
„Teatr, aktorstwo to walka, a przynajmniej protest przeciwko temu, co nieodwracalne, albo co chce uchodzić za nieodwracalne, przeciwko temu, co podłe” – pisał pod koniec życia Jacek Woszczerowicz. Aktor i reżyser teatralny zmarł 19 października 1970 roku.
„Jacek Woszczerowicz był aktorem niezwykłym” – wspominał po śmierci artysty Krzysztof Teodor Toeplitz. „Zapełnił scenę polską, na którą wkroczył w roku 1924 pod okiem innego wielkiego artysty teatru polskiego, Juliusza Osterwy, tłumem postaci, od słynnego Żebraka w »Elektrze« Giraudoux, Sganarela w »Don Juanie« czy Skapena w »Szelmostwach Skapena« aż po szekspirowskiego Ryszarda III czy kafkowskiego Józefa K.” – przypomniał. „Patrząc na niego odnosiło się wrażenie, że każda z kreowanych przez niego postaci podszyta jest ciemnym dramatem nie spełnionych ambicji, marzeń, złości, pragnień i zawodów, że w duszach tych postaci szaleje piekło” - ocenił. „Rysował postacie sceniczne ostrym, przejmującym gestem, ekspresyjnym kostiumem i charakteryzacją, głosem, którego dziwnego brzmienia i kadencji nie sposób zapomnieć” - dodał.
„W sztuce Woszczerowicza mieści się księga aktorstwa XX wieku” – napisała Jolanta Kowalska w artykule „Laboratorium jednego aktora” (e-teatr, 2023). „Wyrosła z tradycji scenicznego realizmu, wchłonęła zdobycze szkoły Stanisławskiego i metody pracy nad ciałem, inspirowane biomechaniką Wsiewołoda Meyerholda” – wyjaśniła.
„Woszczerowicz, najlepszy dzisiaj niewątpliwie charakterystyczny aktor wszystkich teatrów polskich” – zanotowała w swoich „Dziennikach” Maria Dąbrowska 4 czerwca 1949 roku.
Jacek Marian Woszczerowicz urodził się 11 września 1904 r. w Siedlcach jako syn Wojciecha, nauczyciela łaciny, i Czesławy z domu Jasińskiej. Od 1915 r. uczył się w gimnazjum im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego; wcześniej – jak podaje „Słownik biograficzny Południowego Podlasia i Wschodniego Mazowsza” Uniwersytetu w Siedlcach – „kształcił go w domu surowy i wymagający ojciec”. W 1920 r. wstąpił na ochotnika do wojska. Dwa lata później zdał maturę i zaczął studia na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Niemal równocześnie starał się o przyjęcie do Instytutu Reduty prowadzonego przez Juliusza Osterwę i Mieczysława Limanowskiego – dostał się w 1924 roku, co wywołało gniew ojca.
„Kochany Mańku! Nie dość mi jeszcze trosk wszelkich i kłopotów, a ty mi jeszcze swym postępowaniem ich przysparzasz. Doprawdy, zrozumieć cię nie mogę: jak można być tak lekkomyślnym? Wszak rozmowa moja z tobą ostatnia dosadnie ci wyłuszczyła nasz (mój i mamusi) punkt widzenia na bytność twą w Reducie oraz na sprawę dalszego kontynuowania studiów uniwersyteckich bez żadnej przerwy. A tymczasem ty lekceważysz sobie nie tylko nasze nakazy, lecz zdrowo pojęty interes własny” – pisał Wojciech Woszczerowicz do syna (którego w domu wołano drugim imieniem) 9 marca 1924 roku. „Gdy skończysz uniwersytet rób sobie, co chcesz, ale teraz, przepraszam, musisz słuchać, bo w przeciwnym razie machnę na ciebie zupełnie ręką, wyrzeknę się ciebie i ani wiedzieć o tobie nie zechcę. Aby zaś to się nie stało, masz natychmiast to wszystko do milionset diabłów rzucić, przyjechać do domu zaraz, a następnie udać się do Warszawy celem załatwienia tych formalności, od których zależy twoja najbliższa przyszłość” - podsumował.
W „najbliższej przyszłości” jednak - latach 1925-27 - Jacek Woszczerowicz zagrał w Reducie m.in. Kaspra, Kubę i Staszka w „Weselu” oraz Hołysza i Maskę 8 w „Wyzwoleniu”. Pełnił również „obowiązki administracyjne, garderobianego, statysty”.
