Katowice, 1969-12-01. Turniej hokejowy odbywający się w katowickim Torkacie z okazji Dnia Górnika. Nz. fragmenty spotkania Górniczego Klubu Sportowego (GKS) Katowice (ciemniejsze bluzy) i Banik Ostrava (jaśniejsze bluzy), wygranego przez GKS 6:2. Fot. PAP/Kazimierz Seko
Były bramkarz hokejowej reprezentacji Polski i GKS Katowice Andrzej Tkacz zaczynał karierę na otwartych lodowiskach. – Najgorzej było, kiedy padał deszcz albo śnieg. Przenosiny na kryte obiekty dawały komfort – powiedział PAP dwukrotny olimpijczyk.
W Katowicach Tkacz miał okazję grać na Torkacie, pierwszym w Polsce sztucznym lodowisku, otwartym 7 grudnia 1930.
- Miało wspaniałe drewniane, częściowo zadaszone trybuny, na których kibice tworzyli prawdziwy „kocioł” – przypomniał 79-letni były świetny bramkarz.
Zaznaczył, że mecze hokejowe rozgrywane „pod chmurką” miały swój urok.
- Kiedy przyszedł mróz, to było coś wspaniałego. Śnieg skrzypiał pod nogami, atmosfera była zupełnie inna. Kiedy zaczynałem grać, lodowiska w Polsce, poza Łodzią, nie miały dachów. Stopniowo przybywało jednak krytych obiektów. Przy dobrej pogodzie, wszystko było normalnie. Gorzej, kiedy padał deszcz czy śnieg. Wiatr także bardzo utrudniał grę – podkreślił Tkacz.
Właśnie warunki atmosferyczne czasem doskwierały hokeistom.
- Kiedyś podczas meczu w Krynicy tak zaczęło sypać śniegiem, że – mimo odgarniania go z tafli co parę minut - momentami nie było widać krążka. W zależności od pogody różnie wyglądała też sytuacja w boksie dla rezerwowych. Kiedy temperatura oscylowała wokół zera, było przyjemnie, ale przy 15-stopniowym mrozie robiło się nieco mniej fajnie. Pamiętam, że graliśmy w takim zimnie w Toruniu i rotacyjnie jedna piątka biegła do szatni, by się rozgrzać i przez okno oglądać grę kolegów – powiedział z uśmiechem.
Zaznaczył, że „wrogiem” hokeistów na otwartych taflach było też słońce.
- Ale poza tym grało się normalnie, chyba że przyszły jakieś ekstremalne upały w trakcie sezonu. W Katowicach bywały mecze, które obserwował komplet kibiców. Tworzyli świetną atmosferę. Ludzie przychodzili, bo nie było tylu innych rozrywek, co dziś, nie każdy miał telewizor. Sport „na żywo” był wtedy atrakcją – ocenił.
Powstanie Torkatu wynikało z konieczności zapewnienia obiektu rezerwowego na mistrzostwa świata w 1931 w Krynicy. Lodowisko powstało w rekordowym tempie, w ciągu czterech miesięcy 1930, od sierpnia do grudnia. Składało się z trzech części: chłodzonej tafli o wymiarach 63 na 38 metrów, odkrytych trybun na 6,5 tys. widzów oraz budynku klubowo-technicznego.
Po II wojnie światowej arena została wyremontowana i uruchomiona ponownie w 1949. Po pożarze w latach 50. zdecydowano o jej odbudowie, ale w zmienionej, bardziej monumentalnej formie. Prostokątną taflę otaczały z czterech stron wysokie trybuny, mogące pomieścić 15 tys. osób. 29 sierpnia 1973 obiekt spłonął i nie został odbudowany.
- Kiedy trybuny się paliły, zrobiłem zdjęcie łuny z balkonu swojego pobliskiego mieszkania. Bardzo było mi żal sprzętu, który został wtedy w szatni. Byłem akurat wcześniej z reprezentacją w Kanadzie i dorobiłem się takiego z najwyższej półki, głównie rękawic. Niestety wszystko przepadło – dodał zawodnik broniący barw katowickiej drużyny w katach 1966-77.
Zauważył, że kilkadziesiąt lat temu o hokejowe wyposażenie w Polsce nie było łatwo.
- Jeździło się do Czechosłowacji. Nasze kluby organizowały mecze towarzyskie z tamtejszymi rywalami po to, żeby przy okazji kupić sprzęt. W tamtą stronę wiozło się jeden komplet, a z powrotem dwa. U nas produkowano wysokiej klasy kije „Smolenie”. Próbowano też robić rękawice, ochraniacze, buty, ale to nie były wyroby najwyższej jakości. Bywało, że przywiezione z zagranicy buty rozbierano na części, by je ulepszyć, ale – jak to bywa – wtedy zazwyczaj coś nie wyjdzie. A czeski sprzęt był dobry – tłumaczył uczestnik igrzysk olimpijskich w Sapporo (1972) i Innsbrucku (1976).
Nie ukrywał, że przenosiny pod dach dawały większy komfort.
- Mieliśmy pewność, że lód będzie w miarę optymalnie przygotowany, że nie będzie padało ani wiało i temperatura na dworze nie odgrywała większej roli. Chociaż w Nowym Targu na lodowisku było w tamtych czasach niewiele cieplej niż na zewnątrz. Cała grupa wychowanków, dzięki którym GKS długo grał na przyzwoitym poziomie, zaczynała na Torkacie – przypomniał.
Po pożarze hokeiści GKS przenieśli się do małej hali Spodka, w której podejmują rywali do dziś.
Piotr Girczys (PAP)
gir/ pp/