
60 lat temu, 25 września 1965 r., premierę miały „Popioły” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Film wywołał burzliwą dyskusję i podzielił krytyków. Zarzucano mu, że nie podkreśla patriotycznych zasług i akcentuje gorsze strony naszej narodowej przeszłości – powiedział PAP filmoznawca prof. Tadeusz Lubelski.
„Popioły” – adaptacja powieści Stefana Żeromskiego – to dziewiąty pełnometrażowy film Andrzeja Wajdy i jedno z największych przedsięwzięć filmowych w historii. Zdjęcia trwały niemal rok i realizowano je nie tylko w Polsce, ale także w Bułgarii, przy pomocy polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej i bułgarskiej armii.
„Roboczo nazwaliśmy »Popioły« filmem o poszukiwaniu Polski przez Polaków. Zainteresowało nas w powieści Żeromskiego to, co jest wspólnym dramatem polskich losów na przestrzeni 150 lat. Wszystkie te pokolenia, którym przypadło żyć z poczuciem braku wolności narodowej i społecznej, szukały jakichś rozwiązań, ale poszukiwania te kończyły się zawsze klęską i goryczą” – mówił autor scenariusza Aleksander Ścibor-Rylski.
Przygotowania rozpoczęły się 1 grudnia 1963 r. Na plan zdjęciowy ekipa weszła pół roku później. „Chcemy tę książkę przenieść na ekran nie tylko dlatego, że ją kochamy, ale dlatego, że wierzymy, że może ona z ogromną siłą przemówić i do dzisiejszej widowni. Mamy także nadzieję, że uda nam się zrobić film o wymowie uniwersalnej, zrozumiałej nie tylko dla Polaków – losy Polski w epoce napoleońskiej związane przecież były ściśle z losami całej Europy” – wyznał wówczas Wajda.
„»Popioły«, które są moim najgorzej zrobionym filmem, wywołały największą narodową dyskusję. (...) Za mało jest w »Popiołach« kina, za dużo literackiego pierwowzoru, scen fotografowanych wprost, dialogów, sytuacji wziętych z książki. (...) Nie umiałem tego dobrze opowiedzieć na ekranie” mówił Wajda.
Początek lat 60. to w filmowej Polsce czas dużych produkcji odwołujących się do historii. Powstały wówczas takie obrazy, jak „Krzyżacy” (1960) w reżyserii Aleksandra Forda, „Pamiętnik znaleziony w Saragossie” (1964) w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa i „Faraon” (1965) Jerzego Kawalerowicza. Oprócz tego w podobnym czasie kręcono także polsko-radziecki film o Leninie. Zepchnęło to ekipę „Popiołów” na dalszy plan w hierarchii potrzeb, co poskutkowało niespodziewanymi problemami.
„Do ostatniej chwili przed rozpoczęciem zdjęć brak było sprzętu – kamery i obiektywów do filmu panoramicznego. Inne filmy się spóźniały, kręcąc dalej na nam obiecanych kamerach. Może »Faraon« wywiózł co nieco na pustynię, zawitał do Polski film o Leninie, no i »Popioły«, idące na trzecim miejscu pod względem uprzywilejowania i priorytetów, znalazły się w kropce. Tak to bowiem jest w naszej kinematografii, że walą się na nią lawiny – lawina filmów o dzieciach, lawina filmów o niczym, lawina superprodukcji” – notował w swoim dzienniku Andrzej Żuławski, drugi reżyser i ówczesny asystent Andrzeja Wajdy.
W ramach przygotowań Wajda i Żuławski potrafili godzinami analizować film Akiry Kurosawy „Tron we krwi” (1957). „Kino japońskie było dla mnie wstrząsem i objawieniem. Kiedy byłem młodym asystentem u Andrzeja Wajdy, potrafiliśmy »Tron we krwi« wziąć na stół montażowy i oglądać ujęcie po ujęciu, jak jest zrobiony” – wspominał Żuławski.
Za kamerą „Popiołów” stanął uznany operator Jerzy Lipman, z którym Wajda współpracował już przy „Pokoleniu” (1954), „Kanale” (1956) i „Lotnej” (1959). Przed nią zaś aktorska mieszanka młodości i doświadczenia, m.in. Władysław Hańcza, Pola Raksa, Beata Tyszkiewicz, Jan Świderski, Tomasz Zaliwski, Piotr Wysocki i Jan Nowicki.
Reżyser chciał, by dwie główne role męskie zagrali aktorzy jeszcze nieznani. „Naszymi bohaterami są ludzie młodzi, niedojrzali, ludzie takiego »niedojrzałego« kraju, jaki odziedziczyliśmy i po pierwszej wojnie, i po pierwszej niepodległości” – opowiadał. Za namową żony Jerzego Hoffmana postanowił wybrać się do szkoły teatralnej w Warszawie, gdzie na pierwszym roku studiował Daniel Olbrychski. „Słuchaj, on ma taką siłę bezczelności we wzroku, że po prostu się speszyłem. Taki jest mi potrzebny” – oznajmił swojemu asystentowi Wajda.