W 1927 r. przeniósł się do poznańskiego Teatru Nowego, który objął, po odejściu z Reduty, Edmund Wierciński. W latach 1928-30 występował w teatrach łódzkich: Miejskim i Kameralnym. „Grał postaci charakterystyczne, często o komediowym rysie, główną uwagę poświęcając ich zewnętrznemu wizerunkowi. Był m.in. czarnoskórym Jamesem Madisonem w »Procesie Mary Dugan« Beyarda Veilera (1928), egzotycznym lekarzem - Doktorem Kokoro w »Mistrzu« Hermanna Bahra (1928), czy żydowskim »enfant terrible« - Bertoldem w »Rzezi« Jacoba Gordina (1930)” – przypomniała Monika Mokrzycka-Pokora (culture.pl, 2004).
„Co do ról, jakie grałem, to chyba takiej rozpiętości i rozmaitości nigdy jeszcze nie miałem” – ocenił aktor, cytowany w książce Grażyny Kompel „Jacek Woszczerowicz. Geniusz? Błazen? Mag?” (2004) „A więc grałem 70-letniego aktora (…) i grałem 18-letniego chłopca, zblazowanego arystokratę-histeryka, obok zaraz chama szlachcica, opoja w Szekspirze, albo np. męża pod pantoflem, profesora geologii, a już następnego dnia macie 12-letniego Murzynka na podwórzu New Yorku” - wspominał.
„Tak różne role Woszczerowicz zawdzięczał przede wszystkim coraz większym umiejętnościom technicznym i zdolności do fizycznej metamorfozy na scenie. Aktorskiej technice, niuansom głosu i gestu poświęcał wiele uwagi od początku kariery” – napisała Mokrzycka-Pokora.
„W całym moim pokoleniu on był najpracowitszy” - ocenił Henryk Szletyński („Kultura”, 1970). „Przez nieustanny trening osiągnął po latach odrębność, wypukłość każdego muskułu” - wyjaśnił. „Nie chcąc poprzestać na tematyce komediowej, szykując się do szerszych lotów, »zmienił« oczy zdobywając im siłę spojrzenia; »przebudował« też proporcje twarzy ustawicznymi ćwiczeniami mięśni. Doprowadził giętkość i wyrazistość dłoni do stopnia, który posiadali dawni komedianci sprzed stuleci” – podsumował Szletyński. W latach 1932-34 Woszczerowicz występował w warszawskim Ateneum kierowanym przez Stefana Jaracza, w spektaklach reżyserowanych m.in. przez Leona Schillera, Stanisławę Perzanowską i Edmunda Wiercińskiego.
W 1935 roku związał się z Polskim Radiem, debiutował również w filmie - popularność i uznanie krytyki zjednała mu rola filozofującego alkoholika Jemioła w „Znachorze” i „Profesorze Wilczurze”. Specjalnie dla niego Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał, a Leonard Buczkowski zrealizował w 1939 roku „Testament profesora Wilczura” (film miał premierę podczas okupacji w 1942 roku, obecnie uchodzi za zaginiony, choć już po wojnie był wyświetlany w kinach do 1947 roku).
W 1936 roku związał się z Teatrem Polskim kierowanym przez Arnolda Szyfmana, gdzie wykreował m.in. Sokratesa w „Obronie Ksantypy” Ludwika Hieronima Morstina i dr. Gadarina w „Ostrożnie świeżo malowane!” René Fauchoisa (1939) - spektaklach wyreżyserowanych przez Wiercińskiego. „W grze p. Woszczerowicza było jakieś przejmujące a drapieżne studium komicznej chciwości i była po brzegi pełna prawda ludzka w dyskretnym rysunku aktorskim. Rola dr. Gadarina pozwala nam w młodym artyście widzieć wykonawcę nie tylko współczesnego, ale i klasycznego repertuaru. Tartuffe, Jago w »Otellu«, może nawet Ryszard III Szekspira” – proroczo recenzował Adam Grzymała-Siedlecki w „Kurierze Warszawskim” w czerwcu 1939 roku.
Od grudnia 1939 r. do czerwca 1941 Woszczerowicz był – jak podaje Encyklopedia Teatru Polskiego - „aktorem Państwowego Polskiego Teatru Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w Grodnie i Białymstoku; wraz z Aleksandrem Węgierką prowadził studio aktorskie przy tym teatrze”. „Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej przedostał się do Wilna, gdzie pracował jako robotnik; w końcu 1941 dotarł do Siedlec i zamieszkał u rodziców. Od czerwca 1943 ukrywał się u krewnych, unikając wystąpienia w niemieckim filmie o Katyniu” – czytamy w nocie biograficznej.
10 września 1944 r. przybył do Lublina z Teatrem I Armii Wojska Polskiego. W sezonie 1945/46 występował w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi, później w Teatrze Kameralnym Domu Żołnierza (który po przeniesieniu w 1949 r. do stolicy zmienił nazwę na Teatr Współczesny). Od 1948 r. Woszczerowicz pracował w warszawskich teatrach: Rozmaitości (1948/49), Polskim (1949-52) i Narodowym (1952–57).
