświadczeniem w górach najwyższych. W 1972 roku zdobyła dwa siedmiotysięczniki w Pamirze - Pik Korżeniewskiej (7105 m, obecnie Ozodi) i Pik Komunizma (7495 m, obecnie I. Samaniego) jako pierwsza Polka, ustanawiając krajowy kobiecy rekord wysokości. W 1974 była uczestniczką zimowej wyprawy Andrzeja Zawady na Lhotse (8516 m) w Himalajach.
Choć himalaizm był zdominowany wówczas przez mężczyzn, to Okopińska z koleżankami nie czuły się spychane na dalszy plan, a były traktowane jak każdy uczestnik wypraw.
- Mam nietypowe wspomnienia. Nigdy nie czułam się traktowana inaczej czy lekceważona. Największą satysfakcję sprawiało mi, że w górach najwyższych mogłam działać razem z kolegami-mężczyznami na pierwszej linii: przy wytyczaniu drogi, zakładaniu obozów i ubezpieczeń. Czułam się wśród nich dobrze. Akceptowano mnie, ale nie traktowano ulgowo. Przyjaźniłam się ze wszystkimi, nie miałam konfliktów. Może działo się tak dlatego, że wspinanie traktowałam na luzie, bez nadmiernych ambicji - podkreśliła.
Okopińska, pracownik naukowy, profesor dr hab. nauk fizycznych, wykładowca w Instytucie Matematyki i Kryptologii na Wojskowej Akademii Technicznej, pamięta dokładnie przebieg ataku szczytowego na Gaszerbrum II.
- Tylko na efektownej lodowej grani, pod samym szczytem, asekurowałyśmy się liną, wcześniej nie byłyśmy związane. Widok po wyjściu na grań zapierał dech w piersiach - K2, Broad Peak, Gaszerbrum I i Tybet. Dyszałyśmy ciężko, ale dobrze znosiłyśmy wysokość. W zejściu nic mi nie dolegało i dopiero, gdy w bazie spojrzałam w lusterko byłam nieźle przerażona - twarz miałam okropnie spuchniętą z powodu zatrzymania płynów w organizmie - przypomniała.
Taka reakcja była nie tylko normalnym stanem – odwodnienia po wysiłku na wysokości, ale przede wszystkim konsekwencją przebytej podczas pobytu pod Gaszerbrumami infekcji zęba.
- Musiałam zejść niżej, by na lodowcu Baltoro odnaleźć ekspedycję szwajcarską, której uczestnikami było... dwóch profesorów stomatologii. Po konsultacjach wyrwali mi dwa zęby... na wszelki wypadek, bo nie mogli zrobić przecież zdjęć rentgenowskich. Musiałam brać potem antybiotyki, straciłam aklimatyzację i partnerkę, czyli Wandę Rutkiewicz, z którą wspinałam się na początku wyprawy - przyznała.
Tak los połączył ją „na linie” z Krueger-Syrokomską. To była ich pierwsza wspinaczka.
- Obydwie należałyśmy do Koła Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego, więc się znałyśmy, ale dopiero podczas wejścia na Gaszerbrum II stworzyłyśmy zespół. Potem wspinałyśmy się razem w Alpach, Kaukazie i w Himalajach. W 1982 r. Halinka zmarła w obozie II podczas wyprawy kobiecej na K2. To było dla mnie bardzo trudne przeżycie - wskazała.
Wyjazd do Pakistanu himalaistka wspomina z sentymentem, choć obawy przed wyprawą miała.
- Trochę się obawiałyśmy relacji z tragarzami. Obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Baltowie okazali się sympatycznymi ludźmi, choć oczywiście strajkowali, domagając się wyższych stawek niż te minimalne ustalone na początku. Trudno się im jednak dziwić, że przy tak ciężkiej pracy chcieli otrzymać więcej. Podczas kilkunastodniowej karawany do bazy musieli się wspinać po kruchych zboczach, przechodzić boso lodowe ścianki i rwące strumienie, niosąc kilkudziesięciokilogramowe ciężary na plecach - wspomniała.
