
W Warszawie na dwa tygodnie zamknięto fragment Krakowskiego Przedmieścia i stworzono dekoracje do nowej ekranizacji „Lalki”. To dobra okazja do przypomnienia, jak to miejsce wyglądało w czasach Bolesława Prusa i bohaterów jego powieści.
„Wszystko to roiło się między dwoma długimi ścianami kamienic pstrej barwy, nad którymi górowały wyniosłe fronty świątyń” – opisywał Krakowskie Przedmieście Bolesław Prus.
Jak zauważył varsavianista Ludwik Grzeniewski, przy tej ulicy „rozgrywa się bodajże większość warszawskich rozdziałów powieści”. Ale ten sam autor dodawał: „Krakowskie Przedmieście z roku 1878 to nie Krakowskie z lat sześćdziesiątych naszego stulecia (tj. XX wieku)”, a przecież i to z lat sześćdziesiątych nie jest już tym, które znamy dziś. Dlatego, podążając tropem Prusa i jego bohaterów, zatrzymajmy się w kilku miejscach, które najlepiej pokazują codzienne życie Stanisława Wokulskiego.
Zacznijmy od numeru 9 – miejsca, gdzie mieścił się powieściowy „stary” sklep. Izabela Łęcka, przejeżdżając tamtędy karetą, już z daleka dostrzegała szyld, pełniący funkcję dzisiejszej reklamy. Ale jak przekonywał subiekt Rzecki, najważniejsze były nie szyldy, a witryny. To one „powinny były zwracać uwagę przechodniów bądź najmodniejszym towarem, bądź pięknym ułożeniem”. Prawe okno, „przeznaczone dla galanteryi zbytkownych, mieściło zwykle jakiś brąz, porcelanową wazę, całą zastawę buduarowego stolika”. W lewym z kolei, „napełnionym okazami krawatów, rękawiczek, kaloszy i perfum, miejsce środkowe zajmowały zabawki, na szczęście poruszające się”, czyli nowoczesne, przykuwające uwagę.
Z dzisiejszej perspektywy sklep mógłby wydawać się punktem typu „mydło i powidło”, ale wtedy taka działalność była powszechna, wręcz pożądana przez klientów, zadowolonych, że w jednym miejscu mogą zrobić różnorodne zakupy. Sam zaś sklep cieszył się renomą, zaopatrywało się w nim eleganckie towarzystwo i nie zważano na to, że podobny towar można było kupić taniej w innym miejscu. Dlatego też tutaj, „w samym tylko styczniu i lutym, punkt miał targu za dwadzieścia pięć tysięcy rubli”, a po zakupy zgłaszali się nawet „kupcy rosyjscy”.
W czasach Prusa opisana w „Lalce” kamienica przy Krakowskim Przedmieściu 9 mieściła atelier pioniera warszawskiej fotografii, Karola Beyera. I dzięki jego pracom możemy dziś oglądać Warszawę taką, jaka była w końcu lat 70. XIX wieku. Sam budynek pod numerem 9 nie przetrwał jednak tragicznych wydarzeń – został całkowicie zniszczony w czasie Powstania Warszawskiego, a jego ruiny rozebrano w 1946 roku. Nie da się więc wprost nałożyć siatki przedwojennego miasta na układ współczesny – nie tylko dlatego, że wiele domów przestało istnieć, ale też dlatego, że ulice zmieniły swój przebieg. „Przepadły zupełnie domy numer 4 i 9” – konstatuje Grzeniewski.
Obszerna działka numer 9 została podzielona na trzy: część zajęto pod budowę okazałego gmachu Ministerstwa Obrony Narodowej, fragment połączono z ulicą Królewską, a część włączono do numeru 7.
I właśnie tam, pod numerem 7, działał kolejny biznes Wokulskiego. „Handel bławatny i galanteryjny”, jak nazwał ten sklep literat i publicysta Wacław Szymanowski.
Nowa siedziba mieściła się w niższej niż poprzednia kamienicy, za to – jak pisał Prus – „o pięciu oknach z frontu, z lustrzanymi szybami”, złoconymi drzwiami i „ogromnymi mosiężnymi barierami”.
Miejsce to było dobrze znane samemu autorowi „Lalki” – wspominał o tym zarówno fabrykant i cukrownik Jan Wortman, jak i pisarz Wojciech Natanson, który co roku odwiedzał kuzynostwo mieszkające właśnie pod tym adresem. To on zapamiętał, że bywał tam „częstym gościem starszy pan o gęstej brodzie” i dopiero po latach Natanson dowiedział się, że „pan ten nosił nazwisko Aleksander Głowacki, a literacki pseudonim – Bolesław Prus”.
W tamtym czasie wszystkie parterowe pomieszczenia przy głównych ulicach zajmowały sklepy lub zakłady usługowe i jak zanotował poeta Stefan Godlewski, „za czasów, kiedy żyła w Warszawie panna Izabela Łęcka, mieściła się w owym lokalu (tj. w nowym sklepie Wokulskiego) słynna cukiernia Toura”.