6 grudnia 1958 roku wystąpił gościnnie w „Procesie” wg Franza Kafki w Teatrze Ateneum, wyreżyserowanym przez Jana Kulczyńskiego, a w 1960 roku został etatowym aktorem tej sceny - już do końca życia.
Kreacja w „Procesie” stała się wydarzeniem. „Artysta słynący z zamiłowania do detalu, bogactwa charakterystyki, a nawet pewnego naddatku znaczeń zaszyfrowanych w sposobie bycia i wyglądzie zewnętrznym postaci, tym razem wyrzeźbił figurę niemal z jednej bryły – surową, pozbawioną zewnętrznych ornamentów, »schowaną do środka«” - przypomniała Jolanta Kowalska. „Sylwetka Józefa K. zdawała się dziwnie usztywniona, jakby stężała w wewnętrznym skurczu. Ruchliwa zazwyczaj twarz artysty tym razem przypominała maskę, znieruchomiałą w grymasie przerażenia. O tym, co naprawdę działo się we wnętrzu bohatera, mówiły tylko oczy: uważne, szeroko otwarte, jakby zaokrąglone zdziwieniem, pełne trudnego do określenia wyrazu, w którym strach mieszał się z czającym się na dnie źrenicy obłędnym błyskiem nadziei” - napisała.
Jej zdaniem, nie można było kreacji Woszczerowicza przyjąć w oderwaniu od realiów historycznych. Ujawnione po październikowym przełomie 1956 roku realia stalinowskich więzień wywołały szok. „Z relacji amnestionowanych osób, opuszczających zakłady karne, wyłaniał się upiorny obraz procedur śledczych, przeprowadzanych przy pomocy tortur i najwymyślniejszych metod psychicznego nękania w celu uzyskania zeznań, mających potwierdzić fałszywe, niekiedy zgoła fantastyczne tezy oskarżenia” – przypomniała Kowalska. „Nie ma dowodów na to, że artysta czerpał inspiracje z doświadczeń więźniów komunistycznego reżimu, być może prowadziła go tylko aktorska intuicja. Pozostaje faktem, że stworzył niezwykle wiarygodny obraz człowieka, który wpadł w tryby absurdalnej machiny śledczej, pokazując go w różnych stadiach walki: od rozpaczliwych prób zachowania zdrowego rozsądku i pozorów normalności, poprzez demonstracje biernego oporu, aż po kapitulację” - podsumowała.
17 października 1960 r. w Ateneum odbyła się premiera „Ryszarda III” w reżyserii Woszczerowicza, który wystąpił też w roli tytułowej. „Wcielał się w postać o odrażających kształtach, kulawą, pokraczną, o porażonej ręce, głosie skrzekliwym i szyderczym. Umiał porwać jej wewnętrznym prawdopodobieństwem, dynamiką psychiczną, napięciem inteligencji i woli, ale jeszcze bardziej porywał sposób, w jaki to robił” – relacjonował Jan Paweł Gawlik cytowany w książce Grażyny Kompel. „Ryszard III fascynował nas. Nie, to Woszczerowicz fascynował nas. Fascynował techniką, mistrzostwem, lekkością transformacji” – podkreślił Gawlik.
28 stycznia 1964 r. miało premierę „Za rzekę w cień drzew” według powieści Ernesta Hemingwaya – adaptowane na scenę, wyreżyserowane przez Woszczerowicza, który zagrał w nim też główną rolę, pułkownika Cantwela.
„Dominujący w przedstawieniu motyw ostatnich pożegnań jest proroczy. Woszczerowicz wyjdzie na scenę również w dniu, w którym dowiedział się o tragicznej śmierci w górach swego jedynego syna” – przypomniała Aneta Kielak-Dudzik w monografii „Janusz Warmiński i jego Teatr Ateneum” (2021). 19-letni Dyzma Jacek Woszczerowicz, student warszawskiej Akademii Medycznej w Warszawie i obiecujący taternik, zginął w lawinie pod północną ścianą Małego Kieżmarskiego Szczytu 28 marca 1964 roku.
„Grał a w jego oczach też była przepaść” – wspominał tamten dramatyczny wieczór z Woszczerowiczem na scenie Ateneum Jan Matyjaszkiewicz.
W latach 60. aktor wystąpił w 16 przedstawieniach Teatru Telewizji. Tam też 26 grudnia 1968 roku premierę miało wyreżyserowane przezeń „Dożywocie” Aleksandra Fredry, w który zagrał rolę Łatki. Miesiąc wcześniej ogłosił zapowiedź spektaklu.