W jej pamięci i wysokogórskim dossier ekspedycja na Gaszerbrumy zajmuje specjalne miejsce.
- To była szczególna wyprawa: ciekawa sportowo, wspaniałe góry Karakorum, spotkanie z miejscowymi ludźmi innej kultury i religii. Jedna z pierwszych ekspedycji w Karakorum po długiej przerwie, bo region był zamknięty do 1974 roku ze względu na konflikt pakistańsko-indyjski o Kaszmir. To, jak będzie wyglądać sytuacja na miejscu, było naprawdę sporą niewiadomą. Jednak w tamtych czasach udział w takiej wyprawie był czymś niewyobrażalnie wyjątkowym. Wszystkim nam zależało na sukcesie wyprawy, nie tylko na sukcesie osobistym – zaakcentowała.
Jak przyznała, pewnym cieniem na sukcesie całej ekspedycji położyły się nieporozumienia między uczestnikami a kierownictwem. Nie wpłynęło to jednak na sukces sportowy.
- Ekspedycja udana, bez wypadków, nawet tych drobnych, wielu uczestników stanęło na szczytach, ale... atmosfera nie była najlepsza. Wanda jako kierownik źle to wszystko rozegrała. A po powrocie do Polski miała żal, że więcej mówiło się i pisało w gazetach o zdobyciu Gaszerbrum II, a nie dziewiczego wierzchołka III, trudniejszego technicznie - dodała.
Okopińska przyznała, że nie myślała o tym, iż piszą z Krueger-Syrokomską historię światowego himalaizmu. Sukces traktowała jako przepustkę do kolejnych wyjazdów w góry najwyższe.
- Nie uważałyśmy, że piszemy historię. Dla nas liczyło się, że sukcesy na Gaszerbrumach stały się przepustką do kolejnych wyjazdów w góry wysokie. Łatwiej było zdobywać pieniądze, dotacje, sprzęt, także żywność. Pamiętam, że gdy Andrzej Zawada zaprosił mnie w 1974 roku na wyprawę na Lhotse, to czułam się tak, jakbym Pana Boga złapała za nogi. Możliwość wyjazdu z PRL, działanie w przepięknych azjatyckich górach, poznawanie innych kultur - to były nasze radości i nagrody - zauważyła.
Himalaistka podkreśliła, że styl, w jakim Polki i Polacy zdobywali siedmio- i ośmiotysięczniki w latach 70. i 80. XX wieku, był czystym i prawdziwym zmaganiem z trudnościami gór i własnymi słabościami.
- Akcję górską prowadziliśmy własnymi siłami, bez pomocy tragarzy wysokościowych. Wytyczaliśmy drogę i szukaliśmy przejść przez labirynty szczelin na lodospadach. Załapaliśmy się na końcówkę czasów zdobywczych w górach najwyższych, co prawda nie na pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki, bo wyjazdy do Azji w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia nie były dla Polaków możliwe z powodów politycznych, ale jednak... Nasze polskie, w tym kobiece wyprawy w góry najwyższe, to był czysty himalaizm. Tego, co dzieje się teraz na Evereście i innych ośmiotysięcznikach nie można nazwać himalaizmem. Alpinizm to działanie samodzielne, a nie komercyjne wycieczki po drogach przygotowanych i ubezpieczonych linami przez Szerpów z pełną obsługą i wyżywieniem w założonych przez Szerpów obozach - dodała.
Okrągłą rocznicę sukcesu uczestnicy wyprawy z 1975 r. mieli świętować wraz z zaprzyjaźnionymi alpinistami odbywając latem trekking do bazy pod Gaszerbrumami. Śmierć Krystyny Palmowskiej, która zginęła tragicznie 15 czerwca w Tatrach Słowackich, spowodowała, że w ostatniej chwili zrezygnowano z zaplanowanego wyjazdu.
Olga Miriam Przybyłowicz (PAP)
olga/ pp/