Nazwę i lokalizację potwierdza „Ilustrowany Przewodnik po Warszawie wraz z treściwym opisem okolic miasta” z 1893 roku; dodajmy, że pierwotnie kawiarnię tę założyli wspólnie na Krakowskiem Przedmieściu 33 Antoni Tour i Kazimierz Antoni Blikle. Wcześniej, jeszcze przed otwarciem kawiarni, pod numerem 7 zajmowała trzy okna „firma W.M. Istomina”, czyli znany skład kawy i herbaty, „otrzymujący świeży transport owego produktu Chińskiego”. Obok zaś działały „magazyn mebli Henryka Collenberga”, a także „Fabryka Kapeluszy Morel”. Dziś pod tym adresem jest księgarnia, która od 1962 roku oficjalnie nazywa się „Główna Księgarnia Naukowa im. Bolesława Prusa”.
Nie samą jednak pracą człowiek żyje i nawet poczciwy subiekt Rzecki, o Stanisławie Wokulskim nie wspominając, musiał od czasu do czasu odpocząć i wysłuchać najnowszych wieści z miasta. W tym celu bohaterowie często udawali się na przykład do Winiarni u Leisza na Krakowskim Przedmieściu pod numerem 54, gdzie i po II wojnie światowej były Centralne Piwnice Win Importowanych, a dzisiaj – jakby dla odmiany – znajduje się siedziba Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego.
Nieco bliżej, po drugiej stronie ulicy, czekała bardziej salonowa cukiernia Lourse’a, znana z doskonałej czekolady, francuskich wypieków oraz luster odbijających twarze warszawskiej elity. To właśnie tu, pod numerem 42 bywała Izabela Łęcka. Bohaterka wspominała, że „jednego dnia weszła (tam) z panną Florentyną na czekoladę”, ale smak łakoci szybko zmieszał się z goryczą – przez witrynę patrzyło „kilkoro obdartych dzieci (…) z ciekawością i łakomstwem głodnych zwierzątek”. Takie było Krakowskie Przedmieście: z jednej strony pełne sklepów, salonów i eleganckiego towarzystwa, z drugiej– jak na obrazach Gierymskiego – zazwyczaj biedniejsze, brudniejsze, by nie rzec cuchnące. Po tamtych dysonansach pozostało tylko wspomnienie i kilka starych fotografii, na których jeszcze widać oba światy, przedzielone jedną ulicą.
Warszawskie przestrzenie „Lalki” zaczęły ewoluować już po publikacji (książka ukazywała się w odcinkach w „Kurjerze Codziennym” w latach 1887-1889). W miejscu, gdzie działała cukiernia, do której chodziła Izabela, wzniesiono jeden z najokazalszych hoteli Warszawy – Bristol, otwarty w 1901 roku.
A skoro o hotelach mowa – nieopodal, przy Krakowskim Przedmieściu 13, w Hotelu Europejskim, Wokulski świętował sukcesy handlowe i jednocześnie próbował wkroczyć do świata arystokracji. Jak podsumowywał Ignacy Rzecki: „kosztowała nas ta zabawa przeszło trzy tysiące rubli, ale widok tylu jedzących osób był zaiste okazały”. Równie okazały był również sam przybytek, dzieło Henryka Marconiego, który zaprojektował budynek hotelowy z pierwszą w mieście windą.
Wspomniany obiad odbył się w przepięknej Sali Pompejańskiej, nawiązującej wystrojem do starożytnych wzorców. Do 1944 roku można ją było oglądać w oryginalnym stanie, zaś współcześnie, w odrestaurowanym hotelu Raffles Europejski Warsaw, dawna Sala Pompejańska została przekształcona w Apartament Prezydencki o powierzchni ok. 300 metrów kwadratowych.
Dziś Krakowskie Przedmieście jest elegancką arterią stolicy, ale w październiku, podczas kręcenia zdjęć do nowej ekranizacji „Lalki”, na moment minione i współczesne światy zaistniały tam równolegle. W filmowych dekoracjach obok luksusowych witryn ustawiono stragany z atrapami kiełbas, warzywami i garnkami. Między nimi aktorzy i statyści: eleganckie damy i nobliwi panowie oraz obdarte dzieci czy uliczni sprzedawcy – tak jak w dziewiętnastowiecznym mieście.
Nawieziono piachu, żeby imitował uliczne błoto, poustawiano niewielkie gazowe latarnie, aby przywrócić niegdysiejszą atmosferę. Obserwatorzy mogą też dostrzec dwujęzyczne napisy, bo jak notował pisarz Ignacy Baliński, „szyldy sklepowe musiały być albo rosyjskie, albo w dwóch językach, rosyjskim i polskim, albo wreszcie jednym cudzoziemskim – najczęściej francuskim”.
I właśnie dzięki tym detalom Warszawa Bolesława Prusa na moment ożywa, łącząc świat sklepów, cukierni Lourse’a i bankietu w Hotelu Europejskim z naszymi wyobrażeniami. Uważni przechodnie być może usłyszą nawet, jak „Pan Wokulski siedzi sobie w Warszawie i gra na fortepiano: Jeszcze Polska nie zginęła!…”
Marta Panas-Goworska
mpg/ dki/