„»Dożywocie« to komedia. To humor i dowcip. Co to jest dowcip? Czego jak czego, ale tego Polakom tłumaczyć nie trzeba. To, co tworzy w tej dziedzinie Warszawa, warszawska ulica - jest niezwykłe. Dowcip jest przejawem inteligencji. To warto zanotować! Linde podaje, jako pierwsze znaczenie słowa »dowcip«: »bystrość, zwrotność myśli«. Po wojnie młodzież ludzi pozbawionych poczucia humoru nazywała ponurakami. Polacy nie lubią ponuraków. »Dożywocie« to humor. Czasem sytuacyjny. Zawsze - tryskający ze słowa, z języka. Fabuła, akcja jest pretekstem” – napisał Woszczerowicz. „Sztukę reżyserowałem ja. Reżyseria jest sztuką łatwą. To znaczy dobra reżyseria. Wystarczy wybrać dobrą sztukę, dobrze ją obsadzić, i nie przeszkadzać aktorom dobrze ją zagrać. Co nieczęsto się zdarza. Po drodze można skomponować dialog, ułożyć sytuacje, nawet zdać sobie sprawę z tego, co się chce przez dany utwór powiedzieć” - dodał „A więc - aktorzy! Jacy? Niezwykli. Pan Kobuszewski - dowcipny, popularny, co nie przeszkadza, że jest inteligentny. Pan Jan Kociniak - dowcipny, ciepły, figlarny, amorek barokowy. I też z »Wielokropka«. A pan Pokora? Co prawda nie z »Wielokropka« ale z »Owcy«! I to z jakiej? A piękna, zdolna, młoda Sołtysik? A porywczy Wacław Kowalski? A Kowalewski - szarmancki doktor i smakosz! A Kazimierz Rudzki - dziekan Humoru Polskiego? A młodziutki Andrzej Seweryn w roli Birbanckiego? Wilhelmi przy nim wysiada z »Pancernych«” - podsumował.
Jednak na te pochwały aktorzy musieli ciężko zapracować. „To był treser. Nie chciał być reżyserowany, sam źle reżyserował – siebie i innych” – wspominał pracę z Woszczerowiczem tytułowy bohater książki Teresy Wilniewczyc „Andrzej Seweryn” (2001). „Próbowałem rolę Birbanckiego z panem Jackiem w jego domu. On kładł się na tapczanie, mościł się na nim wygodnie, podkładał sobie pod głowę wałki, ja zaś stawałem przed nim i zaczynały się ćwiczenia na powtarzanie. Słowo po słowie. Na przykład powtarzam za nim: »Dzień dobry, Łatko!«. A on: »Nie!«. Powtarzam dalej, a on znów: »Nie! Nie!«. W końcu, za którymś razem udało mi się dokładnie powtórzyć to zdanie z uwzględnieniem wszelkich niuansów intonacji, akcentów i melodyki frazy pana Jacka. Wreszcie usłyszałem: »Teraz dobrze. I tak ma być!«. Ta praca polegała na małpowaniu Woszczerowicza. To było straszne!” – podsumował Seweryn.
„To przedstawienie »Dożywocia« należy do najwybitniejszych spektakli w historii telewizyjnego teatru” – napisała Dorota Buchwald, zapowiadając jego telewizyjną powtórkę („Antena”, 1992). Przypomniała, że Woszczerowicz to „wielka legenda polskiej sceny i ekranu, niepowtarzalna osobowość, aktor niezwykły”. „W swojej karierze zagrał wiele ról charakterystycznych - jak nikt umiał odmieniać nie tylko swoją postać, ale i psychikę - ale grywał również poważne role dramatyczne. Łatka należy do jego szczytowych osiągnięć komediowych. Prezentuje w tej roli pełną paletę możliwości, całą gamę aktorskich kolorów, czyniąc ze sprytnego lichwiarza prawie poetę, człowieka o duszy skomplikowanej i paradoksalnie, w jakiś sposób, głęboko wrażliwej” - wyjaśniła.
„Wielu z mego środowiska, i nie tylko z mego, nie chce sobie zdać sprawy, że teatr, że aktorstwo to walka, a przynajmniej protest przeciwko temu, co nieodwracalne, albo co chce uchodzić za nieodwracalne, przeciwko temu, co podłe” - podkreślił Woszczerowicz w jednym z listów, napisanych u schyłku życia a przywołanych w książce Grażyny Kompel.
Schorowany, wbrew zaleceniom lekarzy, nie zszedł ze sceny. „Przyszedł czas, kiedy nie patrzył na innych aktorów, ani na publiczność, lecz rozglądał się uważnie, szukając śmierci. »Rozumiesz? Nie gram dla publiczności, tylko dla Boga«” – wspominał włoski reżyser Eugenio Barba, współpracujący z Jerzym Grotowskim.
Jacek Marian Woszczerowicz zmarł 19 października 1970 roku w Warszawie – miał 66 lat.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ wj/