Tym samym Rafałem Olbromskim został Daniel Olbrychski, a w rolę Krzysztofa Cedro wcielił się równie niedoświadczony Bogusław Kierc. Pierwotnie w tej roli Wajda widział Zbigniewa Cybulskiego. „Od początku miałem świadomość, że pracuję z wielkim reżyserem. I to moje poczucie nie zmniejszyło się, nawet jeśli coś w zachowaniu Wajdy potrafiło mnie zirytować” – opowiadał Kierc, cytowany w książce Bartosza Michalaka „Wajda. Kronika wypadków filmowych”.
– Andrzej Wajda, angażując mnie do głównej roli w filmie »Popioły«, zafundował mi gwałtowne przyspieszenie kariery – powiedział PAP Olbrychski. Zaznaczył, że dzięki postaci Rafała Olbromskiego „stał się zauważony i popularny, nie tylko w Polsce, ale i na świecie”. „Wykreowany przez niego Rafał Olbromski stał się uosobieniem młodych patriotów wyznających ponadczasowe wartości, a mimo to tragicznych i przegranych” – ocenił na łamach „Więzi” ks. Andrzej Luter.
Film wszedł na ekrany kin 25 września 1965 r. i od początku cieszył się dużą popularnością – obejrzało go aż 3 mln widzów. Zaprezentowano go także na festiwalu w Cannes. Jednocześnie Wajda podzielił krytyków i wywołał w Polsce burzliwą dyskusję, również polityczną.
Reżyserowi zarzucano defetyzm i brak patriotyzmu, oskarżano o wypaczenie sensu powieści Żeromskiego. „Pokazałem obraz patriotyzmu inny od obowiązującego, pokazałem, że Polacy odgrywali w służbie Napoleona dwuznaczną, czasem niewłaściwą rolę. Wziąłem to z Żeromskiego, ale władza komunistyczna lepiej wiedziała, co myśli Żeromski” – tłumaczył po latach Wajda. Zdaniem historyka filmu prof. Tadeusza Lubelskiego duży wpływ na to miały realia polityczne w Polsce lat 60.
– Na recepcję adaptacji powieści Żeromskiego nałożyła się ówczesna dyskusja wywołana w znacznym stopniu ukazaniem się książki Zbigniewa Załuskiego »Siedem polskich grzechów głównych«. Ożywili się wówczas entuzjaści polityki Mieczysława Moczara, dla których film Wajdy stał się typowym przykładem tego, co dzisiaj określamy mianem pedagogiki wstydu. Zarzucano mu, że nie podkreśla patriotycznych zasług, akcentując gorsze strony naszej narodowej przeszłości. Zupełnie pomijano warstwę artystyczną – powiedział PAP Lubelski.
„»Popioły« rzeczywiście prowokowały, ponieważ obalały stereotypy i narodowe mity, ukazywały zagubienie i naiwną wiarę młodych patriotów w napoleoński cud – wiarę aż do zatracenia. Za hasłem »za wolność naszą i waszą« nie zawsze stały szlachetne czyny, a Napoleon niekoniecznie dał nam dobry »przykład, jak zwyciężać mamy«”
„»Popioły« rzeczywiście prowokowały, ponieważ obalały stereotypy i narodowe mity, ukazywały zagubienie i naiwną wiarę młodych patriotów w napoleoński cud – wiarę aż do zatracenia. Za hasłem »za wolność naszą i waszą« nie zawsze stały szlachetne czyny, a Napoleon niekoniecznie dał nam dobry »przykład, jak zwyciężać mamy«” – zauważył na łamach „Więzi” ks. Andrzej Luter.
Zdaniem filmoznawcy „Popioły” to podobnie jak większość filmów Andrzeja Wajdy dzieło romantyka totalnego, a jednocześnie patrioty wiecznie niezadowolonego ze swojej ojczyzny, zmuszającego do myślenia, rozłupującego zastane stereotypy i schematy, które nie pozwalają myśleć konstruktywnie o przeszłości i przyszłości. „Kult »bohaterszczyzny« był dla niego nie do przyjęcia, bo bohaterstwo musi mieć też sens. Bohaterstwo bezsensowne zamienia się w klęskę obciążającą kolejne pokolenia” – podsumował Luter.
Odmienną perspektywę zaprezentował Tadeusz Miczka, który ocenił, że „niezależnie od ideologicznych uwarunkowań, w jakich odbywała się dyskusja nad filmem, bez zbytniego ryzyka można stwierdzić, że adaptacja powieści Stefana Żeromskiego była utworem nieudanym”. „Eklektyczna, narracyjno-obrazowa struktura filmu skutecznie zamazywała intencję twórcy. Zresztą Andrzej Wajda powiedział to wyraźnie w 1970 r., czyli wtedy, gdy dyskusja dobiegała końca” – recenzował w 1994 r. filmoznawca.
