13.10.2009 Warszawa (PAP) - O nowym filmie - planowanej ekranizacji powieści Andrzeja Barta "Fabryka muchołapek" oraz o współpracy z Bartem przy nagrodzonym w tym roku Złotymi Lwami w Gdyni "Rewersie" opowiadał w rozmowie z PAP reżyser Borys Lankosz.
Twórców i obsadę "Rewersu" - według krytyków "filmowej perełki", w której "Lankosz bawi się konwencjami kina" - uhonorowano w Gdyni sześcioma nagrodami. Oprócz Złotych Lwów, były to nagrody za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą dla Agaty Buzek, najlepszego aktora drugoplanowego - Marcina Dorocińskiego oraz najlepsze zdjęcia, muzykę i charakteryzację. Kolejny fabularny film Lankosza ma być opowieścią o łódzkim getcie.
PAP: - Planujecie z Andrzejem Bartem następny fabularny film - "Fabryka muchołapek", według powieści nominowanej do literackiej Nagrody Nike 2009. O czym opowiecie tym razem? Borys Lankosz: To ma być adaptacja powieści Andrzeja o Mordechaju Chaimie Rumkowskim. "Król" łódzkiego getta był kontrowersyjną postacią, o którą wciąż spiera się historia. Sprawował władzę absolutną, był panem życia i śmierci swoich braci i sióstr, ułatwiał też życie Niemcom, getto przynosiło im wielki zysk. Jednocześnie Rumkowski utrzymywał przy życiu dziesiątki tysięcy Żydów, w czasie, gdy inne getta w Polsce zostały zlikwidowane. Był próżnym, nadętym głupcem, starcem, na którego otrzymana od Niemców władza podziałała jak afrodyzjak. Legenda głosi, że wysłali go do Auschwitz ostatnim transportem, pulmanowską salonką doczepioną do składu bydlęcych wagonów. Tematem powieści Andrzeja jest fikcyjny proces nad Rumkowskim. Akcja dzieje się współcześnie w Łodzi, ale jakby "w innej odnodze rzeczywistości". W powieści, obok Rumkowskiego, pojawiają się bohaterowie fikcyjni oraz duchy zmarłych, którzy wezwani przed oblicze sędziego, składają zeznania (wśród nich np. Hannah Arendt). To niezwykła powieść. W tej historii postmodernizm po raz pierwszy spotyka się z Holokaustem. Nikt wcześniej nie opowiadał w taki sposób. Myślę, że to wyjątkowy, oryginalny projekt. Mam nadzieję, że powstanie z tego film. PAP: - Po raz kolejny podjąłby się Pan realizacji historii rozgrywającej się w Łodzi. B.L.: - Lubię Łódź. Mieszkałem tam przez cztery lata w trakcie studiów w szkole filmowej. Potem pół roku, gdy kończyliśmy montować "Radegast". Mam dużo dobrych skojarzeń związanych z Łodzią. To miasto ma charakter i chciałbym tam jeszcze pracować. Dokument "Radegast" jest kompatybilny z "Fabryką muchołapek". To opowieść o zderzeniu dwóch cywilizacji żydowskich - zachodniej i wschodniej. Do łódzkiego getta deportowano kwiat inteligencji zachodnioeuropejskiej. Radegast to nazwa stacji kolejowej, gdzie zatrzymywały się ich pociągi. Nasi bohaterowie nagle znajdowali się w miejscu, gdzie kończyła się cywilizacja. Bardziej niż uwięzieniem, przerażeni byli widokiem brukowanych ulic, walących się budynków pozbawionych kanalizacji. Nie mieli pojęcia, że świat taki jak ten mógł istnieć w 1942 roku. Gdy z tymi, którzy przeżyli, spacerowałem po Bałutach 60 lat później, myślałem podobnie. PAP: - 13 listopada "Rewers", tak znakomicie przyjęty na festiwalu w Gdyni - z Agatą Buzek, Krystyną Jandą, Anną Polony i Marcinem Dorocińskim w obsadzie - będzie miał kinową premierę. Jak doszło do realizacji tego filmu na podstawie scenariusza autorstwa pisarza Andrzeja Barta? B.L.: - Przyjaźnię się z Andrzejem od dawna, a przez ostatnie pięć lat pracowałem z nim nad dokumentem "Radegast". Film opowiada o łódzkim getcie i w tym roku został wyemitowany przez TVP, niestety o pierwszej w nocy. Córka Andrzeja, Magdalena, napisała scenariusz mojej krótkometrażowej fabuły, "Obcy VI". Jednocześnie, drugim torem, układała się moja współpraca z Jerzym Kapuścińskim (producentem filmu "Rewers" - PAP). On po raz pierwszy zapalił dla mnie "zielone światło", umożliwiając mi realizację filmu "Rozwój" (2001). To był mój film dyplomowy w łódzkiej szkole filmowej. Zrealizowałem go wspólnie z Marcinem Koszałką, który jest autorem zdjęć w "Rewersie". Za "Rozwój" otrzymałem kilka nagród, co umożliwiło mi realizację kolejnych dokumentów. Jerzy pojawił się też przy "Obcym VI" (2008, jako opiekun artystyczny - PAP), a gdy został dyrektorem Studia Kadr, zaproponował mi zrobienie debiutu pełnometrażowego. Ja, naturalnie, zwróciłem się do Andrzeja. Miałem jedno życzenie: żeby jego scenariusz opowiadał o kobietach. PAP: - Dlaczego właśnie o kobietach? B.L.: - Ponieważ lubię dobre filmy o kobietach, a powstaje ich bardzo mało. Kobiety są fascynującymi bohaterkami. Andrzej mnie zna i wie, co w kinie lubię. Powstała kameralna opowieść, rozgrywająca się właściwie w jednym mieszkaniu. Widz nie odnosi jednak wrażenia, że to teatr telewizji. To film, bez cienia wątpliwości. Zabawa kinem. Andrzej, na moją sugestię, odpowiedział natychmiastowym skojarzeniem. Przypomniał sobie swoją bohaterkę, Bożenkę, której los opisał dwadzieścia lat wcześniej na trzech stronach powieści "Rien ne va plus". Bożenka, z nakazu autora i na skutek tej samej presji, jaka jest teraz udziałem bohaterki "Rewersu", popełniła samobójstwo. Andrzej latami żałował, że ją do niego popchnął. Teraz, w "Rewersie", postanowił dać jej nową szansę, nowy los i nowe imię - Sabina. PAP: - Co intryguje Pana w opowieściach o kobietach? B.L.: Uważam, że kobiety stają się mądrzejsze od mężczyzn. Gdy spotykam ludzi starych, odnoszę wrażenie, że kobiety mają więcej charakteru. Dobrych ról kobiecych w kinie jest "jak na lekarstwo". Tymczasem kobiece historie są niezwykłe. PAP: - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Joanna Poros (PAP) jp/ abe/ gma/