Miczka odniósł się do wywiadu, jakiego Wajda udzielił Stanisławowi Janickiemu. Reżyser powiedział wówczas: „»Popioły«, które są moim najgorzej zrobionym filmem, wywołały największą narodową dyskusję. (...) Za mało jest w »Popiołach« kina, za dużo literackiego pierwowzoru, scen fotografowanych wprost, dialogów, sytuacji wziętych z książki” – wyliczał Wajda. „Nie umiałem tego dobrze opowiedzieć na ekranie” – podsumował.
Ciekawa wydaje się w tym kontekście refleksja Janickiego. Jego zdaniem Wajda „zrobił »Popioły« jakby przeciwko sobie i – choć brzmi to jak paradoks – przeciwko Żeromskiemu”. „Mówiło się i pisało się o Wajdowskim stylu, o stylu emocjonalnym (przeciwstawiano go Munkowi), o całym bogatym arsenale charakterystycznych środków, za pomocą których reżyser nadawał swym dziełom niepowtarzalną temperaturę” – recenzował Janicki. Dodał, że „temat, epoka i bohaterowie »Popiołów« wymagali Wajdowskiego stylu, emocjonalnego, wyrazistego, wyłamującego się z kanonów dramaturgii”.
Z kolei zdaniem poety i krytyka Lesława Bartelskiego „reżyser, jeśli idzie o wierność tekstowi, poszedł za daleko, odbiegł od niego, z dzieła Żeromskiego zostały zaledwie strzępy”. „Wajda nie wydobył należycie barwy czasu, a jego polemika z autorem »Popiołów« była płytka i nieprzekonująca. Chciał dać obraz zaślepienia narodowego, nie wyszło mu to jednak. A przecież Andrzej Wajda jest wybitnym reżyserem, lecz nie może zaliczyć »Popiołów« do swych osiągnięć” – ocenił na łamach „Kina” Bartelski.
„Dlatego też zobaczyłbym po raz wtóry »Popioły«, w których więcej miałby do powiedzenia sam Żeromski wraz z jego spojrzeniem na ówczesną rzeczywistość. Sądzę nadto, że z twórczości autora »Przedwiośnia« dałoby się jeszcze wiele przenieść na ekran, ale wymaga to odpowiedniego podejścia scenarzysty i reżysera” – podsumował krytyk.
Według Lubelskiego na niekorzyść filmu działa przede wszystkim czarno-biała taśma. – Takie widowisko historyczne wymagało koloru. Wajda później tego żałował. Przy wersji czarno-białej nie wyszło to tak efektownie, jak mogło – zaznaczył filmoznawca. Wymieniając zalety dzieła Wajdy, Lubelski podkreślił przede wszystkim „zainicjowanie ogólnonarodowej dyskusji”, która „również dzisiaj, pomimo pewnych niedoskonałości, zachęca do zapoznania się z tym filmem”, oraz „wzorcową świeżość odczytania dość już wtedy archaicznej powieści”. - Wajdzie udało się odświeżyć tę historię, również dzięki wydobyciu z niej ciemnych stron naszej historii – ocenił w rozmowie z PAP filmoznawca.
- To film pesymistyczny, o przegranej wojnie i rozczarowaniu, jakie przyniosła Polakom wiara w Napoleona. Wymowna jest końcówka, kiedy podczas odwrotu spod Moskwy grany przez Daniela Olbrychskiego oślepiony Rafał Olbromski nie wie, gdzie idzie – podsumował Lubelski.
Na planie „Popiołów” doszło do nieszczęśliwego wypadku z udziałem majora Adama Królikiewicza - podczas nagrywania sceny szarży szwoleżerów w wąwozie Somosierra spadł z rozpędzonego konia i złamał kręgosłup. Wskutek odniesionych obrażeń żołnierz zmarł 4 maja 1966 r. Królikiewicz był bardzo doświadczonym jeźdźcem, zdobywcą pierwszego dla Polski medalu olimpijskiego w zawodach indywidualnych. Podczas igrzysk w Paryżu w 1924 r. zajął trzecie miejsce w konkursie skoków, startując na wierzchowcu Picador.
Wajda ściągnął na siebie również krytykę obrońców zwierząt. Na potrzeby jednej ze scen zezwolił na zabicie konia. Zwierzę zostało zrzucone ze skały.
Dziś, choć dyskusja o opowiadaniu polskiej historii wciąż wydaje się żywa, film z 1965 r. nie wywołuje już takich emocji jak wówczas. Wydaje się, że „Popioły” zeszły w twórczości Andrzeja Wajdy na dalszy plan, wyprzedziły je w hierarchii późniejsze „Ziemia obiecana” (1974), „Człowiek z marmuru” (1977) i „Człowiek z żelaza” (1981) oraz wcześniejsze – „Popiół i diament” (1958) i „Kanał” (1956).
Mateusz Wyderka (PAP)
mwd/ miś/